środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 2 - "15 stycznia 2001"

Wróćmy więc do wydarzeń z 15 stycznia 2001 roku....
Obudziłam się około godziny siódmej, bądź ósmej. Nie pamiętam dokładnie. Wiem, że obudziłam się sama, samiusieńka w wielkim domu. Planowaliśmy z Ronem ślub. Byłam jego narzeczoną. Nie ukrywam, że byłam i jestem z nim szczęśliwa. Mój rudzielec często wyjeżdżał na akcje, czasami nie bywał w domu przez tydzień, bądź dwa, a ja jako kobieta miałam i mam swoje potrzeby, nieprawdaż?? Wracając do tego pamiętnego poniedziałku, w którym moje życie stanęło na głowie, odwróciło się o 180 stopni czy nawet jak kto woli o 360. Dostałam patronusa, zaraz po tym jak zjadłam śniadanie.
 „Znaleźliśmy Malfoya. Nott i  Finnigan idą z Tobą na akcje. 
Nawet nie protestuj. Nie dasz sobie rady z nim sama. 
Harry-szef i przyjaciel” 
Szybko zebrałam się, wzięłam różdżkę i zabezpieczyłam dom zaklęciami. Wysłałam patronusa do Teo i Seamusa, a sama teleportowałam się do Ministerstwa. Szybkim krokiem udałam się w stronę biura Harrego, żeby zaczekać tam na swoich współtowarzyszy. Dotarłam pod drzwi mojego szefa. Mahoniowe drzwi, na których połyskiwała złota tabliczka
„Harry Potter
Bohater świata czarodziejów
Szef biura aurorów”

Zawsze w biurze śmiejemy się z tego dopisku o „bohaterze świata czarodziejów” jakby nikt o tym nie wiedział, no do prawdy. Na szczęście sława nie uderzyła Harremu do głowy, za co jestem wdzięczna Merlinowi jak nie wiem...  Nauczył się to wykorzystywać, ma duże wpływy w Ministerstwie i często pomaga Kingsleyowi.  Nie powiem, ze nie zasłużyliśmy na to, ale kto inny jak nie Harry dostałby posadę szefa bez ukończenia Hogwartu w zaledwie dwa lata pracy. Ja i Ron również mamy wpływ, tak samo jak Nevill i Luna, państwo Longbottom jak to ładnie brzmi. Nie mogę się do tego przyzwyczaić. Pobrali się w 2001 roku w czerwcu. Ginny to co innego.... Ginevra jest sławna jako żona Harrego i bohaterka wojenna. Ale nie zgłupiała od tej sławy. Nikt z moich przyjaciół nie zwariował stając się sławnym. Nauczyliśmy się to wykorzystywać, ale nie żyjemy wyłącznie tym.
Koniec tych opowieści.... Weszłam do gabinetu, gdzie ujrzałam dwójkę moich znajomych i przyjaciela. Dostaliśmy adres pobytu Lucjusza Malfoya. Departament Poszukiwanych Czarodziejów spisał się bardzo. Nie ma się co dziwić mając taką szefową jaką jest Luna. Mimo swoich dziwactw jest naprawdę genialna. Dałam sygnał moim współtowarzyszom i teleportowaliśmy się w nieznane.
Chwilę pózniej znaleźliśmy się w Dolinie Merlina, świat czystokrwistych. Tylko dlaczego do cholery nikt go tam wcześniej nie szukał. Może to zbyt banalne rozwiązanie. Jak tak teraz nad tym myślę to rzeczywiście rozwiązanie zbyt banalne, a po Lucjuszu nikt by się przecież tego nie spodziewał.
W okolicy wznosiły się same ogromne, piękne i wyniosłe wille. Widok był naprawdę piękne, ale nie teleportowałam się tam po to, aby oglądać piękne domy czystokrwistych czarodziejów. Jedno  muszę im przyznać, jako rozkapryszeni ludzie mają gust. „Chociaż może wojna  zmieniła również ich” Ta właśnie myśl przyszła mi do głowy. „Nie, to głupie” pomyślałam i wyrzuciłam to ze swojej głowy.
-Chłopaki, robimy tak. Nott słuchaj mnie do cholery. Ciesz się, ze cię toleruje.-powiedziałam lekko uniesionym głosem, widziałam jak cień przemyka w jego oczach, ale mało mnie to obchodziło, mimo że zmienił się po wojnie to i tak ledwo go tolerowałam, był tylko moim znajomym, nie wiedziałam jeszcze, że przez zaledwie rok stanie się moim przyjacielem, bliższym niż Ginny, co uważałam wtedy za niemożliwe.
-Słucham, słucham-powiedział smętnym głosem i spojrzał w moim kierunku.
-Nott zajdziesz go od tyłu, Finnigan zabezpiecz okna i drzwi. Wszystkie szczeliny mają być zabezpieczone. Ma nam nie uciec, nie może się teleportować. Nie może uciec-podniosłam lekko głos-Rozumiecie?-kiwnęli głowami, przytakując- Ja wchodzę do środka, jakby coś będę z nim walczyć.Nott mi pomoże, a ty Seamus zostaniesz na zewnątrz i wkroczysz w ostateczności. Rzuć czar, przeciwaportacyjny.
-Tak jest szefowo-powiedział lekko się uśmiechając- to będzie dla nas bułka z masłem.
Jak się później okazało. To wcale nie była dla nas bułka z masłem, a bardzo tłusty i ciężki do przełknięcia pączek. Wtargnęliśmy do jego domu. A on... siedział sobie spokojnie na fotelu obitym czrną skórą. Pomieszczenie było urządzone w iście ślizgońskim stylu, ale nie miałam czasu przyglądać się wystrojowi, przyszłam tam w innej sprawie.
-Panna Granger , jak miło panią widzieć-powiedział Malfoy z tak wyczuwalną ironią w głosie, że prawie mnie odrzuciło.
-Mnie również panie Malfoy-powiedziałam z taką ironią i jadem w głosie,że aż sama się sobie zdziwiłam. Moja twarz nie wyrażała żadnych emocji, biło z niej opanowanie i pewność siebie, cóż wojna zmienia ludzi...
- Czym mogę zawdzięczać pańską wizytę, panno Granger?
-Powinien pan wiedzieć, panie Malfoy.-odpowiedziałam takim samym tonem.
-Nie zdaję sobie pani, panno Granger, że toczy pani wojnę z niewłaściwym człowiekiem.
-Czy to była groźba panie Malfoy?-zapytałam- Przyszłam w sprawie pańskiego procesu, panie Malfoy, został on przekładany wystarczająco długi czas. Nie sądzi pan, ze uciekanie przed sprawiedliwością przez trzy długie lata jest wystarczające?- dodałam z ironią.
-Nie uciekam, panno Granger, idę zgodnie z zasadami Czarnego Pana, który tępi takie wytwory natury jak pani panno Granger.
-Cóż, muszę pana zmartwić panie Malfoy-fuknęłam-Voldemorta nie ma i nie będzie, a jedynym wytworem natury w tym pomieszczeniu jest pan, panie Malfoy.-dopowiedziałam z taką ilością jadu w głosie jakiej jeszcze u siebie nie słyszałam.
-Hermiona, weź, go już do tego Ministerstwa, bo po waszej wymianie uprzejmości chce mi się już rzygać-wtrącił się Nott, który dostał się do salonu od strony podwórza.
-Teodorze witaj.-powiedział Lucjusz- nie wiedziałem, że po tym jakim śmierciożercą był twój biedny ojciec, ty będziesz zadawał się ze szlamami. Wstydziłbyś się Nott.-powiedział i za nim zdążyłam zareagować wyciągnął różdzkę i powiedział, jakby od niechcenia- Petrificus totalus! Panno Granger, myślę, że teraz nikt nie będzie przeszkadzał nam w dyskusji. Nie prawda?
-A ja myślę, ze jednak, ktoś będzie.- powiedział Seamus. „Po cholerę się wtrąca, sama załatwię to lepiej” 
-Och, Finnigan ty też tu jesteś, cóż przykro mi bardzo, ale musisz się z nami pożegnać-powiedział Lucjusz Malfoy.
Stali tak z wyciągniętymi różdżkami, mogłam zaatakować jednak tego nie zrobiłam. Do tej pory nie wiem czemu.
-Drętwota!
-Drętwota!
Krzyknęli w tym samym momencie, niestety Seamus nie zdołał uniknąć zaklęcia. Padł na ciemną podłogę obok Notta.
-Teraz nikt, nam nie będzie przeszkadzał. Tak więc może...Crucio!
-Protego! Experialmus!
-Rictusempra!
-Protego maxima!Drętwota!
-Protego!Crucio!
Zaklęcie trafiło mnie, a ja poczułam nie wyobrażalne fale bólu. Nie krzyczałam, nie dałam mu tej satysfakcji. Nie wiem ile torturował mnie tym zaklęciem, w każdym bądź razie.kiedy zdjął je ze mnie , czułam się bezsilna, jednak w mojej dłoni wciąż byłą różdżka.
-Experialmus!Drętwota!-krzyknął
-Protego maxima! Crucio!
-Protego! Avada Kedavra!-syknął, nie miałam siły, zielone światło mknęło w moją stronę z zatrważającą szybkością.
-Fianto Duri!- nie wiem jakim cudem udało mi się wytworzyć najsilniejszą tarczę magiczną. Ale obroniłam się. Malfoy nie spodziewał się tego, a ja to wykorzystałam- Drętwota! Petryficus totalus!
Nie wiem, które z tych zaklęć go trafiło. Wiem, że padł na ziemie, a ja poleciałam bez sił na stojącą za mną kanapę. Usłyszałam tylko kroki i ujrzałam czarne buty aurora. Obudziłam się w Mungu kilka godzin później...

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 1- Jak to wszystko się zaczęło?

Kiedy w 1991 roku dostałam list z Hogwartu nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że to jakiś żart. Jednak kiedy w drzwiach mojego domu pojawił się miły dziadek, który okazał się dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Moi kochani rodzice ucieszyli się, że potrafię więcej niż inni. 1 września udałam się na Kings Cross, od Dumbeldora wiedziałam, że razem z rodzicami możemy przejść na peon 9 3/4 . Dyrektor powiedział nam wszystko. Kilka dni wcześniej. Udaliśmy się do banku Gringgota gdzie moi rodzice wymienili nasze mugolskie pieniądze na galeony. Na ulicy Pokątnej zrobiliśmy zakupy. Kiedy pierwszego września poznałam Nevilla cieszyłam się, że jednak ktoś ze mną rozmawia. Potem poznałam Harrego i Rona.
      Nasza przyjaźń zaczęła się w łazience. Głupio to brzmi prawda? Chłopaki uratowali mnie przed Trollem. Z roku na rok było co raz więcej tajemnic i zagadek, Voldemort, Śmierciożercy, Malfoy, który znęcał się nade mną prawie wszystkie szkolne lata. Ale działo się wiele dobrego. Zyskałam przyjaciół, miłość. Wszystko czego można zapragnąć. Zakochałam się w Ronaldzie Weasley'u gdzieś na wakacjach między trzecim, a czwartym rokiem. Potem był Wiktor, ale to była chwila. Wszystkie uczucia do Rona wróciły ze zdwojoną siłą kilka dni po balu w czwartej klasie. On miał Lawender, a ja byłam zazdrosna jak cholera.
          W końcu w 1998 roku, chwilę przed Wielką Bitwą o Hogwart pocałowałam go, a on oddał ten pocałunek. Magiczna chwila. Jedna z niewielu w moim życiu. Odwzajemnił moje uczucia. Po wojnie zostaliśmy parą, wróciliśmy do Hogwartu. Ślizgoni nas przeprosili, podejrzewam, że nie wszystkie z tych przeprosin były szczere, no ale cóż, czego się nie robi dla wyczyszczenia nazwiska... Skończyliśmy Hogwart, dostaliśmy pracę, bo kto nie chciałby pracować ze Świętą Trójcą. Wszystko układało się świetnie. Było cudownie. Harry oświadczył się Ginn i pobrali się w 2000 roku. Wszustko układało się tak dobrze.
              Kilka miesięcy po ich ślubie w grudniu niejaki Ronald Weasley oświadczył mi się. Byłam szczęśliwa jak głupia. Ta noc, która była potem ech nie zapomnę jej. Była cudowna. Ron jest naprawdę świetnym kochankiem, ale mimo to nie dorównuje JEMU.
           Pracuję jako auror, więc jak wiadomo wysyłają mnie na różne akcje, mimo tych czterech lat od ukończenia wojny. Śmierciożercy potrafią się ukryć. Ale nie o tym chciałam mówić. W styczniu 2001 roku miałam mały wypadek na akcji. Po trzech latach poszukiwań udało się nam znaleźć niejakiego Lucjusza Malfoya. Walczyłam z nim sama. Ron miał w tym samym czasie inną akcje, a Harry jako szef biura aurorów miał wiele pracy. Finnigan dostał drętwotą, a Nott, oberwał petryficusem zostałam sama. Pokonałam go z wielką trudnością. Wezwałam patronusem Harrego i kilku innych aurorów, a sama wykończona po kilku crucio padłam na ziemie. Obudziłam się w szpitalu. Okazało się, ze mim magomedykiem jest syn, człowieka, który wysłał mnie do Munga. Po prostu większego pecha mieć nie można prawda? Ale teraz pechem, bym tego nie nazwała, chociaż może, zależy jak na to patrzeć.
        Gdyby ktoś 15 stycznia 2001 roku powiedziałby mi, że zakocham się w moim magomedyku, chyba bym go wyśmiała, a następnie wysłała na odział urazów niemagicznych. Ups... chyba za dużo wam powiedziałam. Ale skoro już wiecie. To tak, zakochałam się w Draconie Malfoyu. Rok później pobrałam się z moim narzeczonym Ronaldem Weasleyem.
           Czy Ron dowiedział się o moim romansie? Oczywiście, że nie. Czy kiedykolwiek będzie szansa, że stanie się coś dzięki czemu wrócę do Dracona? Wątpię w to. Czy kiedykolwiek będę szczęśliwa? Oczywiście, ze tak. A wiecie dlaczego? Bo moje cholerne głupie serce kocha dwóch tak rożnych mężczyzn. A ja przy jednym i drugim czuję się bezpieczna i szczęśliwa. Jednak kiedy los kazał mi wybierać, najdzielniejsza gryfonka i najsprytniejszy ślizgon stchórzyli. On wyjechał i chyba nigdy nie wróci, a ja zostałam z Ronem i będę z nim szczęśliwa. Chcę mieć z nim dzieci i wspaniałą rodzinę.
            Chcę być dobrą matką, choćby za cenę tak wielką jak moja prawdziwa miłość. Bo w to, ze moja miłość do Dracona Malfya jest,była i będzie prawdziwa wiem i niestety mam też świadomość,że taka będzie. Ale, żeby nie mącić wam w głowach wszystko opowiem. Od początku. Od momentu, w którym zobaczyłam Malfoya w białym kitlu, w mojej sali, w Mungu. Opowiem wam to co działo się cały rok, dokładnie 365 dni, najlepszych dni mojego życia. Tak nie porównywalnych dni, do tych, które przeżyłam z Ronem. Kocham dwóch mężczyzn. Moje serce zwariowało. A ja jestem zbyt dobrą aktorką...
*********************************************************************************
Witajcie:* 
Macie nowy rozdział  następny może jutro no nie wiem ;)


 Dziękuję kochani za komentarze, ale chciałabym ich więcej ;)
Jeżeli są jakieś błędy zwróćcie uwagę. 
Zauważyliście pewnie, ze historia trochę nie zgadza się z kanonem, taki jest plan. Ogólnie dodałam zakładkę SPAM gdzie możecie zostawiać adresy do swoich blogów, Spis treści, w którym  zauważycie, ze historia zostanie podzielona na kilka części i "To nie tak miało, być,a jednak tak jest lepiej" jest to mój drugi blog, 
na który Was zapraszam :D Pozdrawiam :*
CZYTASZ=KOMNETUJESZ

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

PROLOG

Stałam w białej, bajkowej sukni ślubnej i przyrzekałam miłość mężczyźnie swojego życia, pfu..... drugiemu mężczyźnie swojego życia.
-Ja Hermiona Jean Granger biorę Ciebie Ronaldzie Billusie Weasley'u za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Przysięgam ci, że będę wiecznie twoja, bo nasza miłość nie zna granic. Będę matką naszych dzieci i obiecuję, oraz przysięgam, że będę okazywać ci swoją miłość do końca swoich dni. Tak mi dopomóż Merlinie, Salazarze, Godryku i wszyscy inni wielcy czarownicy.
„Kiedy nauczyłam się tak kłamać podejrzewam, że od NIEGO. Patrzę w oczy mojego narzeczonego, a właściwie już prawie męża i co, i wyrażam mu swoją miłość. Fakt faktem kocham go, ale miejsce najważniejsze w moim sercu zajmuje tylko ON.”
-Ja Ronald Billus Weasley biorę ciebie Hermiono Jean Granger za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Przysięgam ci, że nigdy Cię nie opuszczę. Będę okazywać ci swoją wieczną miłość do końca naszych dni. Obiecuję, ze będę wspaniałym ojcem naszych dzieci i najlepszym mężem. „Tutaj bym spekulowała na jego miejscu powinien stać ON.”
Tak mi dopomóż Merlinie, Salazarze, Godryku i wszyscy inni wielcy czarownicy.
Popatrzyliśmy w swoje oczy i wspólnie powiedzieliśmy.
-Przysięgamy.
Na moich ustach Ron, mój mąż złożył delikatny pocałunek. Tak nie porównywalny do JEGO pocałunków. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie wydarzenia z zeszłego roku. Przecież wojna skończyła się cztery lata temu. Nie powinnam mieć problemów. A jednak, moje serce kocha dwóch mężczyzn, a teraz rozum wybrał jednego, ale serce nie wie czy to dobry wybór.... Ale może opowiem wszystko od początku.....

***********************************************
Witajcie :)
Usunęłam wszystkie poprzednie notki, bo wydały mi się zbyt prymitywne. Notki będą rzadko dodawane. Zbliża się rok szkolny, a ja mam w tym roku egzaminy i drugiego bloga do prowadzenia.  Mam nadzieje, ze ktoś to czyta. :) Pozdrawiam :*