piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 10 – Początek.



Nawet moralność jest kwestią czasu...”

~~Gabriel Marquez



Gdybym wiedziała co się wydarzy, może bym nie poszła? Może wszystko potoczyłoby się inaczej?Może to wszystko nie byłoby takie skomplikowane? Może... może po prostu nie kochałabym dwóch mężczyzn naraz?

***


Godzina 16:00, 9 lutego 2001 roku

- Cholera jasna! W co się ubrać?!
Chodzę po domu i zastawiam się co ubrać. Merlinie, przecież to nie jest randka! Hermiono Jean Granger masz narzeczonego, który leży w szpitalu. Ale mam ochotę na... Nie kończ! Masz NARZECZONEGO I IDZIESZ NA IMPREZĘ TYLKO PO TO BY SIĘ ROZERWAĆ!
Kolejna kłótnia z myślami... Po prostu wariuję, jeszczę trochę i zamkną mnie w Łungu. Czasami trzeba porozmawiać z kimś inteligentnym, co nie? Skoro już, mój drogi mózgu, doszedłeś do logicznych wniosków, to skoncentruj się na wybieraniu ubrania. Hmm... Medytacja. Zamknęłam oczy, a gdy je po chwili otworzyłam, w oczy rzuciła mi się piękna czarno-niebieska sukienka i już doskonale wiedziałam, co ubiorę.
Niebieski dekolt z czarnym rozszerzanym dołem, którego końce są obszyte połyskującą dzięki magii nitką. Sukienka jest zniewalająca. Ostatnio miałam ją na sobie na jednej z wakacyjnych imprez. Tak, powinna być odpowiednia. Chwilę później dobieram do niej dodatki.
Idę pod prysznic. Gorąca woda i płyn o zapachu róży z miętą wystarczą aby się odprężyć.

Teraz makijaż - delikatny, ale z mocnymi kreskami, idealnie podkreślający kości policzkowe. Na usta nakładam wiśniową szminkę i można uznać, że jestem gotowa.

Zaczynam poszukiwanie szpilek. Waham się chwilę między niebieskimi i czarnymi. Wygrywają niebieskie. Jeszcze torebka. Swoją codzienną dużą czarną torbę transmutuję w małą, poręczną o kolorze niebieskim ozdobioną drobnymi diamentami. Używam zaklęcia powiększającego wnętrze i jestem pewna, ze zmieści mi się wszystko czego będę potrzebować.

16:08

Godzina czterdzieści. Chyba pobiłam rekord w zbieraniu się, ale jestem zadowolona z efektu swoich starań. Gdyby nie jeden mankament byłoby idealnie. Włosy. Jak można zapomnieć o fryzurze? Okazuje się, że można i to z łatwością. Wyciągam różdżkę z torebki i włosy układam w delikatne fale. Połyskujące dzięki magii. Idę do kuchni i robię sobie szybko kawę starając się nie myśleć o Ronie, który leży teraz nieprzytomny, ale byłby za to wyjście na imprezę z Malfoyem co najmniej wściekły. Zaparzam czarną, aromatyczną kawę. Czekam chwilę, aż wystygnie i wypijam łyk.

16:13

Słyszę dzwonek do drzwi i nieśpiesznie podchodzę do nich - jeśli zechce to poczeka. Przez weneckie lustro w drzwiach widzę jak stoi nonszalancko opierając się o barierkę schodów. Z twarzy nie schodzi mu cyniczny uśmieszek. W świetle księżyca wygląda bardzo pociągająco. Platynowe włosy połyskują, a oczy nabierają jeszcze głębszego wyrazu.
Spoglądam na niego jeszcze przez chwilę zanim decyduję się otworzyć drzwi.

- Witaj, Granger.
- Cześć, Malfoy.
- Wyglądasz olśniewająco - słyszę, a moje policzki automatycznie oblewają się rumieńcem. Jego wzrok pali coraz bardziej.
- Dziękuję - odpowiadam uśmiechając się.
- To idziemy? Możemy się teleportować?
Kiwam głową, zamykam drzwi i zaklęciem zabezpieczam mój dom. Nie, mój i Rona. NASZ dom Podaje mi rękę, a ja czuję dreszcze gdy nasze dłonie się stykają. Moja - chłodna i nieco drżąca od emocji, a jego - zimna i mocna, ale delikatna. To niemożliwe, takie dreszcze wywołuje u mnie tylko Ron... Po chwili znajdujemy się pod Diamonds Club. Wchodzimy do środka bez stania w kolejce. Malfoy kiwa głową ochroniarzowi, ten spogląda na niego i robi to samo. Prawie parsknęłam śmiechem bo ochroniarz wygląda jak kanciasta szafa. Szerokie barki, nogi jak kolumny, gruby, ogolony na łyso, przypomina mi skinheada. Odwracam wzrok nie mogąc na niego patrzeć. Przekraczamy próg czarnych jak smoła drzwi i znajdujemy się w korytarzu o ścianach w kolorze czerwonego wina, burgundu. Malfoy lekko pociąga mnie w prawa stronę, poddaje się lekkiemu naciskowi jego cieplejszej już dłoni. Wchodzimy do szatni, pomieszczenie całkiem inne niż korytarz w którym byliśmy przed chwilą. Kremowe ściany, kilka foteli w kolorach błękitu i lada. Za nią stoi chłopak, dość młody, być może w naszym wieku. To znaczy w wieku moim i Malfoya, bo przecież mnie z nim nic nie łączy. Podajemy mu nasze wierzchnie okrycia. Malfoy szeptem mówi coś chłopakowi, a ten kiwa głową jakby na potwierdzenie słów, które przed chwila usłyszał. Chwile później blondyn dostaje dwa klucze i numerek. Nie rozgryzłam jeszcze o co chodzi, ale dowiem się. W końcu jestem Granger.
Wychodzimy na korytarz, cisza która nas otacza wcale nie jest krępująca, może panuje lekkie napięcie, ale mam ochotę się w niego w tulić. Hermiono masz narzeczonego! Przywołuję się do porządku.
- Widzę, że tu też masz znajomości Malfoy.
Uśmiecha się chytrze i lekko ironicznie.
- Zawsze dostaje to, czego chcę. Wszędzie mam znajomości Granger.
Jak on mnie irytuje, ten jego ton, uśmieszek, nonszalancja, te chwile drapieżnictwa, ostry język z pewnością zdolny do wielu rzeczy...CHOLERA GRANGER STOP! Wychodzimy z sali i w końcu docieramy do sali zabaw. Ugh, jak to brzmi! Dominuje czerń i czerwień. Podchodzimy do baru.
- Co zamawiamy Granger?
- Może zdam się na twój gust - mówię uśmiechając się filuternie.

GRANGER NIE FLIRTUJ Z NIM! PRZECIEŻ TO MALFOY!
Po chwili w dłoniach trzymam pomarańczowy drink. Próbuje, smakuje świetnie, jakby w ogóle nie było w nim alkoholu...

- Zatańczymy?
- Pewnie - odpowiadam uśmiechem.
Po chwili wirujemy na parkiecie, wśród tłumu nieznanych nam ludzi. Nie wiem kiedy tracę kontakt z rzeczywistością. Liczy się tylko muzyka, która brzmi w moich uszach. Zatracam się. Kilka minut później czuję ręce na swoich biodrach i jak przez mgłę widzę za sobą Dracona, który porusza się wraz ze mną, wczuwając się w rytm. Tańczymy długo, ale czas przestaje się liczyć. Nagle słyszę wolną muzykę... chcę zejść z parkietu, ale Draco mnie zatrzymuje. Odwraca mnie do siebie i oplata ramionami. Wtulam się w niego, jakby był całym moim światem. Przestaję myśleć. Jego zapach mnie odurza. Całuje mnie. Nie wiem kiedy pojawiamy się przed drzwiami, do których po wejściu Malfoy brał klucz. Nie liczę pocałunków, którymi obdarza moje napuchnięte usta, nie liczę, nie myślę. On mnie odurza, uspokaja, zatracam się. Kopniakiem zamyka drzwi. Całuje mnie coraz to zachłanniej, a jego dłonie wędrują pod moją sukienkę, która po chwili z łoskotem upada na panele. Ja również nie próżnuję, jego koszula upada zaraz obok. Unosi mnie, zarzucam ręce za jego szyję nie przerywając pocałunku, nogami obejmuję jego biodra. Wyrzucam z głowy niepotrzebne myśli kiedy w sypialni odpinam pasek jego spodni, które chwilę później lądują na podłodze. Rzuca się na mnie jak wygłodniałe zwierzę, a ja nie pozostaję mu dłużna. Jego usta pozostawiają za sobą gorące, palące ślady, moje podbrzusze wypełnia podniecenie, a w krwi szumi adrenalina.
Zdradzasz Rona...- mówi moja podświadomość, ale nie słucham, wiem, potem będę żałować, ale teraz....

Malfoy swoim językiem naprawdę potrafi wyczyniać cuda, ale ja już dłużej nie mogę, pragnę go w sobie, jak najgłębiej. Po chwili odrywamy się od siebie, on spogląda na mnie, a ja na niego. Kiedy widzę, ze otwiera usta, aby zadać pytanie, kiwam mu głową po czym wpijam się w usta. Chwilę później czuję jak wypełnia mnie całą, tak jak nikt, nikt inny...
Z sekundy na sekundę poruszamy się co raz szybciej, ale nadal idealnie dopasowani, nie wiem kiedy osiągam szczyt, a on zaraz po mnie. Kiedy jego usta sięgają moich, aby w niemy sposób podziękować mi za noc, dopadają mnie chwilowe wyrzuty sumienia. Uspokajając oddech zapadam w objęcia Morfeusza, czując ręce Dracona na mojej talii.

Wybija druga w nocy, 2:00, za kilka godzin będę tego żałować,wiem.
****
Przepraszam Was za wszystko, za opóźnienie, za mało czasu dla Was i bloga...Ech cóż jest ciężko, ale dam rade :)
Komentujcie, to na pewno doda mi siły.
Buziaki:*
EDIT: Całym sercem polecam Wam mój nowo ulubiony film- "Burleska" i genialną piosenkę <3 -----Alibaba,Onar&Borysewicz Dożylnie

EDIT2: Jeżeli komuś się nudzi to zapraszam na GG, możemy porozmawiać :) 5789049


niedziela, 10 listopada 2013

To nie powinno się tak skończyć.


Witajcie.
Tak mnie jakoś natchnęło, żeby Wam to jednak wrzucić, może niektórzy kojarzą tę miniaturkę z mojego drugiego bloga, jej już tam nie ma.
Rozdział się pisze, może się uda do jutra :D
Drugi etap z biologii mam 6. grudnia, taki tam prezent mikołajkowy xD
Jestem cholernie zmęczona, ale co tam :)
Dziękuje M., Koralina, Oli Fajna,  Księżniczka Czystej Krwi,Adrianna Wołtosz  za wsparcie, kochane, jesteście wielkie :D
Może miniaturka nie zachwyca długością, ale czekam na Wasze opinie.
Zapraszam do zakładki SPAM - zostawiajcie adresy swoich blogów, zajrzę w wolnej chwili :)
Jak i również do zakładki Miniaturki- czytajcie i zostawiajcie opinię.
To chyba byłoby na tyle. Buziaki :* 


Dla Was, bo jesteście....

„Spotkajmy się znów,po drugiej stronie.Nie mogę znieśćmyśli,że to już koniec.”


Leży na łóżku szpitalnym. Otoczony przeróżną aparaturą zarówno mugolską i magiczną. 
W okół nich tylko biel. Jego blada twarz, wyraża błogi spokój. Dusza unosi się nad krzesłem, na którym siedzi brązowowłosa kobieta. Na oko ma około dwudziestu pięciu lat. Nie widzi ducha, bo to tylko jego dusza, serce wciąż bije, umysł pracuje. On głaszcze ją po włosach pocieszając, ale ona nic nie czuje. Rozpacza chociaż nie widać łez. On wie, że już nie wróci, a ona pragnie być tylko z nim. Jej serce rozrywa się na maleńkie kawałeczki, ręka ściska różdżkę. Zagryza lekko dolną wargę i marszczy czoło zastanawiając się nad czymś intensywnie. Oczy wyrażają tylko pustkę. To on był przyczyną tych iskierek, które teraz zniknęły. Nagle unosi różdżkę, a on chce ją powstrzymać, krzyczy, ona go nie słyszy. Szepcze tylko:
-To dla ciebie kochanie-dotyka ustami jego zimniejszych ust- Spotkamy się zaraz. Avada kedavra.-mówi już pewniej. 
Serce przestaje bić, jego dusza znika, a aparatura wydaje przeciągły dźwięk.
A ja nie robię nic. Jestem ich Aniołem Stróżem i znam ich całą historię. 
Mimo to nie opowiem wam jej. 
Powiem wam tylko, że przeznaczenia nie da się oszukać.
A ich historia nie powinna się tak skończyć. 
Znikam, a do sali wbiegają magomedycy.
 Nie uratują ich, są razem w drodze do nieba.


EDIT : ZAPRASZAM DO UDZIAŁU W ANKIECIE TO DLA MNIE BARDZO WAŻNE.

czwartek, 31 października 2013

Rozdział 9 - Spotkanie w windzie.

Nie żałuj, nigdy nie żałuj, że mogłeś coś zrobić w życiu, a tego nie zrobiłeś. 
Nie zrobiłeś, bo nie mogłeś. 
~Stanisław Lem 

Życie... W cale nie jest proste. Podejmujemy w nim wiele decyzji, zaczynamy coś, żeby po tem tego nie skończyć. Wybieramy...
Nic nie jest banalne. Wszystko potrafi zawalić się w najmniej odpowiednim momencie.
Mimo to zawsze wierzyłam, że dam rade, że ze wszystkim sobie poradzę. A tu... Nie wiem juz nic, tracę wiarę w swoje możliwości... Gubię samą siebie, co raz bardziej. Tracę wszystko, wszystkich...
Decyzje przestają się liczyć, wysiłek również...
Znacie to...?
Taki stan zawieszenia... Nic nie chcesz, gubisz się, tracisz wszystko,nie masz sił. Jak nazwać taki stan...Depresja, załamanie,zawiesznie... nie mam pojęcia. Moje życie jest jak ostatni jesienny liść na wietrze, jestem po ślubie, ale ciągle dopada mnie stan, w którym wspominam Malfoya...
Dracona,którego na moje nieszczęście pokochałam.

****

-Ron,kochanie proszę obudź się. Nie możesz mnie zostawić. Nie teraz... Pamiętasz, mamy brać ślub. Tyle razy mówiłeś, że mnie kochasz, więc nie zostawiaj mnie teraz.... Obiecałeś, że nigdy mnie nie zostawisz, że będziesz ze mną do końca. Miałeś mnie nie zostawiać!-podnoszę głos. Czuje, że łzy kaskadami spływają po moich policzkach. Smith obiecał mi, że Ron obudzi się już dzisiaj, a tu co? Jest w śpiączce, mam tylko nadzieje, że mnie słyszy. Czuje. Rozumie. Pamięta. Myśli o mnie i chce wrócić. Mój narzeczony od tygodnia znajduje się w śpiączce. W miedzy czasie był u mnie Malfoy z dawkami eliksirów i wykonał te swoje badania. Nie mogę usiedzieć w mieszkaniu, dlatego,mimo iż sama nie dawno opuściłam Munga, przesiaduje w nim godzinami, w sali numer 779, na Urazach Magicznych. Dziwne, prawda, życie robi niespodziewane zwroty akcji, niedawno to ja leżałam w Mungu piętro niżej. Teraz to mój narzeczony, jest w śpiączce i mnie potrzebuje.
Nikt nie zmusi mnie do tego,abym odpoczywała. Będę przy nim, bo właśnie tutaj jest moje miejsce, przy nim, przy Ronie. Magomedycy powiedzieli mi tylko, że oberwał jakimś zaklęciem,podczas akcji. Ron i Lee łapali Rokwooda. Lee już z tego wyszedł, a Ron obronił go swoim ciałem. Nie trudno domyślić się, że była to klątwa czarno magiczna. W tym momencie, po raz wtóry w swoim życiu żałuje, że Severus Snape nie żyje. Mimo, że był głównym wrogiem Gryfonow, to kiedy tylko Harry przekazał nam historie jego życia zrozumiałam go cały sercem. Tak bardzo pragnę, żeby Ron wyzdrowiał. Żeby to wszystko skończyło się dobrze. Aby przytulił się do mnie i powiedział ze wszystko jest dobrze. Jestem za bardzo wrażliwa, za mało twarda, dziecinnie naiwna i głupio uparta, jak to kiedyś określiła Gin. Możliwe, iż jest to prawda. Nawet prawdopodobne. Człowiek, którego kocham całym sercem chce mnie opuścić.
-Hermionko, musisz iść odpocząć, nie możesz tutaj spędzać tyle czasu-do pokoju weszła Molly Weasley i położyła rękę na moim ramieniu. Straciła syna, przeżyła obie wojny z Voldemortem, ale trzyma się dzielnie. Kobieta anioł. Tyle przeżyła i mimo zmarszczek i przybywających lat, i zmartwień jedyne co można wyczytać z jej twarzy to piękno. Bije od niej blask miłości, ciepła, magii.
-To mój narzeczony Pani Weasley, nie mogę go zostawić, nie w takiej chwili.
-Ale musisz o siebie dbać.
-Ale...
-Nie kochana, musisz o siebie dbać. On się prędzej czy później, obudzi.
-Ech, no dobrze. Będę w domu,albo na zakupach, jak się tylko obudzi to wyślij mi patronusa mamo.
Molly się uśmiechnęła, tym swoim cudownym uśmiechem, który tylko dodawał jej uroku , podała mi różdżkę i torebkę.
-Idź, wyśpij się, zjedz obiad i teleportuj się do Gin, ona się nie powinna martwic,
 z reszta ty też nie.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie i wyszłam z sali. W Mungu tylko magomedycy mogą teleportować się w budynku, zwykli czarodzieje mogą teleportować się dopiero z holu głównego. Udałam się do windy i przymknęłam oczy. Czekałam cierpliwe aż znajdę się na parterze w holu głównym. „Poziom 6-Klątwy Magiczne"
„Poziom 6 1/2 -Wydział Magomedycyny"
„Poziom 5- Łung. Jeżeli wysiadasz tutaj prosimy o przejście do prawej części windy i złapanie się za barierkę. "
„Poziom 5 1/2 - Dyrekcja, Biura.”
I właśnie na tym poziomie dosiadł się do mnie Malfoy, co on robi w windzie, przecież może się teleportować...
-Witaj, Granger.
-Część Malfoy.
Chwila dziwnej ciszy.
-Jak się czujesz?
-Co słychać?
Zapytałam w tym samym momencie co on. Wybuchliśmy śmiechem.
„Poziom 4- Urazy niemagiczne”
-U mnie wszystko w porządku, wiesz praca, praca, praca, dom i opieka nad matką- powiedział Malfoy.
-Matką?
-Ech, mówiąc oględnie... jest chora.
-No dobrze jak nie chcesz to nie mów-odpowiedziałam.
-Może kiedyś ci powiem. A co u ciebie?
„Poziom 4 1/2- Ciężkie urazy magiczne i niemagiczne.”
- Staram się nie zwariować, po prostu, wiesz, ale ostatnio to jest co raz trudniejsze.
-Nikt nie powiedział, że będzie łatwo i sam jeden Merlin wie co nas czeka.
- Jak widać nawet bohaterka wojenna, nie ma w życiu łatwo.
-To może chcesz się rozerwać?
Rozwerwać z Malfoyem... W sumie co mi szkodzi.
- Ogólnie to z chęcią.
-To może wybierzesz się ze mną dzisiaj do Diamonds Club?
-Dobrze, o której?
„Poziom 3 – Eliksirowna, magazynek – wstęp tylko dla magomedyków.”
- O dziewiętnastej będę pod bramą. Pa, tutaj wysiadam.
-Do zobaczenia- powiedziałam do jego pleców.

***

Czasami zadaje sobie pytanie co by było gdym nie zgodziła się pójśc do Diamonds Club'u. Może wtedy wszystko byłoby inaczej, może gdzybym nie zrobiłą tego co zrobiłam. Szczerze, nie żałuje... mimo wszystko nie żałuje... chociaż wtedy moje sumienie jeszcze żyło...

*********
Witajcie :)
Rozdział z okazji Halloween.
Nie zbetowany, kiedy tylko beta mi go zbetuję, to wrzucę poprawiony.
Nie wiem kiedy następny.
Buziaki :*



niedziela, 27 października 2013

Rozdział 8 Luty- miesiąc, który wszystko zmieni

Dla Alicji, La_tua_cantante i wszystkich, którzy komentują. Dziękuję.

Rozdział 8 
„Luty- miesiąc, który wszystko zmieni”

„Są w życiu chwile, gdy myśli się, że jest tak źle, iż już gorzej być nie może.
Wtedy właśnie okazuje się... że jednak może.”
~R. Kosik


- Granger, uważam, że możesz już wychodzić.
- Już? Czyli co mi jest, Malfoy?
- Dostaniesz kilka eliksirów i będę cię odwiedzał raz w tygodniu na dwie, trzy godziny. Będę musiał cię badać. Co ci jest? Cóż jakby ci to powiedzieć… W sumie może ci się stać wszystko, jeżeli cię nie dopilnuję i ty sama nie będziesz na siebie uważała. Granger, użyłaś najsilniejszej tarczy, jaka istnieje i oberwałaś czarnomagiczną klątwą od mojego ojca, który cię nienawidzi, jak żadnej innej mugolskiej czarownicy. Uwierz, że mogło ci to nieźle zaszkodzić.
Brzmi wiarygonie, ale i tak mu nie wierzę.
- Malfoy, ja i tak dowiem się prawdy.
- Zajmij się jedzeniem, bo ci wystygnie - powiedział krótko i wyszedł.
Gdyby to wszystko było takie proste. Zajmij się jedzeniem, no naprawdę! Śniłeś mi się, idioto, wczoraj i co, mam zająć się jedzeniem? Ron jest w Mungu, jutro będzie miał operację, a ja mam jeść? Gin jest w ciąży, a ja mam jeść? Harry nie wie co robić, a ja mam jeść?! Rozmawia ze mną tylko Teo, ale ja mam spokojnie jeść...
I co jeszcze do jasnej cholery?! Mam teraz stanowczo za dużo problemów, w ogóle nie jestem w stanie jeść...  Przez cały tydzień, calusieńki tydzień nic się nie działo, wszystko było w porządku, ale wczoraj musiało się coś zdarzyć!  Moje życie nie może być przez dłuższy czas spokojne, czasem mam wrażenie, że wszystko jest do dupy. Cholera jasna! Jestem Granger, czyż nie? Nie mogę mieć wszystkiego w dupie!
Mam wrażenie, że gorzej już być nie może i łudzę się, że tak właśnie będzie.
-Granger...
-Słucham?
Podszedł do mnie i usiadł obok.
-Twój łasic ma właśnie operację i coś nie wyszło Smithowi…Nie wiem co się stało,  ale nie jest dobrze i poprosili mnie, żebym ci to przekazał...
Patrzę na niego i brakuje mi słów. Zawieszam się, mój wzrok traci wyraz, a on patrzy na mnie i chyba nie wie co robić. Nie mam pojęcia czego się spodziewał, ale jeżeli wybuchu płaczu to się pomylił. Zdałam sobie już sprawę, że zawsze, ale to zawsze może być gorzej...
Malfoy przysunął się bliżej i złapał moją dłoń ogrzewając ją swoimi swoimi chłodnymi, aledelikatnymi dłońmi.
- Nie będę cię okłamywał Granger. Nie wiem, co się stanie, ale jakoś to będzie. Być może wszystko się pogorszy,  ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Pocałował mnie w policzek i zanim zauważyłam, zniknął. Po prostu wyszedł z sali, zostawiając mnie samą z moimi zagmatwanymi myślami. I sercem, które w tej chwili pękało na pół.

***
Do dzisiaj pamiętam ten chłód na swoim policzku. Dotyk jego warg, który był tak lekki, tak ulotny, jak dotyk piórka, czy śnieżnego puchu, ale ja pamiętam to tak wyraźnie... Nigdy nie przewidziałam, że od tamtej chwili moje zmysły będą na Niego reagowały w ten sposób. Nie pomyślałabym nawet, że jeden pocałunek w policzek może po pewnym czasie przewrócić mój, już i tak walący się w tamtym momencie, świat. Jak widać, życie jest pełne niespodzianek, o czym najlepiej przekonałam się w lutym zeszłego roku. Nawet poszukiwania horkruksów i Voldemort oraz jego kochana banda idiotów nie pomieszali tak mojego życia…
Ronald coś przede mną ukrywa. Jestem tego pewna. I dowiem się, co jest jego tajemnicą. 
Harry i Gin jeszcze nic nie wiedzą, a ja boję się im cokolwiek powiedzieć. Ten strach jest paraliżujący. Kiedy już odważę się im wszystko powiedzieć, coś zatrzymuje mnie, zaczynam czuć irracjonalny, obezwładniający, gorszy niż przy ataku dementorów strach. Co się stało z moją gryfońską odwagą? Ze sprawiedliwością, prawdą, prawością,  i cnotliwością?! Gdzie podziały się cechy najlepszej gryfonki?!
Pamiętam słowa piosenki Tiary, które śpiewała na czwartym roku:
„(...) Gryffindor prawość wysławia,
Odwagę ceni i uczciwość (...)”, 
Albo jej piosnki z pierwszego roku, kiedy tak bardzo się bałam, do jakiego domu trafię.
 „(...)Może w Gryffindorze,
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
Gdzie króluje odwaga
I do wyczynów ochota (...)”
Gdzie się podziały te cechy?!

Nie wiem jak i kiedy zgubiłam prawdziwą siebie, gra w życie zaczęła mnie nudzić, a odkąd nie ma przy mnie tego cholernego arystokraty, panuje chaos...
Kocham Rona, kocham Rona, kocham Rona... Staram się go kochać całą sobą, ale mimo wszystko część mojego ledwo posklejanego serca zajmuje Malfoy.
Jutro spędzam cały dzień z Ronem, ma w końcu wolne. Ale ja czuję, że jutrzejszy dzień nie będzie taki piękny, jaki się wydaje. Coś wisi w powietrzu…Cóż, idę zrobić obiad, jednak mugolskie przyzwyczajenia dają o sobie znać. Mimo, iż jestem czarownicą to gotowanie w każdej postaci mnie odstresowuje.

***
- Jak się czujesz? Czy wszystko w porządku?
- Tak, tak wszystko spoko Gin, a ty jak się trzymasz?
- Cóż, jakoś to chyba najlepsze określenie. Ron to w końcu mój brat, ale pewnie ty się bardziej martwisz.
- To nie ja jestem w ciąży… - odpowiedziałam ze smętnym uśmiechem.
 Po chwili milczenia Gin zabrała głos:
- Wypisali cię już?
-Tak.
- A co ci jest, kochanieńka? Wiesz już może coś na ten temat?
- Malfoy będzie przychodził na wizyty co tydzień, na kilka godzin. Na razie będzie mi dawał tylko eliksiry. Wiesz Gin, on na pewno ma jakieś podejrzenia, ale nic nie chce mi powiedzieć. Dobra, nie rozmawiajmy teraz o Malfoy'u. Pomóż mi się spakować, skarbeńku, i idziemy na Urazy Magiczne.

- Naprawdę dobrze się trzymasz, ale wiesz, co? Uśmiechnij się.
Wymusiłam uśmiech, choć wiedziałam, ze Gin, zauważyła mój ból.
- Coś mi się wydaje, że najpierw trzeba będzie cię rozweselić. Rodzice są przy Ronie, jak się obudzi na pewno się dowiesz.
- No dobrze.
Zaczęłyśmy powoli pakować moje rzeczy.

********
Witajcie :)
Rozdział dzisiaj z okazji tak pięknego dnia.
Mam nadzieję, że się spodobał.
Zbetowany. :)
Nowy nie wiem kiedy, aktualnie zajmuje się odbudowywaniem życia osobistego...
Buziaki :*

wtorek, 15 października 2013

Rozdział 7- Teodor Nott

Rozdział 7 

Przyjaciele są jak ciche anioły...


Przyjaciele... Ludzie, którzy są zawsze. Bezinteresowni, pomocni,zabawni, wredni, a czasem nawet okropni. Chcą dla nas dobrze, ale akceptują to co robimy. Ludzie, którzy kochają nas mimo wad, ci, którzy są przy nas zawsze, nie od zawsze, a na zawsze. Są prawdziwi, szczerzy i potrafią nas kopnąć w tyłek kiedy trzeba. Znają nas tak na prawdę, bez makijażu, masek... takich rzeczywistych.  Przyjaciele... Ludzie, których darzymy zaufaniem... z wzajemnością, ci, którym mówimy wszystko o wszystkim i, o każdym. W cale nie muszą być z nami od dzieciństwa. Oni po prostu są... Możemy ich poznać na ulicy, w pracy, docenić po czasie, 'awansować' ze zwykłych znajomych. Sami wybieramy swoich przyjaciół jak i oni wybierają nas. Przykład...Teodor. Ślizgon, czarodziej czystej krwi, który nie powinien zadawać się ze szlamą i co... To nie Harry, czy Gin, moi przyjaciele od paru ładnych lat. To nie mój narzeczony, a on Teodor Nott, wie o mnie najwięcej. Dzięki niemu zrozumiałam, coś co zrozumieć powinnam już dawno, ja najmądrzejsza czarownica  od czasów samej Ravenclaw. Ja Hermiona Jean Granger, uczę się  od Teodora Notta, nieprawdopodobne...

31 stycznia 2001 roku

Chcę spać, w sumie to tylko ciągle chce mi się spać i jeść. Malfoy mówi,że to dobrze, a ja mu wierze. Merlinie jak to dziwnie brzmi, wierze Draconowi Malfoyowi. Gdyby ktoś powiedział mi o tym jakiś miesiąc wcześniej wysłałabym go na oddział urazów głowy w Mungu, ewentualnie do Łunga, który powstał zaraz po wojnie. Szpital dla czarodziei, którzy są psychicznie chorzy, bądź mają problemy i sobie z nimi nie radzą. Chcąc nie chcąc po wojnie było wielu ludzi, czarodziei, którzy potrzebowali pomocy psychologa. Pomysł Harrego, wysłaliśmy na stypendium mugolskiej psychologii kilku czarodziejów, od tamtego czasu w szkołach magicznych obowiązuje nowy przedmiot- Paranastia, nauka psychologiczno-pedagogiczna.
Od kiedy się obudziłam odwiedzili mnie już Harry i Gin. Oni są tacy  kochani, moi najlepsi przyjaciele. Od zawsze są ze mną...  Ron...pojechał na misję, dostał patronusa z wiadomością o moim  powrocie do zdrowia. Ma teleportować się do mnie zaraz po zakończeniu akcji, która nadzoruje. Kocham go, ale mógłby poświęcać mnie więcej czasu. Jest godzina 11:45 niedawno się obudziłam. I w sumie już położyłabym się z powrotem spać. Jak to mówi Malfoy "sen jest mi teraz potrzebny, sen i jedzenie." Ostatnio założyłam się z nim nawet o trzy tabliczki czarodziejskiej czekolady. Ach każda kostka inny smak, każda rozpływa się w ustach, one są idealne. Kurze jeść mi się chce.
-Malfoy...Magomedyku mój drogi!-krzyczę korzystając z tego, ze drzwi są uchylone, na pewno mnie usłyszał. Zdążyłam się dowiedzieć, ze jego gabinet jest zaraz obok mojej sali. Gdyby nie to,ze nie mogę się ruszać to w cale nie wolałabym tego idioty, ale cóż skoro mogę go trochę wykorzystać.
-Co znów Granger?-pyta z grymasem niezadowolenia na tej swojej nieskazitelnej buźce, która nawiedziła mnie we wczorajszym śnie, przepraszam...koszmarze. To zdecydowanie był koszmar.
-Jaki znów...Trzeba było pozwolić mi wstać z łóżka Malfoy, od wczoraj,kiedy się obudziłam tylko leże i leże, ja już nie mogę. A w igłę to jeść mi się chce.  Wyczarowuje talerz zupy ogórkowej, rozpoznaje po zapachu.
-Apetyt masz w pełni, co świadczy o jednym wracasz do zdrowia-dodaje uśmiechając się lekko- Tylko nie jedz tyle, bo się roztyjesz.-mówi dodając trochę ironii w ton głosu. A miałam być dla nie go mila...
-O to się nie martw Malfoy, nie grozi mi to, bynajmniej teraz, za to tobie to już nic nie pomoże-odpowiadam z przekąsem.
Malfoy wybuchł śmiechem i wyszedł z sali. Przyłożyłam głowę do poduszki i już już odpływałam do krainy Morfeusza, kiedy usłyszałam ciche pukanie w drzwi. Wybudziło mnie to.
-Proszę.
-Witaj,Hermiono.
To był Teodor. Nott znów mnie odwiedza to zdecydowanie dziwne...
-Hej.
-Co tam słychać?
Zaskoczył mnie... usiadł z uśmiechem na ustach, w kącikach jego oczu widziałam jakby zmartwieni, ale nie zadał typowych pytań „Jak się czujesz? W porządku?” Te pytania doprowadzały mnie do szału. A on, usiadł obok wesolutki i się pyta co u mnie?!?! Człowieku jestem w szpitalu i ciągle śpię i jem, mój narzeczony odwiedza mnie raz na jakiś czas, a ja...och, masakra.
-Okropnie.
Nie wiem czemu powiedziałam mu prawdę. Ale czułam, że tego potrzebuję.
-To opowiadaj. Oczywiście jeżeli chcesz.
Chwilę siedziałam cicho. W końcu, czy mogę opowiedzieć o swoim życiu osobie, której nie znam, na dodatek ślizgonowi. Ja Gryfonka??
-Wiesz... leże sobie w szpitalu, mój narzeczony ciągle pracuje, przyjaciele ciągle martwią... mam dość. Odkąd pamiętam zawsze coś jest nie tak, z resztą co cię to może interesować?
-Może mnie nie interesuję, ale chcę ci pomóc...
-Nigdy nie wierzyłam w miłość wiesz...Niby kocham Rona, ale mam wrażenie, ze to nie to, że nie jest to ta pełnia, o której mówią w bajkach. Na rodziców, też zawsze nie mogę liczyć, chociaż kocham ich bardzo. Chciałabym, żeby ktoś mnie czasem przytulił tak po prostu bez okazji, nie troszczył się o mnie co chwile, ale po prostu był. -powiedziałam powstrzymując łzy.
Wiecie, co mnie zadziwiło najbardziej Nott mnie przytulił. On mnie przytulił!!!!
-Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, mimo że możesz o tym nie wiedzieć.-dodał szeptem tuż przy moim uchu.
A ja rozpłakałam się, chociaż nigdy nie płaczę i połowa ludzi którzy ze mną pracuje ma mnie za sukę, to w tamtym momencie płakałam w ramionach mojego współpracownika, byłego ślizgona, Teodora Notta...

******
Wszystko w życiu szybko się zmienia, coś jest a później tego nie ma, życie jest tylko sumą oddechów, jak to mówi jedna z mugolskich piosenek. Jestem optymistką, nie pokazuje ludziom swoich uczuć, zmieniłam się od czasu wojny, a Ci co mnie nie znają czasem się mnie boją. Wzbudzam szacunek i to się liczy. Mam kochającego męża. Przyjaciół, jednak moje serce zamarzło, zamarzło w dniu, w którym zostawił mnie Draco Malfoy i mimo że wiem, iż to co robiłam jest nie fair w stosunku do wszystkich ludzi, którzy ufają mi bezgranicznie, nie potrafię inaczej. Staram się, ale … zawsze jest to „ale”. Jednak od depresji uchronił mnie Teo, mój przyjaciel, Teodor Nott, ktoś kto pociesza mnie od tego pamiętnego ostatniego dnia stycznia.  Jestem mu dozgonnie wdzięczna. Ron za godzinę wraca z misji. Kocham Go, mniej niż Malfoya, ale kocham. I jeszcze jedno, muszę porozmawiać z Ginny i Harrym. Musze komuś jeszcze powiedzieć prawdę. Nie dam rady tak dłużej. I tak mam wrażenie, ze oni coś podejrzewają, czyżby o czymś wiedzieli, więc może Ron też wie...

*********************************************************
Witajcie kochani :)
Jestem Wam wszystkim dozgonnie wdzięczna :D Tyle komentarzy moja wena żyje pełnią życia, ale biologia jej trochę przeszkadza, byle do piątku ;)
Trzymajcie za mnie kciuki 18.10 o godzinie 9:00 pisze olimpiadę.....
SZUKAM BETY!!! Kontakt na GG.
MACIE JAKIEŚ POMYSŁ NA NAZWĘ BLOGA, KONTAKT RÓWNIEŻ NA GG ;)

A teraz trochę o rozdziale.... przede wszystkim przepraszam za błędy, po drugie to jest trzeci rozdział, w którym próbuję Wam coś przekazać :) Ciekawa jestem, czy ktoś się domyśli o co chodzi, zagadkę wyjaśnię dopiero później ;)

To chyba tyle :)

PROSZĘ O KOMENTARZE :D

Buziaki :*
EDIT : Podziękowania dla emersonn :D Skomentowałaś każdy rozdział od początku, dziękuję :)

wtorek, 8 października 2013

Rozdział 6 - Kłamstwa, pobudka, przebaczenie.

Rozdział 6 

„Kiedy ktoś ustami wypowiada kłamstwa,
 często prawdę mówi oczami.”
~Agatha Christie


Wiele razy słyszałam, że oczy są zwierciadłem duszy... ale co ma powiedzieć człowiek, który umie kłamać tak dobrze, że nawet w oczach nie zobaczysz tego co naprawdę myśli, czuje.... Z własnego doświadczenia wiem, że tylko prawdziwy  kłamca może nauczyć się kłamać każdą cząstką swojego ciała. Wymaga to od nas niezmiernego wysiłku, ale w wielu sytuacjach popłaca.  Nauczyłam się kłamać już dawno. A teraz robię to cały czas. Cały czas okłamuję Ronalda Weasley'a, od dwóch miesięcy po naszym ślubie....Ktoś powiedziałby, że jestem idealnym kłamcą, ale ….to nie jest prawda. Idealnego kłamcy nie rozszyfruje nikt. A na świecie, gdzieś tam daleko ode mnie jest człowiek, który zna mnie na wskroś. Wie kiedy kłamię, mimo ze opanowałam tę sztukę prawie do perfekcji.Jest jeszcze to prawie..... On przez rok zdołał poznać mnie tak bardzo, ze wie kiedy jest to „prawie”, bo przecież prawie robi wielką różnice. Mówił, że kiedy kłamię mrużę oczy, nos, albo wbijam paznokcie w palce. Potrafię utrzymać kontakt wzrokowy,m ale kiedy kłamie dla żartów to  na moje usta wkrada się lekki uśmiech, który on zawsze wyłapuje...wyłapywał. 
Dwa miesiące nie wierzę, że jestem w stanie tyle okłamywać mojego przyjaciela, męża, dawnego mężczyznę swojego życia. Nie jest to proste, ale ja nie jestem w stanie uwierzyć, że on nic nie wie, nie widzi to niewiarygodne. Ron wbrew pozorom jest inteligentny.... Mój mąż jest wyśmienitym strategiem i umie składać fakty, a nawet ich urywki w całość. Dlatego zastanwaim się jak to się stało, ze jeden z najlepszych aurorów dał doprawić sobie rogi? Fakt, faktem jest wybuchowy, ale jak się okazało potrafi trzymać swój temperament na wodzy o ile tego chce... 
Jak wygląda moje życie po ślubie.... Możnaby rzec, ze normalnie, ale nie. Świetnie udaję, staram się być szczęśliwa, ale pewne wspomnienia z blond-osobnikiem nie dają mi spokoju, z resztą nie wiem nawet czy dałabym radę o nim zapomnieć. On przewrócił moje życie do góry nogami, sprawił, ze to co zawsze ogarniałam sypnęło się niczym domek z kart, a ja w końcu poczułam tak upragnioną adrenalinę. Ronald i ja jesteśmy szczęśliwi, ale kiedy on wyjeżdża na misję, a ja siedzę w domu dopada mnie chandra i nie jest to wpływ pory roku, temperatury, ciśnienia czy innych czynników naturalnych. Już wiem co to jest, starałam się wmówić sobie, że to nie jest to, ale wiem, ze nie uda mi się okłamać samej siebie tak jak ludzi....Tęsknota..... To jest tęsknota posta ludzka tęsknota za tym tlenionym dupkiem, idiotycznym arystokratą, tym popierdolonym twardzielem i zimnym draniem tym jebanym skurwysynem, który tylko dla mnie potrafił być człowiekiem. Mój książę, człowiek ze snów, wymarzony mężczyzna. Byłam pewna, ze nigdy go nie spotkam, aż tu nagle spotykam Malfoya, który po tylu latach nienawiści pokazuje mi innego siebie, pokazuję mi prawdziwego siebie, a ja się w nim zakochuję. Kocham go! Jest moim ideałem, wymarzonym zimnym dupek o sercu bijącym dla mnie.... Tak mi mówił więc dlaczego uciekł? 

30 stycznia 2001

Czuję zapach pieczonej kiełbaski i jakby gotowanych ziemniaków z koperkiem. Widzę mamę i tatę, którzy nakrywają do stołu. Są szczęśliwi, widzą mnie, a ja ich biegnę do nich i przytulamy się. Jem z nimi obiad i czuję,  że chcę tu zostać.
-Nie możesz tu zostać kochanie, musisz tam wrócić,czeka cię wiele przeżyć, ale pamiętaj, ze prawdziwa miłość przetrwa wszystko i wszystko się może zdarzyć.  Nie zagłuszaj głosu serca, sama zadasz tym sobie ból.
Obraz zaczął się rozmazywać, a ja ujrzałam pochłaniającą mnie jasność. Zaparło mi dech w piersiach, otworzyłam oczy i łapczywie nabrałam powietrza. Spotkałam parę niebieskoszarych tęczówek i już wiedziałam, ze wróciłam do świata żywych.
-Witaj, Granger.-powiedział jak zwykle swoim ironicznym tonem-jednak stwierdziłaś, że nie zostawisz nas tutaj w spokoju. I tych swoich przyjaciół. Nawet nie wiesz jak rozpaczali.-dodał z kpiącym uśmiechem.
Chyba zacznę żałować, że wróciłam, ale...przypomniała mi się sytuacja z Ronem.
-Który dziś dzień,Malfoy?
-30 stycznia, wtorek, godzina nie wiem,która siedzę przy tobie prawie bez przerwy od dwóch tygodni, tylko po to żeby Cię wyleczyć. A z reszta, co cię to.... Kogo może interesować życie byłego smierciozercy...
Odwrócił się i już chciał wyjść, pomyślałam sobie, ze chyba nie wie co mówi i złapałam go za rękę. Po moim ciele przeszedł prąd, przyjemny prąd.
-Malfoy, nie pierdol. Nie jesteś smierciozerca. Pomogłeś nam ich schwytać. Oczyściłeś swoje imię. Zacząłeś mieć poważanie wśród czarodzieju już rok temu. Wiec nie gadaj bzdur.-powiedziałam- I nie siedź nade mną bez przerwy nie jestem sierotka Marysia poradzę sobie.
-Nie jesteś kim?
-Ehhh jest taka mugolska bajka o sierotce Marysi, tata zawsze opowiadał mi ja do snu, a z reszta nie ważne. Idź do domu, ogarnij się, zjedz coś, nie chce Cię mieć na sumieniu. A przy okazji, weź mi coś do jedzenia.-dodałam uśmiechając się lekko. Jakby na potwierdzenie tych słów, zaburczało mi w brzuchu.
-Granger, nie wiedziałem, ze hodujesz słonie-powiedział Malfoy i zaraz wybuchł śmiechem. Pierwszy raz widziałam go takiego....TAKIEGO....szczery śmiech i beztroska, a do tego Malfoy w jednym zdaniu...to nie wiarygodne.
-Idź juz sobie.-powiedziałam i obróciłam twarz w stronę ściany wydymając wargi. Podejrzewam, ze wyglądam teraz jak rozpieszczone dziecko, ale trudno, nie będzie się ze mnie śmiał, Malfoy jeden.
-Ojj Granger,Granger, nie udawaj rozpieszczonej pannicy, nie pasuje to do ciebie....Trzymaj.-podał mi parujące spaghetti, a ja zapomniałam o całym świecie. Dorwałam widelec w rękę i zaczęłam jeść. Malfoy siedzi obok i również je, ale robi to w bardziej kulturalny sposób.
Zjedliśmy, a ja czuję się jeszcze lepiej.
-Dziękuję, Malfoy.
-Nie ma za co Granger.- Wyjął różdżkę i odesłał naczynia.- trzymaj się, wracam tu za godzinkę,podejrzewam, że zaraz będziesz miała gości.-dodał z półuśmiechem.
Wstał i ruszył do drzwi. Przymknęłam oczy, rozkoszując się ciszą.
-Przepraszam, Hermiono, za wszystko.-powiedział Malfoy, który odwrócił się w drzwiach. Trzymał za klamkę, ale były nadal zamknięte. Otworzyłam oczy i patrzyłam na niego z niezrozumieniem.
-Za szkołę, za nienawiść, wyzwiska, wojnę, wszystko. I mówię ci to raz, więc lepiej zapamiętaj-dodał tylko.Zdążyłam odzyskać rezon nim wyszedł.
-Przeprosiny przyjęte, Malfoy.-odpowiedziałam uśmiechając się szeroko, a on.... odwrócił się, posłał w moją stronę, uśmiech, taki uśmiech szczery, widziałam go u niego po raz pierwszy... i wyszedł. A ja znów patrzyłam za nim zdziwiona. Moje imię w jego ustach brzmiało tak..... nie to niemożliwe. Pomyślałam i na powrót zamknęłam oczy.

*********************************************
Witajcie, skarby moje kochane :*
TAK DUŻO KOMENTARZY :D AHHH Z TEJ OKAZJI DODAJĘ NOW ROZDZIAŁ ZAMIAST UCZYĆ SIĘ DO OLIMPIADY......

Jestem ciekawa czy mi się udał, bo częściowo pisałam go słuchając wykładu o układach człowieka xD

Mam dla Was propozycję........ Nie wiem jaki tytuł nadać temu opowiadaniu, może macie jakieś pomysły jeżeli tak, to piszcie w komentarzach bądź na gg, jak będę miała kilka propozycji to zrobię ankietę :)

PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY, TO MOJA CHOROBA WENERYCZNA xD

Proszę o komentarze :)

Buziaki :*

EDIT: Serdeczne podziękowania dla Dominiki Szymańskiej :) Moja droga Twoje komentarze, to na razie perełka :D Dziękuję, odpowiedziałam pod nimi, jeżeli chcesz przeczytać zapraszam do rozdziału 5 ;)

sobota, 21 września 2013

Rozdział 5- Śpiączka.

Rozdział 5

Wiecie jak to jest.... Jak to jest udawać, grać własne życie. Być marnym aktorem,ale jednocześnie tak dobrym, że nikt nie widzi twoich zmian. Życie... Pojęcie względne. Rodzimy się i umieramy. Wybieramy własne drogi. Mamy wysokie ambicje, albo siedzimy pod monopolowym. To wszystko zależy od naszego losu. Tak bynajmniej mówią ludzie. Kiedyś słyszałam,że Świat jest teatrem, możliwe. Bóg jest w tym teatrze reżyserem, nawet prawdopodobne o ile ktos w Niego wierzy. Człowiek aktorem, owszem. Diabeł suflerem, to z pewnością. Ale nie wolno zapominać, ze mamy ta wolną wolę. Mamy swój los we własnych rękach i to nie tylko od przypadku zależy nasze życie. Nie od losu czy Boga. Od nas samych. To my podejmujemy decyzje. Wybieramy... Uczymy się na bledach. Nikt,nikt nie powinien się wtrącać w nasze życie. Wybory,decyzje o wszystkim musimy decydować sami. Według siebie, swoich wartości, swoich doświadczeń. Ja podjęłam nie jedna decyzje i nie będą z nich wpłynęła na moje życie. Nie jeden wybór podjęłam za późno. Nie raz przegapiłam szanse. A mimo to trwam.... Spotkałam miłość swojego życia, a on.... Uciekł, stchórzył. Miałam cudownych rodziców, straciłam ich w chwili
gdy usuwałam im pamięć o mnie. Miałam szczęście i trzymam je ostatkiem sił. Ciągle o nie walczę....

***
Cisza i spokój coś czego było mi trzeba. Słyszałam jak Malfoy wbiegał do sali i  coś mówił do Teo, chwilę później słyszałam więcej kroków.
Widziałam tunel, był długi i szeroki. Tajemniczy. Czarny. Nagle na jego końcu pojawiło się światełko, najpierw delikatne, jakbym widziała je zza mgły.
Po moim ciele przechodził prąd, magomedycy. Tylko dlaczego chcieli zmusić moje serce do pracy skoro bije, patrzę na swoje dłonie, wyglądały na zadbane, takie jak były tylko jakby trupio blade nagle pojawiło się przede mą lustro, widziałam swoje odbicie i zaczynałam się bać. Stałam w pięknej, białej, prostej sukni. Światło na końcu tunelu było już wyraźne przyciągające, jak magnez. Tajemnicze.
Po moim ciele przechodziły kolejne fale prądu, wywoływane zaklęciami, ale je wiedziałam, że chciałam iść w stronę światła było takie piękne.....tajemnicze....wyraziste..... Nagle usłyszałam "Cholera Granger nie idź tam, wracaj" I  światło zniknęło. A ja zatraciłam się w ciemności.

***
Ciemno, wręcz czarno. Nie wiem ile czasu minęło od kąt moje oczy zasnuł mrok. Próbuje je otworzyć , ale to nic nie daje. Czuję się.... bezsilna.... Do cholery jasnej  jestem gryfonką! Muszę otworzyć te powieki, albo....albo chociaż poruszyć palcem. Nudzi mi się już. Nudzi mi się. Tu jest nudno. Zaraz zacznę odróżniać odcienie ciemnej i jasno-ciemnej czerni. Kurwa Mać! Malfoy! Ty zawsze chciałeś się tak wymądrzać, jesteś magomedykiem to zrób coś!
Nic nie słyszę, nic nie widzę, nic nie czuje.... Ale chyba nie umarłam.... Zaraz ile ja tak leże... Kurwa długo..... Może jestem w trumnie?! Próbuje podnieść ręce, ale one się mnie nie słuchają. Pierdole..... Jestem gryfonka i aurorka, ja NIE MOGĘ BYĆ BEZSILNA. NIE MAM PRAWA TU LEŻEĆ. Hmmm.. To znaczy prawo jakie takie mam, niezależnie czy to łóżko szpitalne, czy trumna. Mam prawo leżeć. W końcu wolny kraj.... Ehhh za dużo, zdecydowanie, za dużo wolnego czasu spędzam z chłopakami. Ci autorzy to tylko przeklinają,palą, pija.... No dobra nie tylko ale to robią w wolnym czasie. A ja jako jedna z nielicznych kobiet aurorek, przebywam z nimi.... Jeśli weszłaś miedzy wrony,zaczniesz krakać jak i one- tak to chyba takie powiedzonko. To tak jak z aurorami, zaczynasz z nimi pracować i robisz to co oni. Po dwóch latach pracy i mając takie wpływy. Można na prawdę wiele. Ale no ......JAK JA MAM PRACOWAC SKORO CIĄGLE TU LEZĘ, MALFOY!TY PIEPRZONY ARYSTOKRATO OGARNIJ SWÓJ TYLEK I ZRÓB COŚ. Uff ulżyło mi. Medytacja. Spokój. Wyciszenie. Wyciszenie. Wyciszenie. Liczymy hipogryfy. Jeden mały hipogryf. Drugi mały hipogryf. Trzeci mały hipogryf. Moje liczenie hipogryfow przerwały odgłosy, coś jakby rozmowa.... Tak ktoś rozmawia. Merlinie ja coś słyszę, nie jest ze mną tak źle. Gdybym mogła, to pewnie skakałabym z radości. Kto to tam rozmawia? Kurdę nic nie Słysze. Ludzie podejdźcie bliżej.
-Martwię się o nią Draco. Już tydzień tak leży... Nic nie możesz zrobić?
-Zrozum Teo, nic....Jest w śpiączce i cud, że nie znalazła się po drugiej stronie barykady. Widziałeś jej aurę. Blakła to mogło oznaczać tylko jedno. I obaj doskonalę wiemy co. Uwierz, też chciałbym, żeby się obudziła.
         Chwilę po tym słyszę zamykane drzwi. „Uwierz, też chciałbym, żeby się obudziła.”
Te słowa ciągle krążą w mojej głowie. Czyżby Malfoy się o mnie martwił?  Nie to nie wiarygodne. A może jednak? Słyszę otwieranie drzwi, ktoś siada obok i łapie mnie za rękę. Te dłonie są znajome.
-Hermionko, kochanie nie zostawiaj mnie.Proszę.... Pamiętasz mieliśmy brać ślub. Wszyscy się o ciebie martwią kotku. Rodzice, Harry,Ginny,Georg,Anna,Bill,Fleur, Charli, Dean, nawet Teodor i Malfoy. Musisz tu wrócić, nie możesz mnie zostawić. Mówili mi, ze twoja aura blakła, nie możesz tam iść, rozumiesz? Lucjusz Malfoy jest w Azkabanie, dożywcie. Skarbie proszę obudź się, tęsknie.-Czuję jak coś mokrego spada na moją dłoń, łza, jedna łza, a tak cenna. Ron nigdy nie płaczę, od śmierci Freda nie umiał. „Wrócę”-Kocham Cię, kotku. Niedługo znowu przyjdę, trzymaj się.- Podświadomie widzę jak rękawem ociera policzek.Słyszę jak pociąga nosem. Wstaje, dostaje całusa, najpierw w czoło potem w usta. Jest taki kochany. Wrócę, zrobię to dla niego. Wszyscy się o mnie martwią, zaraz moja aura blakła, to naprawdę mogło oznaczać tylko jedno.... No nie. Aktualnie powinnam leże na cmentarzu 2 metry pod ziemią. To naprawdę cud. Że żyję. Muszę się obudzić jeszcze nie wiem jak, ale to zrobię.

**************************************************************************
Witajcie, skarby :* 

Jestem szczęśliwa TYLE komentarzy i wyświetleń jesteście wielcy :* 
Moja wena odżywiona i mimo braku czasu coś pisze ciągle :D 
Nie wiem  kiedy nowy rozdział. Zależy, od wszystkiego. 

Aktualnie mam na głowie olimpiadę, oazę, sprawdziany, kartkówki i bierzmowanie.

 Śpie po 5/6 godzin, a w szkole spędzam ich 10. Cudownie po prostu jest....

Kocham Was i mam nadzieję, że pod tą  notką doczekam się większej ilości komentarzy,
 a może równej. Chciałam również podziękować

  Spektra Meron za nominację, odpowiem na nią jak tylko będę miała czas. :)

Buźki :*
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 4 - Odwiedziny.

Dla wszystkich komentujących. 


Rozdział 4

Opisałam Wam dwa pierwsze dni jednego z najlepszych o ile nie najlepszego roku w moim życiu. W stosunkach moich i Dracona mamy na razie zimę, ale ona też ma swój urok. Osobiście kocham ją, mogę siedzieć w moim ulubionym golfie i ciapciach oraz starych wyciągniętych dresach we własnym domu, na kanapie, dywanie, łóżku, fotelu czy nawet podłodze z ciepłym kubkiem kakao w ręku i książka w drugiej dłoni. Mogę zatracić się w przemyśleniach, czy wyobraźni w świetle ognia z kominka. Czy nawet lepić bałwana, lub rzucać się śnieżkami, mimo takiego upływu czasu od mojego dzieciństwa ja nadal lubię zimowe zabawy. Wcale nie przeszkadza mi to, ze mam te dwadzieścia dwa lata, w końcu w każdym z nas jest dziecko. 
Aktualnie za oknem mamy lato, świta, Ron śpi po naszej kolejnej wspólnej nocy. Nie mogę powiedzieć, że nie kocham go, kocham mocno, ale nie ma już takiego ciągu, przez rok mój mąż, który na nasz miesiąc miodowy dostał miesięczny urlop stracił to „coś”. Coś, które nie wątpliwie ma Dracon Malfoy, o którym ja mimo swoich starań, nie mogę zapomnieć. Człowiek który stchórzył, ten, który mimo wszystko zajmuje pierwsze miejsce w moim sercu i wiem, że to się nigdy nie zmieni. Ale wiem jedno kiedy go spotkam,  będę w stanie mu wybaczyć,  nie zapomnieć, wybaczyć wszystko to co się stało. Dlatego mam jedna wielka nadzieję, że nigdy więcej go nie spotkam, nie zobaczę, nie przeczytam o nim. Łudzę się , że ON zniknie z mojego życia raz na zawsze, a po pewnym czasie również z serca, a ja będę mogła cieszyć się z mojego małżeństwa pełnią i w krotce mieć dzieci. Szczęśliwa rodzina z miłością mojego życia, mam nadzieje, że moje marzenie się spełni chociaż w połowie..... 

***
16 i 17 stycznia 2001


Mam dwadzieścia jeden lat i leżę  sobie w szpitalu, no na prawdę już bez przesady. Moim magomedykiem jest mój szkolny wróg, aktualnie ledwo znajomy. Jego ojciec spowodował to, że czekam teraz na te cholerne wyniki. Mój wzrok nie polepszył się nawet trochę, ciągle widzę tylko kształty, żadnej wyrazistości.
Cholera szlag, by to wszystko trafił  i po problemie. Takie myśli krążyły w mojej głowie.
W tym wszystkim najlepsze jest to, że mój NARZECZONY, jest aktualnie na misji i nie ma szans na to, żeby wrócił i był przy mnie. No po prostu lepiej to już chyba być nie może. Moja przyjaciółka jest zapracowana i nawet mnie nie odwiedziła, mój szef i przyjaciel też nie. Super no nie?! Wszyscy mnie odstawili na bok. Olali mnie. Tak po prostu, już nawet nie mam z kim porozmawiać... Stanowczo nie powinnam tak myśleć. Każdy z nas ma swoje życie i już. Odwiedzą mnie jak tylko będą mogli, tak, na pewno. W końcu są moimi przyjaciółmi. Nie wiem skąd te moje wymysły, może to przez ta klątwę, będę musiała spytać Malfoya, Godryku jak to dziwnie brzmi JA była Panna Wiem-To-Wszystko mam się pytać o cokolwiek wiecznie nadętego arystokraty Jestem-Wielki-Bo-Mam-Na-Nazwisko-Malfoy. Świat staje na głowie. Moje przemyślenia przerwał odgłos pukania w drzwi. Zastanowiłam się kto to może być, myślałam że może Harry i Gin, ale oni nigdy do mnie nie pukają, więc kto.... Krzyknęłam "proszę", ale kiedy tylko zobaczyłam człowieka, który stanął w drzwiach pożałowałam tego słowa. 
"A właśnie wtedy zaczęło się to co trwa do dziś. Kilka miesięcy później przestałam żałować tego słowa. Dzięki tamtemu dniu zyskałam przyjaciela, który wie o mnie najwięcej."
Zza drzwi wyszedł Teodor Nott. W dresach,podejrzewałam, że jego też przetransportowali do Munga. Musieli zdjąć zaklęcie i sprawdzić czy nic mu nie jest. Pewnie tym pierwszym zajęli się autorzy. Powinni... Zdałam sobie sprawę, ze Teodor nie zlewa się z otoczeniem i doszłam do wniosku, że mój wzrok wrócił do normy. "A wiec pozostaje zaczekać na wyniki i mogę wychodzić"-pomyślałam. Teo wszedł w głąb sali i podszedł do łóżka.
-Mogę?-zapytał pokazują na krzesło.
-Jasne.-odpowiedziałam.
Chwilę siedzieliśmy w ciszy, która była dość krępująca. Przerwał ją Teo.
-Więc....Jak się czujesz Hermiono?- wypowiedział moje imię, to jest dziwne....
-Już lepiej, dziękuję. A ty?
-Nic mi nie było. W sumie. Wiesz Lucjusz, rzuca dość silne zaklęcia...
-Walczyłam z nim, poczułam.
-Właśnie, chciałem Cię przeprosić...gdybym się nie wtrącił, tylko przyszedł później, nie leżałabyś tu teraz....a tak nawet nie do końca wiadomo co ci jest. A jego klątwy...cóż jak mówiłem są silne i nigdy nie wiadomo jakie będą ich skutki. Jego petryficus może uszkodzić kończyny, a co mówić o niewybaczalny.
„Czy wszyscy muszą wiedzieć czym oberwałam”
-Nie masz za co przepraszać- powiedziałam i uśmiechnęłam się delikatnie.- Chciałeś dobrze, chociaż tyle razy Wam powtarzam, ze musimy przestrzegać planu.Musimy.- podkreśliłam ostatnie słowo, ale nie zbyt mocno, mój organizm jest nadal wykończony.
-Ale ty zawsze wystawiasz się na pierwszą linię. Walczysz. Nie zważasz na przeciwnika, my mamy zabezpieczać teren, a ty się poświęcasz, co by były, gdyby nie udało Ci się rzucić tarczy. Jesteś wielką czarownicą Hermiono, ale nie możesz się poświęcać.- wiedziałam, że nawiązał do wszystkich naszych wspólnych akcji, nie chciałam tego komentować. Dotknęłam delikatnie jego prawej dłoni, która leżała na materacu i uśmiechnęłam się nieznacznie.
-Dziękuje-szepnęłam.
-Nie ma za co Hermiono. -powiedział  i zaczął wstawać. Powstrzymałam go, łapiąc za lewe ramie, które było najbliżej mnie.
-Dla przyjaciół Mionka, Teo. Dziękuję za odwiedziny. -dodałam uśmiechając się szeroko. Mina zrzedła mi chwilę później. Ból, który przeszedł mi po kręgosłupie był nie do zniesienia. Usłyszałam tylko, jak Teo biegiem dociera do drzwi i krzyczy „Draco”. Wszystko spowiła ciemność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie:* 
Jestem wdzięczna za TYLE komentarzy moja wena się nimi karmi :D 
Dziękuję Księżniczce Czystej Krwi, która skomentowała wszystkie posty :)
Nie wiem, kiedy następny rozdział, w każdym bądź razie za około tydzień. 
Czekam na Wasze opinie.
Bużki :*
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

wtorek, 3 września 2013

Rozdział 3 -Malfoy w Mungu, czyli mój magomedyk.

Rozdział 3





Leżałam okryta białą kołdrą, moja głowa spoczywała na białej poduszce. Półka, ściany, łóżka wszystko było białe i raziło w oczy jak cholera.  Mrugałam kilka razy, żeby moje oczy zaczęły odróżniać kształty, bo chwile po przebudzeniu wszystko zlało się w jedną białą jak krowie mleko plamę. Kilka minut później miałam pewność, że na sali jestem sama, a obok stoi jeszcze jedno puste łóżko. Chciało mi się pić, myślałam tylko o tym, żeby wyczarować sobie szklankę wody, ale nigdzie nie było mojej różdżki. Chwilę zajęło mi zgromadzenie faktów i stworzenie z niej spólnej całości.  Przypomniałam sobie akcje i miałam tylko nadzieję, ze Malfoy nam nie zwiał, bo miałam go dosyć po całej linii. Cholerny, popieprzony, arystokratyczny dupek. Bezuczuciowy palant, idiota, imbecyl, śmierciożerca, podobizna człowieka o poziomie inteligencji niższym niż prosię, małpa, a nie zwierząt to ja obrażać nie będę.... Mój jakże długi wywiad zakończył magomedyk, który nagle wszedł do sali. Na początku nie widziałam go, zbyt zajęta myślami. Potem usłyszałam drzwi i zobaczyłam białą plamę idącą w moim kierunku, po chwili odróżniłam kształty i zobaczyłam JEGO. Syn człowieka, przez którego leże w mungu na oddziale.... Zaraz jaki to oddział do cholery pewnie klątwy magiczne.... Dracon Malfoy. Mówi wam to coś??? Dokładnie ten sam idiota, który przez pięć lat się nade mną znęcał, a teraz co może mi..... w sumie nic mi nie może. W tym momencie uśmiech satysfakcji zakwitł na mych różowych wargach.
-Ganger?! Słyszysz ty mnie kobieto w ogóle?
-Co, co ?? ?Tak, Malfoy. Też nie cieszę się, że Cię widzę.
-Cóż, nie wiem czy mogę powiedzieć to samo.
-Dobra koniec tych uprzejmości, Fretko, możesz mi powiedzieć kiedy stąd wyjdę? Śpieszy mi się... Skoro tu jesteś, to oznacza, że niestety przez Merlina jesteś moim magomedykiem, co za imbecyl cię mi przydzielił co? „Gdybym wtedy wiedziała, jak bardzo źle się stało, iż Dracon Malfoy w ogóle się ze mną spotkał. Chociaż, czy tak źle … To był najwspanialszy rok mojego życia, chociaż tak bardzo boli.”-Po pierwsze Granger, trochę milej, bo jak nie to sobie tutaj trochę posiedzisz.Po drugie, nie imbecyl, a główny magomedyk Smith, który prędzej czy później mianuje mnie na swojego zastępce. Po trzecie jak będziesz miłą to ja też będę miły co równoważy się z tym, że badania będą trochę szybciej, a ty krócej tu będziesz.
- Wiesz, Malfoy, mam aktualnie więcej kontaktów niż ty więc mogę sobie przyśpieszyć badania i wyjść stąd zanim ty się obejrzysz.
-Kochaniutka, ty doskonale powinnaś zdawać sobie sprawę z tego, że skoro Smith mnie lubi, to będzie cię przekonywał, zebym został twoim prowadzącym  lekarzem, a nie, to cóż możesz mieć pewność, że badania zainął, albo będą negatywne, kogo jak kogo, ale swoich pacjentów to nigdy nie oddaje, nawet jeżeli są tobą, Granger.- powiedział i uśmiechną się krzywo.
Skrzywiłam się w myślach i rozważałam wszystkie opcję, w końcu zdecydowałam.
-Rób co masz robić i wypuść mnie stąd jak najszybciej. Muszę wracać do pracy, a przez twojego ojczulka aktualnie leże tutaj. -na wzmiankę o „ojczulku” skrzywił się nieznacznie.- A i postaram się być miła, Mafoy, ale ty też musisz. Doskonale wiem, ze tamte przeprosiny miały na celu tylko i wyłącznie oczyszczanie twojego nazwiska. Malfoy, odwrócił się na pięcie i zaczął wychodzić. Podniosłam się z łóżka i chciałam iść do toalety. Wstałam i zrobiłam kilka kroków, chwilę później wszystko spowiła ciemność, a ja spadałam w dół. W ostatniej chwili, ktoś złapał mnie w swoje ramiona, wyczułam intensywny zapach męskich perfum, ładnych i pociągających perfum, to było ostatnie co wyczułam, bo wszystko okrył mrok.
 ***
Otworzyłam oczy, wokół mnie był biało i wszystko zlewało się w całość. Słyszałam tylko pikanie jakiegoś urządzenia. Powtórnie zamknęłam oczy i odczekałam kilka chwil. Usłyszałam otwieranie drzwi, więc chciałam coś zobaczyć. Widziałam tylko kształty nic więcej. 
-Granger witamy w świecie żywych.-usłyszałam tak dobrze znany głos.
-Co się stało?
-Zemdlałaś, nie mówiłem Ci, że masz się nie ruszać z łóżka.- pokręciłam przecząco głową- No to teraz mówię. To była klątwa crucio. Prawda?-spytał. Próbowałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Kiwnęłam głową na potwierdzenie jego słów. - Skoro rzucał ją na ciebie mój ojciec, skutki mogą być różne. Coż ojczulek dawno się na nikim nie wyżywał, więc klątwa musiała być silniejsza niż zazwyczaj. Dlatego mogą być  dość odczuwalne. Masz problem z wzrokiem, słuchem, mową?
Otworzyłam usta, ale wydobyło się z nich tylko chrypienie. Chwilę zajęło mi wypowiedzenie odpowiedzi i kilku pytań.
-Ze wzrokiem-wychrypiałam kilka sekund później- i mówić nie mogę. Pić mi się chce. Jak to „silniejsza niż zazwyczaj”? - dodałam jeszcze. Do mojej ręki trafiła szklanka z wodą.
-Proszę- powiedział cicho- Damy ci kilka eliksirów odpornościowych i przeciw czarnomagicnych, zrobimy badania i damy wyniki. A co do klątwy myślisz  ze jak mój ojczulek wychowywał- usłyszałam jego sarkastyczne słowa – Cóż nie ważne. Zaraz jedziesz na badania, więc nie wychodź z łóżka Granger. - dodał i już chciał wyjść kiedy wychrypiałam:
-Dziękuje,Malfoy.- jak przez mgłę widziałam jego kpiący uśmiech 
-Nie ma za co, Granger, to moja praca.
I wyszedł. A ja zostałam sama w pustej sali.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                                                              Witajcie :*
Z okazji pierwszego męczącego dnia lekcji dodaję rozdział trzeci :)
Z racji tego, że mam egzaminy w kwietniu, o czym moi kochani nauczyciele
informowali moją klasę ponad dziesięć razy w ciągu dzisiejszych lekcji 
i zadali masakrycznie dużo pracy domowej,
 rozdziały będę dodawać w miarę możliwości raz na tydzień. 
Cóż nie zanudzam ;)
 Cóż niestety lenistwo się skończyło :(
Rozdział kilka zdań krótszy, ale musiałam, w następnym będzie  mam nadzieje ciekawie :D
Dziękuje, za tyle komentarzy słonka :*
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
Buźki :*

środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 2 - "15 stycznia 2001"

Wróćmy więc do wydarzeń z 15 stycznia 2001 roku....
Obudziłam się około godziny siódmej, bądź ósmej. Nie pamiętam dokładnie. Wiem, że obudziłam się sama, samiusieńka w wielkim domu. Planowaliśmy z Ronem ślub. Byłam jego narzeczoną. Nie ukrywam, że byłam i jestem z nim szczęśliwa. Mój rudzielec często wyjeżdżał na akcje, czasami nie bywał w domu przez tydzień, bądź dwa, a ja jako kobieta miałam i mam swoje potrzeby, nieprawdaż?? Wracając do tego pamiętnego poniedziałku, w którym moje życie stanęło na głowie, odwróciło się o 180 stopni czy nawet jak kto woli o 360. Dostałam patronusa, zaraz po tym jak zjadłam śniadanie.
 „Znaleźliśmy Malfoya. Nott i  Finnigan idą z Tobą na akcje. 
Nawet nie protestuj. Nie dasz sobie rady z nim sama. 
Harry-szef i przyjaciel” 
Szybko zebrałam się, wzięłam różdżkę i zabezpieczyłam dom zaklęciami. Wysłałam patronusa do Teo i Seamusa, a sama teleportowałam się do Ministerstwa. Szybkim krokiem udałam się w stronę biura Harrego, żeby zaczekać tam na swoich współtowarzyszy. Dotarłam pod drzwi mojego szefa. Mahoniowe drzwi, na których połyskiwała złota tabliczka
„Harry Potter
Bohater świata czarodziejów
Szef biura aurorów”

Zawsze w biurze śmiejemy się z tego dopisku o „bohaterze świata czarodziejów” jakby nikt o tym nie wiedział, no do prawdy. Na szczęście sława nie uderzyła Harremu do głowy, za co jestem wdzięczna Merlinowi jak nie wiem...  Nauczył się to wykorzystywać, ma duże wpływy w Ministerstwie i często pomaga Kingsleyowi.  Nie powiem, ze nie zasłużyliśmy na to, ale kto inny jak nie Harry dostałby posadę szefa bez ukończenia Hogwartu w zaledwie dwa lata pracy. Ja i Ron również mamy wpływ, tak samo jak Nevill i Luna, państwo Longbottom jak to ładnie brzmi. Nie mogę się do tego przyzwyczaić. Pobrali się w 2001 roku w czerwcu. Ginny to co innego.... Ginevra jest sławna jako żona Harrego i bohaterka wojenna. Ale nie zgłupiała od tej sławy. Nikt z moich przyjaciół nie zwariował stając się sławnym. Nauczyliśmy się to wykorzystywać, ale nie żyjemy wyłącznie tym.
Koniec tych opowieści.... Weszłam do gabinetu, gdzie ujrzałam dwójkę moich znajomych i przyjaciela. Dostaliśmy adres pobytu Lucjusza Malfoya. Departament Poszukiwanych Czarodziejów spisał się bardzo. Nie ma się co dziwić mając taką szefową jaką jest Luna. Mimo swoich dziwactw jest naprawdę genialna. Dałam sygnał moim współtowarzyszom i teleportowaliśmy się w nieznane.
Chwilę pózniej znaleźliśmy się w Dolinie Merlina, świat czystokrwistych. Tylko dlaczego do cholery nikt go tam wcześniej nie szukał. Może to zbyt banalne rozwiązanie. Jak tak teraz nad tym myślę to rzeczywiście rozwiązanie zbyt banalne, a po Lucjuszu nikt by się przecież tego nie spodziewał.
W okolicy wznosiły się same ogromne, piękne i wyniosłe wille. Widok był naprawdę piękne, ale nie teleportowałam się tam po to, aby oglądać piękne domy czystokrwistych czarodziejów. Jedno  muszę im przyznać, jako rozkapryszeni ludzie mają gust. „Chociaż może wojna  zmieniła również ich” Ta właśnie myśl przyszła mi do głowy. „Nie, to głupie” pomyślałam i wyrzuciłam to ze swojej głowy.
-Chłopaki, robimy tak. Nott słuchaj mnie do cholery. Ciesz się, ze cię toleruje.-powiedziałam lekko uniesionym głosem, widziałam jak cień przemyka w jego oczach, ale mało mnie to obchodziło, mimo że zmienił się po wojnie to i tak ledwo go tolerowałam, był tylko moim znajomym, nie wiedziałam jeszcze, że przez zaledwie rok stanie się moim przyjacielem, bliższym niż Ginny, co uważałam wtedy za niemożliwe.
-Słucham, słucham-powiedział smętnym głosem i spojrzał w moim kierunku.
-Nott zajdziesz go od tyłu, Finnigan zabezpiecz okna i drzwi. Wszystkie szczeliny mają być zabezpieczone. Ma nam nie uciec, nie może się teleportować. Nie może uciec-podniosłam lekko głos-Rozumiecie?-kiwnęli głowami, przytakując- Ja wchodzę do środka, jakby coś będę z nim walczyć.Nott mi pomoże, a ty Seamus zostaniesz na zewnątrz i wkroczysz w ostateczności. Rzuć czar, przeciwaportacyjny.
-Tak jest szefowo-powiedział lekko się uśmiechając- to będzie dla nas bułka z masłem.
Jak się później okazało. To wcale nie była dla nas bułka z masłem, a bardzo tłusty i ciężki do przełknięcia pączek. Wtargnęliśmy do jego domu. A on... siedział sobie spokojnie na fotelu obitym czrną skórą. Pomieszczenie było urządzone w iście ślizgońskim stylu, ale nie miałam czasu przyglądać się wystrojowi, przyszłam tam w innej sprawie.
-Panna Granger , jak miło panią widzieć-powiedział Malfoy z tak wyczuwalną ironią w głosie, że prawie mnie odrzuciło.
-Mnie również panie Malfoy-powiedziałam z taką ironią i jadem w głosie,że aż sama się sobie zdziwiłam. Moja twarz nie wyrażała żadnych emocji, biło z niej opanowanie i pewność siebie, cóż wojna zmienia ludzi...
- Czym mogę zawdzięczać pańską wizytę, panno Granger?
-Powinien pan wiedzieć, panie Malfoy.-odpowiedziałam takim samym tonem.
-Nie zdaję sobie pani, panno Granger, że toczy pani wojnę z niewłaściwym człowiekiem.
-Czy to była groźba panie Malfoy?-zapytałam- Przyszłam w sprawie pańskiego procesu, panie Malfoy, został on przekładany wystarczająco długi czas. Nie sądzi pan, ze uciekanie przed sprawiedliwością przez trzy długie lata jest wystarczające?- dodałam z ironią.
-Nie uciekam, panno Granger, idę zgodnie z zasadami Czarnego Pana, który tępi takie wytwory natury jak pani panno Granger.
-Cóż, muszę pana zmartwić panie Malfoy-fuknęłam-Voldemorta nie ma i nie będzie, a jedynym wytworem natury w tym pomieszczeniu jest pan, panie Malfoy.-dopowiedziałam z taką ilością jadu w głosie jakiej jeszcze u siebie nie słyszałam.
-Hermiona, weź, go już do tego Ministerstwa, bo po waszej wymianie uprzejmości chce mi się już rzygać-wtrącił się Nott, który dostał się do salonu od strony podwórza.
-Teodorze witaj.-powiedział Lucjusz- nie wiedziałem, że po tym jakim śmierciożercą był twój biedny ojciec, ty będziesz zadawał się ze szlamami. Wstydziłbyś się Nott.-powiedział i za nim zdążyłam zareagować wyciągnął różdzkę i powiedział, jakby od niechcenia- Petrificus totalus! Panno Granger, myślę, że teraz nikt nie będzie przeszkadzał nam w dyskusji. Nie prawda?
-A ja myślę, ze jednak, ktoś będzie.- powiedział Seamus. „Po cholerę się wtrąca, sama załatwię to lepiej” 
-Och, Finnigan ty też tu jesteś, cóż przykro mi bardzo, ale musisz się z nami pożegnać-powiedział Lucjusz Malfoy.
Stali tak z wyciągniętymi różdżkami, mogłam zaatakować jednak tego nie zrobiłam. Do tej pory nie wiem czemu.
-Drętwota!
-Drętwota!
Krzyknęli w tym samym momencie, niestety Seamus nie zdołał uniknąć zaklęcia. Padł na ciemną podłogę obok Notta.
-Teraz nikt, nam nie będzie przeszkadzał. Tak więc może...Crucio!
-Protego! Experialmus!
-Rictusempra!
-Protego maxima!Drętwota!
-Protego!Crucio!
Zaklęcie trafiło mnie, a ja poczułam nie wyobrażalne fale bólu. Nie krzyczałam, nie dałam mu tej satysfakcji. Nie wiem ile torturował mnie tym zaklęciem, w każdym bądź razie.kiedy zdjął je ze mnie , czułam się bezsilna, jednak w mojej dłoni wciąż byłą różdżka.
-Experialmus!Drętwota!-krzyknął
-Protego maxima! Crucio!
-Protego! Avada Kedavra!-syknął, nie miałam siły, zielone światło mknęło w moją stronę z zatrważającą szybkością.
-Fianto Duri!- nie wiem jakim cudem udało mi się wytworzyć najsilniejszą tarczę magiczną. Ale obroniłam się. Malfoy nie spodziewał się tego, a ja to wykorzystałam- Drętwota! Petryficus totalus!
Nie wiem, które z tych zaklęć go trafiło. Wiem, że padł na ziemie, a ja poleciałam bez sił na stojącą za mną kanapę. Usłyszałam tylko kroki i ujrzałam czarne buty aurora. Obudziłam się w Mungu kilka godzin później...

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 1- Jak to wszystko się zaczęło?

Kiedy w 1991 roku dostałam list z Hogwartu nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że to jakiś żart. Jednak kiedy w drzwiach mojego domu pojawił się miły dziadek, który okazał się dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Moi kochani rodzice ucieszyli się, że potrafię więcej niż inni. 1 września udałam się na Kings Cross, od Dumbeldora wiedziałam, że razem z rodzicami możemy przejść na peon 9 3/4 . Dyrektor powiedział nam wszystko. Kilka dni wcześniej. Udaliśmy się do banku Gringgota gdzie moi rodzice wymienili nasze mugolskie pieniądze na galeony. Na ulicy Pokątnej zrobiliśmy zakupy. Kiedy pierwszego września poznałam Nevilla cieszyłam się, że jednak ktoś ze mną rozmawia. Potem poznałam Harrego i Rona.
      Nasza przyjaźń zaczęła się w łazience. Głupio to brzmi prawda? Chłopaki uratowali mnie przed Trollem. Z roku na rok było co raz więcej tajemnic i zagadek, Voldemort, Śmierciożercy, Malfoy, który znęcał się nade mną prawie wszystkie szkolne lata. Ale działo się wiele dobrego. Zyskałam przyjaciół, miłość. Wszystko czego można zapragnąć. Zakochałam się w Ronaldzie Weasley'u gdzieś na wakacjach między trzecim, a czwartym rokiem. Potem był Wiktor, ale to była chwila. Wszystkie uczucia do Rona wróciły ze zdwojoną siłą kilka dni po balu w czwartej klasie. On miał Lawender, a ja byłam zazdrosna jak cholera.
          W końcu w 1998 roku, chwilę przed Wielką Bitwą o Hogwart pocałowałam go, a on oddał ten pocałunek. Magiczna chwila. Jedna z niewielu w moim życiu. Odwzajemnił moje uczucia. Po wojnie zostaliśmy parą, wróciliśmy do Hogwartu. Ślizgoni nas przeprosili, podejrzewam, że nie wszystkie z tych przeprosin były szczere, no ale cóż, czego się nie robi dla wyczyszczenia nazwiska... Skończyliśmy Hogwart, dostaliśmy pracę, bo kto nie chciałby pracować ze Świętą Trójcą. Wszystko układało się świetnie. Było cudownie. Harry oświadczył się Ginn i pobrali się w 2000 roku. Wszustko układało się tak dobrze.
              Kilka miesięcy po ich ślubie w grudniu niejaki Ronald Weasley oświadczył mi się. Byłam szczęśliwa jak głupia. Ta noc, która była potem ech nie zapomnę jej. Była cudowna. Ron jest naprawdę świetnym kochankiem, ale mimo to nie dorównuje JEMU.
           Pracuję jako auror, więc jak wiadomo wysyłają mnie na różne akcje, mimo tych czterech lat od ukończenia wojny. Śmierciożercy potrafią się ukryć. Ale nie o tym chciałam mówić. W styczniu 2001 roku miałam mały wypadek na akcji. Po trzech latach poszukiwań udało się nam znaleźć niejakiego Lucjusza Malfoya. Walczyłam z nim sama. Ron miał w tym samym czasie inną akcje, a Harry jako szef biura aurorów miał wiele pracy. Finnigan dostał drętwotą, a Nott, oberwał petryficusem zostałam sama. Pokonałam go z wielką trudnością. Wezwałam patronusem Harrego i kilku innych aurorów, a sama wykończona po kilku crucio padłam na ziemie. Obudziłam się w szpitalu. Okazało się, ze mim magomedykiem jest syn, człowieka, który wysłał mnie do Munga. Po prostu większego pecha mieć nie można prawda? Ale teraz pechem, bym tego nie nazwała, chociaż może, zależy jak na to patrzeć.
        Gdyby ktoś 15 stycznia 2001 roku powiedziałby mi, że zakocham się w moim magomedyku, chyba bym go wyśmiała, a następnie wysłała na odział urazów niemagicznych. Ups... chyba za dużo wam powiedziałam. Ale skoro już wiecie. To tak, zakochałam się w Draconie Malfoyu. Rok później pobrałam się z moim narzeczonym Ronaldem Weasleyem.
           Czy Ron dowiedział się o moim romansie? Oczywiście, że nie. Czy kiedykolwiek będzie szansa, że stanie się coś dzięki czemu wrócę do Dracona? Wątpię w to. Czy kiedykolwiek będę szczęśliwa? Oczywiście, ze tak. A wiecie dlaczego? Bo moje cholerne głupie serce kocha dwóch tak rożnych mężczyzn. A ja przy jednym i drugim czuję się bezpieczna i szczęśliwa. Jednak kiedy los kazał mi wybierać, najdzielniejsza gryfonka i najsprytniejszy ślizgon stchórzyli. On wyjechał i chyba nigdy nie wróci, a ja zostałam z Ronem i będę z nim szczęśliwa. Chcę mieć z nim dzieci i wspaniałą rodzinę.
            Chcę być dobrą matką, choćby za cenę tak wielką jak moja prawdziwa miłość. Bo w to, ze moja miłość do Dracona Malfya jest,była i będzie prawdziwa wiem i niestety mam też świadomość,że taka będzie. Ale, żeby nie mącić wam w głowach wszystko opowiem. Od początku. Od momentu, w którym zobaczyłam Malfoya w białym kitlu, w mojej sali, w Mungu. Opowiem wam to co działo się cały rok, dokładnie 365 dni, najlepszych dni mojego życia. Tak nie porównywalnych dni, do tych, które przeżyłam z Ronem. Kocham dwóch mężczyzn. Moje serce zwariowało. A ja jestem zbyt dobrą aktorką...
*********************************************************************************
Witajcie:* 
Macie nowy rozdział  następny może jutro no nie wiem ;)


 Dziękuję kochani za komentarze, ale chciałabym ich więcej ;)
Jeżeli są jakieś błędy zwróćcie uwagę. 
Zauważyliście pewnie, ze historia trochę nie zgadza się z kanonem, taki jest plan. Ogólnie dodałam zakładkę SPAM gdzie możecie zostawiać adresy do swoich blogów, Spis treści, w którym  zauważycie, ze historia zostanie podzielona na kilka części i "To nie tak miało, być,a jednak tak jest lepiej" jest to mój drugi blog, 
na który Was zapraszam :D Pozdrawiam :*
CZYTASZ=KOMNETUJESZ

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

PROLOG

Stałam w białej, bajkowej sukni ślubnej i przyrzekałam miłość mężczyźnie swojego życia, pfu..... drugiemu mężczyźnie swojego życia.
-Ja Hermiona Jean Granger biorę Ciebie Ronaldzie Billusie Weasley'u za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Przysięgam ci, że będę wiecznie twoja, bo nasza miłość nie zna granic. Będę matką naszych dzieci i obiecuję, oraz przysięgam, że będę okazywać ci swoją miłość do końca swoich dni. Tak mi dopomóż Merlinie, Salazarze, Godryku i wszyscy inni wielcy czarownicy.
„Kiedy nauczyłam się tak kłamać podejrzewam, że od NIEGO. Patrzę w oczy mojego narzeczonego, a właściwie już prawie męża i co, i wyrażam mu swoją miłość. Fakt faktem kocham go, ale miejsce najważniejsze w moim sercu zajmuje tylko ON.”
-Ja Ronald Billus Weasley biorę ciebie Hermiono Jean Granger za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Przysięgam ci, że nigdy Cię nie opuszczę. Będę okazywać ci swoją wieczną miłość do końca naszych dni. Obiecuję, ze będę wspaniałym ojcem naszych dzieci i najlepszym mężem. „Tutaj bym spekulowała na jego miejscu powinien stać ON.”
Tak mi dopomóż Merlinie, Salazarze, Godryku i wszyscy inni wielcy czarownicy.
Popatrzyliśmy w swoje oczy i wspólnie powiedzieliśmy.
-Przysięgamy.
Na moich ustach Ron, mój mąż złożył delikatny pocałunek. Tak nie porównywalny do JEGO pocałunków. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie wydarzenia z zeszłego roku. Przecież wojna skończyła się cztery lata temu. Nie powinnam mieć problemów. A jednak, moje serce kocha dwóch mężczyzn, a teraz rozum wybrał jednego, ale serce nie wie czy to dobry wybór.... Ale może opowiem wszystko od początku.....

***********************************************
Witajcie :)
Usunęłam wszystkie poprzednie notki, bo wydały mi się zbyt prymitywne. Notki będą rzadko dodawane. Zbliża się rok szkolny, a ja mam w tym roku egzaminy i drugiego bloga do prowadzenia.  Mam nadzieje, ze ktoś to czyta. :) Pozdrawiam :*