poniedziałek, 10 listopada 2014

EPILOG

49 stron! Mało i dużo jednocześnie.
Dokończyłam, mimo wątpliwości.
Nie wiem, czy nadaję się do pisania, czy całą moja twórczość ma jakąś wartość, ale wierzę, ze Wam się podoba. Dziękuję za ten rok z Wami!



Dla Was wszystkich.
I przede wszystkim dla Niezgodnej, bo gdyby nie ona...

EPILOG

Życie jest dobre.
To chwile mogą być gorsze.


Czasem zadaje sobie pytanie, co by było gdyby. Gdyby Malfoy mnie nie uratował, gdyby Ron mi się nie oświadczył. Czasem cofam się w przeszłość myślami i zastanawiam się, jakby to się mogło potoczyć, gdybym podjęła inną decyzję, ale nie wiem. Nie chce się nad tym zastanawiać, bo to prowadzi tylko do depresji. Czasem ściskam w dłoniach zmieniacz czasu, żeby potem wrzucić go do najgłębszej szuflady.
Potem w tej samej szufladzie widzę dwa złote pierścienie, stare i cenne tak jak wspomnienia w mojej głowie. Zaręczynowy i obrączka. Od Rona. Jeden z pięknym czerwonym rubinem, a drugi prosty okrągły z datą naszego ślubu widoczną po ogrzaniu. Po policzku spływa mi łza, którą od razu ścieram. Mamy dziś z mężem wielki bal. 30 listopada to wielki dzień, nie tylko wśród mugoli, ale i czarodziei,. Moje granatowe paznokcie błyszczą w ciemnościach pokoju. W rogu widać tylko nikły blask niemal wypalonej świecy. Aromat cynamonu i czekolady roznosi się delikatnie po pomieszczeniu. Delikatna muzyka dopływa do moich uszu. Fortepian. Bach. Już wiem, kto gra. Postanawiam wypróbować jego cierpliwość, nie pierwszy już raz, wychodzę więc na balkon. Mam doskonały widok na mugolską i czarodziejską część Londynu. Mój drugi mąż wybrał to miejsce specjalnie dla mnie. Blask pełni księżyca przypomina mi o uciekającym czasie. Zdążymy się teleportować. Chociaż nie powinnam tego robić, nie zdążyłam mu tego powiedzieć, ale jestem w ciąży. Zdążę to zrobić. Powoli, krok po kroku, będzie się musiał z tym oswoić. Pół roku jesteśmy małżeństwem, minął rok odkąd mu wybaczyłam. Półtorej roku od śmierci Ronalda. A Malfoy nadal jest przy mnie. Kocham go. Cieszę się, że chociaż raz ugięłam swoją dumę i wybaczyłam mu. Gdyby nie to, nie wiem czy bym tu była. Nie myślę o niczym. Przykładam dłonie do lekko podkreślonego brzuszka, ciekawe czy już sam się domyśla. Jest spostrzegawczy i zawsze pewny siebie i jeżeli myślał o dziecku, to jest pewien, że będzie je mieć. Chociaż uwielbiam niszczyć jego równowagę, to sama chce je mieć. Nie po to zaogniałam nasz związek malując włosy na blond, żeby go zdenerwować, albo zapuszczałam niebotycznie długie paznokcie,żeby móc go drapać mocniej. Wiem, zachowanie godne dziecka, ale nie chce dorastać za szybko. Wydaje mi się, ze przeżyłam i zrobiłam wystarczająco dużo, by czasem odskoczyć. Tak jak z tymi fioletowymi włosami, awantura była niemożliwa. Gdybym mu nie wybaczyła...nie uzdrowilibyśmy się. Bo taka jest prawda, on uzdrawia mnie, a ja jego, każde z nas na inny sposób i inne blizny, ale uzdrawiamy się. Żyjemy, bo mamy dla kogo. On zna moje błędy, a ja jego, mimo tego jesteśmy razem. Ginny i Harry w końcu powiedzieli mi całą prawdę. Gdyby nie Draco, nie dałabym rady przeżyć tego wszystkiego. Był jeszcze jeden list. Ostatni.
Hermiono,
Życzę Ci szczęścia na nowej drodze życia!
Wiem, ze Malfoy do Ciebie wrócił,
wasza miłość jest prawdziwa i przetrwa wszystko.
Ginny i Harry, nie obwiniaj ich, to był mój pomysł.
Wybacz im.
Robili to, bo taka było moje ostatnie życzenie.
Na wieki zakochany,
Ron.

Okazało się, ze to Harry i Gin na życzenie mojego byłego męża, którego nadal kocham i któremu wybaczyłam, powstrzymywali Dracona przed powrotem. Robili to w bardzo przemyślany sposób, nikt niczego się nie domyślał. Ale w tym wszystkim było trochę racji. Dlatego im wybaczyłam, wszystkim. Zaczęłam życie od nowa.
-Kochanie!
-Tak, Draco?
-Już czas.
Podałam mu rękę i zniknęliśmy z tarasu, pojawiliśmy się w Malfoy Manor, a ja automatycznie dostałam mdłości, szybko rzuciłam na siebie zaklęcie. Magofotografowie nie mogli niczego zauważyć. Nie chcę żeby Prorok już wszystko wiedział. Żyję na nowo, bez ich nosa w moich sprawach.
Nie znają prawdy i niech tak zostanie.
Witamy się ze wszystkimi. Draco mówi słowa powitania, a ja nie słucham go wcale, zastanawiam się jak mu to powiedzieć. Stoję i się uśmiecham.
W końcu rozpoczynamy bal.
-Jestem w ciąży.
Szepcze mu w końcu do ucha. Nie mogę się odczekać jego reakcji. Wpatruje się we mnie oniemiały, a potem mocno wpija się w moje usta. Jesteśmy szczęśliwi. Mimo wszystko.

***

-Wiesz Ron, jestem szczęśliwa, dzięki tobie – stoję nad jego grobem i opowiadam jak się czuję, nie wiem skąd mi się to wzięło, po prostu przychodzę tu od roku przynajmniej raz w miesiącu – Chyba teraz nie będę miała dla ciebie dużo czasu. Zaczęłam od nowa. Mój syn chce wyjść na świat już niedługo. Dziękuje, ze ze mną tyle byłeś i się mną opiekowałeś.
Łzy spływają mi po policzkach kiedy wychodzę z cmentarza. Słońce zniknęło już za horyzontem. Mąż na mnie czeka. Wszystko się układa, a to najważniejsze. Jesteśmy szczęśliwi, bo życie jest dobre. 

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 20- Wyjaśnienia.

Miało wyjść inaczej, a wyszło jak zwykle!
Cóż moja wina! I to wielka.
Mam nadzieję, że Was nie zawiodę!
Nadal nie wiem jakie zakończenie Wam zrobić, a to już epilog jako kolejny rozdział!
Jestem wdzięczna za to, ze jesteście!
Że wytrwaliście ze mną w moich upadkach i szczytach weny.
We wszystkim.
Dziękuje.

Dla emmerson za te wszystkie cudne rozmowy!

Rozdział 20 - Wyjaśnienia. 

Gdzie jest ta moc gdy zniknie w dali
słyszysz to Ci co się kochali
On za nią mógł do ognia wejść
co z nimi stało się?
I jest jak jest i nie ma nic
chodź jeszcze śpią pod wspólnym niebem...”
~R. Rynkowski „Bez miłości”

-Możemy porozmawiać?
-Nie. Tak.-Proszę, wysłuchaj mnie, a potem zniknę.
-Masz chwilę. Całe życie.
-Dziękuję.
Wchodzi do salonu zaraz za mną. Patrzy się na mnie, jakby bał się, że zniknę. To w sumie nie byłoby takie złe. Ale mimo wszystko tęsknie za nim. Tylko dlaczego nie pojawił się na początku te kilka dni po pogrzebie mojego męża. Na samą myśl o tym czuję lekkie ukłucie, które chowam na dnie serca. Nalewam sobie Ognistej.
-Chcesz? - pytam pokazując na butelkę.
-Nie, dziękuję.
Siadam na fotelu naprzeciw niego.
-Proszę cię, nie pij.
-Wracasz po niecałych dwóch latach i będziesz mówił co mam robić? - pytam z uniesioną brwią, tego też nauczyłam się od niego.
-Nie tak to miało zabrzmieć. Nie utrudniaj mi tego.
Widzę, że jest wykończony. Ale nie mam zamiaru mu niczego ułatwiać. Wypijam pół szklanki Whiskey patrząc mu prosto w oczy. Dopiero po chwili mu odpowiadam.
-Gdzieżbym śmiała – komentuję z taką dozą ironii, na jaką mnie stać.
Nie wiem, kiedy pokonuje dzielącą nas odległość. Przygniata mnie do fotela, orientuję się, co robi, dopiero kiedy czuję jego usta na swoich, ten zaborczy pocałunek potęguje moją złość i jednocześnie przywraca wszystkie wyblakłe wspomnienia. Kiedy jego język próbuje się wedrzeć do środka, przytomnieję. Spycham go z siebie. Chyba tylko cudem udaje mi się to zrobić. On ląduje na podłodze, a ja wstaję, paznokcie wbijają mi się z skórę. Muszę się uspokoić, przecież go nie uderzę.
-CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ?!
Podnosi się i patrzy na mnie tym swoim wzrokiem, przeznaczonym tylko dla mnie.
-Wszystko – mówi i znów mnie całuje. Tym razem ledwo się powstrzymuję, by nie odwzajemnić pocałunku.
-Będę tak robił cały czas, dopóki się nie uspokoisz i nie wysłuchasz mnie – po czym ponownie mnie całuje. Tym razem nie oponuję. Zatracam się w tym uczuciu, o którym zdążyłam zapomnieć. Czuję się szczęśliwa. Pełna. Nie ma motylków w brzuchu, ani innych takich fanaberii. Jestem szczęśliwa, czuje się doceniona. Ale nie może mu pójść tak łatwo.
-Jeżeli myślisz, że tak łatwo ci wybaczę, to się mylisz. Słucham, co takiego masz mi do powiedzenia?

***
-Harry myślisz, że się pogodzą?
-Mam taką nadzieję, Ginny. Mam taką nadzieję...
-A co z Ronem?
-Jak to co, odejdzie.
-Myślisz?
-Ja to wiem, kochanie, ja to wiem – mówi i przytula się do swojej żony. Wspólnie stoją na balkonie. Przytuleni do siebie dzielą się ciepłem i miłością. Jak zawsze od początku małżeństwa. Przez chwile patrzą w gwiazdy A potem wchodzą do domu. Muszą przypilnować Jamesa, maluch w każdej chwili może się obudzić.

***
Trzymam za nich kciuki. Mogłem jakoś pośpieszyć Malfoy'a. Ale myślę, wiem, że ich uczucie jest zbyt silne, by zgasnąć. Gdybym od niej odszedł już wtedy, gdybym dał im szansę. Gdybym nie był egoistą...
Tak bardzo chciałem ją mieć dla siebie. I miałem. Przez chwilę. Ona daje szczęście. Jest promykiem nadziei. Dzięki niej jestem spełniony i wiem, ze mogę wrócić. Czuję znajome szczypanie w sercu. Merlin mnie wzywa. Na mnie już pora.

***-Dostałaś wszystkie listy Ronalda?
-Tak. A co cię to obchodzi?
-Wiesz, że to on w pewnym sensie zmusił mnie do wyjazdu.
-O nie mój drogi, tak się bawić nie będziemy! Nikt cię do niczego nie zmuszał!
-Uspokój się, proszę i daj mi wyjaśnić.
-Wracasz sobie ot tak i jeszcze mówisz mi co mam robić? No chyba ze mnie kpisz w tym momencie, Malfoy.
-Daj mi skończyć!
-Może byś tak nie podnosił na mnie głosu!
-To. Mnie. Wysłuchaj - mówi mrożącym krew w żyłach szeptem.
Siadam na fotelu, nawet nie zauważyłam, kiedy się z niego podniosłam. Przywołałam w myślach lakier do paznokci w kolorze krwistej czerwieni, kiedy on będzie próbował mi wszystko wyjaśniać, ja pomaluję sobie paznokcie. Po co marnować tych kilka minut. Chcę się go pozbyć już na zawsze z mojego życia. Odkręcając buteleczkę z lakierem, mówię mu:
- W takim razie słucham – po czym skupiam się na paznokciach. Czuję na sobie jego palący wzrok. Sama jestem wściekła, ale on jeszcze bardziej, wiem doskonale jak bardzo nie lubi być ignorowany.
-Już zapomniałem jak bardzo lubisz grać na moich nerwach. Dzisiaj ci to nie wyjdzie- mówi w pełni opanowany. Zobaczymy, myślę malując kciuk lewej dłoni krwistym lakierem.

***
-Teo, kochanie nad czym się tak zastanawiasz.
-Nad niczym kochanie.
-Proszę, nie okłamuj mnie.
-Przepraszam, nie chcę cię martwić.
-Znów chodzi o Hermionę?
-Tak – mówi zmartwionym i zmęczonym głosem.
-Poradzi sobie.
-Wiem, ale martwię się. Bardzo się zaprzyjaźniliśmy, zresztą ty też ją polubiłaś.
-Owszem, ale zobaczysz, ze wszystko się ułoży. Dracon wróci, a ona przestanie się staczać, dajmy jej czas, niedawno straciła męża.
-Może masz rację, Mili, może masz rację – odpowiada wzdychając ciężko. W końcu uśmiecha się i bierze swoją żonę na ręce, wnosi ją do domu zostawiając za sobą teraz i gwiezdne niebo. Teraz musi zając się żoną.

***
-Wyjechałem, bo mnie o to poprosił twój mąż. Wiedział, że umrze. Nigdy w życiu nie byłem dla niego miły, ale Sam-Merlin-Wie-Co mnie podkusiło choć raz pójść mu na rękę. Nagle wtedy, rok temu przyszło mi do głowy, ze gdybym był w jego sytuacji zachowałbym się podobnie. Nie wiem, skąd się to wzięło, ale tak się stało. Następnego dnia zwolniłem się z pracy i wyjechałem do Australii, mamy tam mały apartamentowiec Malfoy'ów więc tam się zaszyłem, otworzyłem kopalnie opalu i wyszedłem na całkiem ładny biznes. Starałem się o tobie nie myśleć. Miałem kontakt tylko z nielicznymi ludźmi. Zniknąłem z Anglii, z Europy. Wiedziałem, ze nie będziesz mnie szukać. Zjadały cię wyrzuty sumienia zdrady. Nie powinienem był cię zostawiać. To nie było w stylu Malfoy'a, ale jednak coś we wzroku Łasicy mnie do tego skłoniło. Może to mój jedyny dobry uczynek, może jednak nie skończę w piekle. Jestem śmierciożercą, tam jest moje miejsce. Nie powinienem Cię zaciągać do łóżka, a jednak, zrobiłem to. A potem ten wzrok Weasley'a. Te wspólne chwile. Wspomnienia. Starałem się nie myśleć, ale zdjęcia z wesela, pogrzebu czy waszych wspólnych wyjść ciągle były w Proroku. Widziałem was codziennie. W końcu kiedy przeczytałem artykuł o śmierci twojego męża, postanowiłem dać ci czas. Czas na otrzęsienie się ze wszystkiego. Na przypomnienie sobie o mnie. Na wypłakanie się. Jakby to wyglądało w oczach czarodziejskiej społeczności, gdybym nagle pojawił się w Londynie. Zabrał cię gdzieś zaraz po śmierci męża. Wydaje nam się, że wystarczająco problemów mamy i mieliśmy. Proszę cię wybacz mi. Bo... Bo ja wciąż cię kocham. Nigdy o tobie nie zapomniałem. W Australii nie mogłem patrzeć na inne kobiety, żadna nie dorównywała tobie. Więc proszę odpowiedz mi, jeżeli tego nie zrobisz zniknę. Raz na zawsze. Już nigdy o mnie nie usłyszysz. Ale teraz odpowiedz. Wybaczysz mi? 

sobota, 27 września 2014

Rozdział 19 - Jestem zła.

Witajcie! 

Na początku chcę Was przeprosić za tak długą przerwę. 
Przepraszam.
Wiem, to za mało, ale nic więcej nie wymyślę. 
Nie będę obiecywać, że nowy rozdział będzie szybciej.
Bo po prostu tego nie wiem.
Mam taki nawał roboty, pracy i kłopotów, że aż nie wiem w co pierwsze ręce włożyć.
Nowa szkoła, nowi znajomi. 
Ale pewnie Was to nie obchodzi, każdy ma swoje życie. 

Obiecuję, ze kolejny rozdział będzie dłuższy. 

I cóż moi drodzy, zbliżamy się do końca. 
Sama w to nie wierze... no ale o tym przy epilogu. 
Mam nadzieję, ze uda mi się Was zaskoczyć.
Buziaki! 

Ps.: Przepraszam za błędy.

Dla tych, którzy tutaj są ze mną. 




Rozdział 19 – Jestem zła. 

„Nigdy nie modle się, nie klęczę,
nie klepie testamentów 
czasem chce porozmawiać, 
ale bez oddźwięków.
Szkoda. 
Nie widzę znaków kiedy w niebo patrzę.”
-PEZET „Myśli” 

Pracuję. Żyje. Jem. Funkcjonuje. Śmieje się. Bawię, ale w sercu czuję pustkę. W życiu czułam się tak tylko raz, zanim poznałam Harrego i Rona... Miałam przyjaciółkę, to znaczy chyba tylko tak uważałam, dużo rozmawiałyśmy, a potem ona z dnia na dzień rozprzestrzeniła plotki na mój temat, kiedy się dowiedziałam poszłam z nią porozmawiać, potraktowała mnie okropnie, zagroziła, ze powie moim rodzicom, ze coś tam zrobiłam, już nawet nie pamiętam co. Znienawidziłam ją i tylko cierpliwie czekam kiedy będę mogła się na niej zemścić, odwróciła ode mnie wszystkich, bez wyjątku. Ale dałam radę. Cały czas pałam do niej nienawiścią, kiedy przypomnę sobie ból, który wtedy czułam. I pustkę porównywalna do tej, którą czuję teraz. Moje sumienie, jest niespokojne, ale zagłuszam je. Książkami, pracą, spotkaniami z Potterami i Weasleyami. Zostanę starą wdową, już nikt mnie nie zechce, pewnie śmierdzę zdradą męża na kilometr. Jestem zła.
Nigdy nie piłam tyle ile teraz, staczam się wiem to, ale wszystko mnie przytłacza.
Kolejny raz, ten sam mugolski bar, nikt tu nigdy nie przychodzi. Obskurne, brudne miejsce, zapuszczona knajpa. Piwo w ręku i szum myśli w głowie. Przyjemny smak skondensowanego chmielu w ustach i zapach tytoniu, który został po ostatnim papierosie. Jestem słaba. Poddałam się papierosom.
Jestem młoda wiem to, ale nie czuję tego. Czuję się przytłoczona. Straciłam męża, kochanka, życie. Czas ucieka mi przez palce. Szef patrzy i udaję, że nie widzi.
Tracę przyjaciół, ale nie będą mi potrzebni. Chcę zniknąć.

***

Nie pamiętam co robiłam wczoraj wieczorem, ale muszę wziąć eliksir na kaca. Głowa zaraz mi pęknie. Czuję na sobie jakieś męskie perfumy. Otwieram oczy i wiem, że nie jestem u siebie. Kremowe ściany. Łososiowe meble. Firmowe ręczniki, pościel. Hotel. Tak jestem w hotelu.
Cholera co ja tu robię.
Walcząc z silnym bólem głowy podnoszę się z łóżka i zauważam kartkę.

Było miło, Luna.
Może kiedyś to powtórzymy. 
Mike
(tu masz mój numer: 745895670) 
Odezwij się.

Świetnie. Przespałam się z obcym facetem. Jestem desperatką. Chociaż nie podałam prawdziwego imienia. Wstaję. Idąc powoli, z uczuciem miażdżenia głowy przez każdy ruch moich mięśni, zbieram swoje ubrania. Znalazłam torebkę. Szukam różdżki, na szczęście nadal tam jest.   Po chwili, teleportuje się do domu.
W pokoju od razu zbiera mnie na wymioty. Pędzę do toalety i zaprzyjaźniam się blisko z muszlą klozetową. Nie mogę zdzierżyć zapachu obcego mężczyzny na moim ciele. Gdy tylko pozbywam się nikłej zawartości żołądka, wchodzę pod prysznic.
       Ciepła woda spływa po moim ciele. Oczyszcza mnie, tak jak często robił to deszcz w znaczeniu metaforycznym oczywiście. Kiedy tylko czuję się wystarczająco rozgrzana i czysta w samym ręczniku paraduję po domu, znajduję fiolkę z eliksirem na kaca, który od razu wypijam. Szykuję śniadanie i książkę, którą dziś przeczytam. Jest sobota, mogę nic nie robić. Nie myślę o Mike'u, o Teodorze, który prosił mnie o spotkanie, o Ginny i Harrym, który od miesiąca proszą mnie bym przestała się staczać to nic nie da. Kiedy tylko zjadam ostatniego tosta różdżką sprzątam i idę do sypialni. Ubieram się w wygodne dresy i moje ulubione skarpetki. Włosy związuje w kitkę na czubku głowy, nie mam zamiaru dziś ładnie wyglądać. Idę do salonu. Biorę książkę Collen Houck „ Klątwa tygrysa. Wyzwanie” siadam wygodnie i przykrywam się kocem. Po chwili odpływam w świat fantasy.

***
Ze snu wyrywa mnie uciążliwy dzwonek. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam. Otwarta książka leży na moich kolanach. Boli mnie kark. Odkładam powieść na ławę i wstaję prostując zastałe kości. Idę do drzwi, ten dzwonek zaczyna mnie denerwować. Otwieram drzwi z zamiarem wykrzyczenia komuś czegoś nie miłego. Kiedy tylko otwieram drzwi nawet nie zerkając w weneckie lustro, w ich środku głos zamiera mi w gardle.  Stoi tam. A może nadal śnię. Wygląda tak jak  niemal dwa lata temu. Jego blond włosy są majestatycznie rozwiane. Twarz opalona, musiał być gdzieś na południu Europy, albo jeszcze dalej. Szczypie się w ramie. Nie wierze. Co ON tu robi. Uśmiecha się delikatnie na mój widok. Mam ochotę zetrzeć mu pięścią ten uśmiech z twarzy.
-Witaj, Hermiono.
Nie, jednak nie śnię. To on.
-Nawet się do mnie nie zbliżaj, Malfoy – mówię przez zaciśnięte zęby – nie mam zamiaru dać zniszczyć ci czegoś co zaczęłam budować z gruzów.

Teraz sobie o mnie przypomina. Od kilku miesięcy jestem sama. Teraz mu się przypomniało, że żyję.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 18 - Powrót do życia.

Witajcie!

Kolejny rozdział, ostatni we wrześniu.
Dziękuje Paulinie za pomysł :)
Powróciłam już do domu i nigdzie się nie wybieram ^^
Dziękuje za motywacje (komentarze).
Rozdział nie zbetowany, ale niedługo powinnam dostać poprawiony. 
Buziaki! 



Rozdział 18 – Powrót do życia.

Tak trudno się podnieść, tak ciężko wstać
Gdy tyle wspomnień nie daje spać
I nie ma dnia, nie ma nocy,
Jest ten dziwny strach 

-Hermiono nie może tak być. Minął tydzień od jego śmierci. Jutro wracasz do pracy, musisz żyć!
-Żyję.
-Nie, ty funkcjonujesz. Znam cię za dobrze, żeby tego nie zauważyć. 
-Próbuję. 
-Hermiono – mówi przytulając mnie do siebie – nie możesz tak robić. Wszyscy, żyjemy dalej. On by chciał,żebyś ty była szczęśliwa. 
-Wiem, ale nie umiem. Chciałabym zapomnieć o zdradzie, o Draconie, o Ronie. O problemach. Ale wiem, że nie mogę, zresztą znasz mnie, nie potrafię czegoś takiego zrobić. 
- Hermiono Weasley, daj żyć dawnej pannie Granger, ona na pewno cię odmieni. Zrób to dla nas. Mama się o ciebie martwi. George, Bill, wszyscy. Nawet mała Julliette pytała się o ciebie. 
- Przecież ona ma trzy lata. 
-Dzieci czarodziejów uczą się o wiele szybciej. 
-Dawno jej nie widziałam, nadal wygląda jak kopia Fleur?
-Oczywiście, tylko, że charakter ma po Bill'u. 
Rozluźniam się, staram się zapomnieć o tym wszystkim co złe. Rozmawiamy jeszcze chwilę o mojej rodzinie, naszej. Fleur, Bill,George, rodzice... Najlepsza nowina to fakt, że Charlie się oświadczył. Trzeba wrócić. I chociaż Nora, będzie przyprawiała mnie o niewyobrażalny ból, to wiem, że nie mogę ich zostawić. Jestem ich częścią. 
-Ginny, muszę ci coś pokazać. Ron, on, on zostawił mi listy. 
-Listy? Jakie listy? 
-Cztery listy, pamiętasz jego ulubiona liczba- dodaję z uśmiechem – listy mówiące o tym, że wie, że mnie kocha, że przeprasza... A może, może po prostu ci je pokaże. Poczekaj chwile. 
Idę do sypialni, w komodzie leżą otwarte i tyle razy czytane listy. Ich treść znam na pamięć. Pierwszy był wyjaśnieniem, cichą obietnicą, na to, że Draco do mnie wróci jak i przeprosinami: 
Kochanie, 
jeżeli to czytasz, to znaczy, że już nie żyję. 
Na wstępie chciałbym cie przeprosić. Jestem egoistą. 
Zapragnąłem Ciebie i odebrałem Cię Draconowi. 
To przeze mnie zakończył się Wasz romans. 
Tak wiedziałem o nim.
Pewnie zastanawiasz się jak udało mi się powstrzymać emocje.
Otóż, jestem, a właściwie byłem chory.
Mam (miałem) tętniaka. 
Nieuleczalna choroba w naszym świecie, chociaż prace nad lekarstwem idą do przodu. 
Pewnie umarłem na misji. 
Nie martw się należało mi się to cierpienie.
Ty cierpiałaś wychodząc za mnie. 
Ale tak bardzo pragnąłem Cię mieć dla siebie. 
Chociaż na chwilę. 
Mam nadzieje, ze choć trochę byłaś ze mną szczęśliwa. 
Masz moje błogosławieństwo jeżeli chodzi o Draco.
To dobry człowiek. 
Uwierz, ze wróci. 
Co dwa dni, będą się pojawiać w tym miejscu listy, które Ci wszystko wyjaśnią.
Jeszcze raz przepraszam.
Kochający, 
Ron.

Drugi był troską i przeprosinami: 

Kochanie. 
Masz jeść to przede wszystkim! 
Pewnie się zadręczasz, więc nie rób tego. 
Pewnie była u Ciebie Ginny i pewnie wiesz, że oni wiedzą. 
Nikt więcej nie musi. Niech to pozostanie w rodzinie.
Bo przecież byliśmy nią. I mam nadzieje, ze mam szczególne miejsce w twoim sercu. 
Bo moje serce jest Twoje. 
Pewnie chcesz wiedzieć skąd wiemy. 
Oni wiedzą ode mnie. 
A skąd wiem ja. 
Skarbie nie zapominaj, ze byłem aurorem. 
Och jak dziwnie pisać o sobie w czasie przeszłym, 
wracając do tematu. 
Widziałem jak na niego parzysz. 
Widziałam Twoją zazdrość wtedy w restauracji.
To wtedy zacząłem swoje mini śledztwo. 
Pytałem magomedyczek jak często jesteś u Malfoy'a. 
Wiem nie powinienem. 
Ale nie mogłem się powstrzymać. 
W końcu pewnego dnia zebrałem się na rozmowę z nim. 
Ale to w kolejnym liście. 
Idź zjedz obiad 
i nie martw się. 
Proszę.
I przepraszam za wszystko! 
Kocham Cię. 
Ron.


Trzeci, był zaskakujący, dawał nadzieję i obietnicę. Był również przebaczeniem, potrzebnym i mnie i Draconowi: 

Kochanie!
To już przed ostatni list, będzie dłuższy niż poprzednie. 
Musze w nim zawrzeć to co zaraz przeczytasz. 
Ale niezależnie od tego, co jest tu napisane. 
Pamiętaj! 
Kocham Cię i wybaczyłem Ci wszystko.
A teraz relacja ze spotkania z Draconem. Nie owijaliśmy w bawełnę. 
„-Witaj, Malfoy – warknąłem. 
-Witaj, Weasley – odpowiedział spokojnie – już wiesz. Albo nie wiesz i się domyślasz. 
Wtedy już miałem pewność, ale drążyłem dalej.
-Masz romans z Hermioną?
-Owszem. 
-Dlaczego? - pytałem, chociaż wiedziałem, że nie usłyszę prawdy.
-Nie chcę o tym rozmawiać. 
-Daj mi rok.
-Słucham?!
-Za rok, pewnie nie będzie mnie już na tym świecie, rok może dłużej. Z pewnością o mojej śmierci dowiesz się z gazet. Daj mi rok. Chcę się nią nacieszyć. Jestem w tym momencie egoistą, ale wiem, że kiedyś była ze mną szczęśliwa.  Chcę spróbować. Chcę wiedzieć. Nic więcej. Wiem, Malfoy, że nie mam co liczyć na twoją litość. I nie chce jej. Chcę Hermiony jako mojej żony. Chcę ją mieć dla siebie, do tej mojej cholernej śmierci. A pewnie wiesz, ze ona zbliża się wielkimi krokami. 
-Wiem – przerwał mi – wiem, wyjadę. Chcę waszego szczęścia Weasley. 
-Słucham?
-Chcę waszego szczęścia, nie chce być tym złym. 
Wstaję podaję mu dłoń. Przyjął ją.
-Dziękuje, Malfoy. 
Wyciągnąłem różdżkę i rzuciłem czar na jego zegarek.
-Teraz będziesz mógł się do niej teleportować jak tylko zniknę z tego świata – powiedziałem po czym wyszedłem z jego gabinetu.” 
Dracon, przybędzie, bo wybaczyłem mu, widział to w moich oczach. 
On Cię kocha, Hermiono. 
Ja to widziałem i jeżeli nie wróci. To zacznę wątpić w tę jego inteligencję. 
Wybaczyłem wam i mam nadzieję, że Wy wybaczycie mnie. 
Kocham Cię. 
Wybaczam. 
Miej nadzieję. 
Ronald. 


Ten list był takim zaskoczeniem, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić przez kilka dni. 
Nie przeczytałam czwartego listu, aż do wczoraj. Ten ostatni był prośbą: 

Kochanie!
To już ostatni list. 
W nim o ile go w ogóle czytasz. 
Chcę Cię prosić o wybaczenie. 
Byłem strasznym egoistą. 
Gdyby nie ja pewnie bylibyście już razem, a Ty nigdy nie byłabyś moją żoną. 
Tak czy siak bym już nie żył.
Dlatego proszę cię.
Trzymaj się i bądź sobą.
Tą, którą pokochałem.
I tą, którą pokochał Dracon Malfoy. 
Jesteś najwspanialszą osobą, Hermiono.
Dziękuję Ci za wszystko.
I przepraszam.
Tak bardzo Cię przepraszam.
Kocham Cię.
Twój mąż.
Ronald Billus Weasley.
Ps. Bądź szczęśliwa! Z Draco lub bez. 
Żyj! 

Czwarty list przyprawił mnie o niekontrolowany potok łez. Nie mogłam się ogarnąć dopóki nie zasnęłam ze zmęczenia, płakałam. A dzisiaj nie mam już łez. 
Podaję listy Ginny. Widzę jak z każdą chwilą jej oczy otwierają się szerzej. Widzę jej łzy. 
-Nie spodziewałabym się tego po nim. 
-Ja również.
-Nawet teraz nas zaskakuje- mówi – pewnie patrzy na nas z góry i uśmiecha się z politowaniem. 
-Pewnie tak. Mam nadzieję, ze jest tam szczęśliwy – mówię ze smutnym uśmiechem. 
-Tak razem z Fredem, obaj rozrabiają tam gdzie są. 
-Oby – uśmiecham się i patrze na nią. Łzy spływające po policzkach. Zaokrąglony brzuszek. Stracił dwóch braci. Jest szczęśliwa. Ja też mogę. 
-Idź do Harrego, a ja ogarnę się i, i wpadnę wieczorem do Nory. 
Uśmiecha się promiennie.
-Dziękuje.
-To ja dziękuje – mówię przytulając się do niej – idź już. 
-Do zobaczenia.
-Pa. 

Trzeba zacząć normalne życie. Najpierw Nora. Jutro praca, a co potem? A potem nie wiem. 



piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 17 - Co to ma znaczyć?

Witajcie.
Teraz będzie kilka rozdziałów bardzo krótkich, treściwych i bardzo ważnych.
Zasmucacie mnie ilością komentarzy :(
Aż tak źle piszę?
Dziękuję za wszystkie te, które się pojawiają dodają niezwykłej otuchy :D

Wszystko się wyjaśni, to jeszcze nie koniec ;)
A teraz zapraszam na kolejny rozdział i jeszcze jedno...
rozdziały powinny pojawiać się częściej, bo są krótsze i w gruncie rzeczy mam je opracowane.





Rozdział 17 - Co to ma znaczyć? 

Bardzo łatwo jest stracić to, 

co uważało się za dane na zawsze...





Mój Ron nie żyje. Draco, o którym nie mogę zapomnieć. Świat wali mi się na głowe. Jakie listy? Skąd Ron wiedział o romansie ?Dlaczego mnie tak bardzo kochał, nie zasłużyłam sobie na to. Zdradzałam go przez rok. Nie powinno tak być. Jutro powinien pojawić się list, może on coś mi wyjaśni. Nie myślę o niczym ważnym. Zadręczam się. Ubieram czarne szpilki i sukienkę. Wychodzę. Na pogrzeb. Pogrzeb mojego męża. 

Nie pamiętam  uroczystości. Wszyscy Weasleyowie, moja jedyna rodzina, cierpieli razem ze mną. Kilka lat temu stracili jednego syna, teraz drugiego. Chciałabym im zaoszczędzić cierpień. Nie jem, nie czuję głodu. Idę do łóżka i próbuje zasnąć. Jednak w głowie wciąż pojawiają mi się słowa z jego nagrobka „Byłem szczęśliwy.Dziękuje.” 
Okazało się, że dużo osób wiedziało o jego chorobie. Tylko...tylko nikt nie powiedział mi. Dostałam tydzień urlopu. Kolejny. Ale po co? Wróciliśmy z podróży poślubnej. Powinniśmy mieć dzieci ułożyć sobie życie. Dlaczego on nie żyje? Co to miało znaczyć!? 

Nie wiedziałam kiedy zasnęłam, wiem, że spałam długo. W moje okno puka przynajmniej pięć sów. Pewnie listy z kondolencjami. Nie chce tego czytać. Nie chce słyszeć, że on chciał żebym ja była szczęśliwa. To on powinien być szczęśliwy! Nie ja.
Nie chce mi się podnosić z łóżka. Nie chce mi się robić nic. Nagle słyszę cichy trzask teleportacji. Po chwili w moim pokoju pojawia się Ginny. Nie spodziewałam się jej. Stoi w granatowej sukience, niemal czarnej. Jej płomiennorude włosy odznaczają się. Wygląda jak bogini. Widać jej lekko zaokrąglony brzuszek. Zdaje sobie sprawę z kolejnego faktu, Ron nie pozna swojego siostrzeńca! 
-Wstawaj. Słyszysz. Nie możesz się zadręczać. On był już chory! Nie miał szans. Nas też to boli.
-Wiem, Gin – mówię słabym głosem, nie mam ochoty krzyczeć – ale wy, wy chociaż mogliście się do tej informacji dowiedzieć wcześniej. Mogliście się przyzwyczaić. Ja dowiedziałam się dwa dni temu. Rozumiesz. Dwa dni – kończę i zaczynam płakać. 
Ginny podchodzi do mnie i przytula. Gdyby tylko wiedziała, ach gdyby wiedziała...
-Wiesz my z Harrym też wiemy o rzeczach, których nie chciałaś nam powiedzieć. 
Otwieram oczy o co jej może chodzić? 
-Co masz na myśli? 
-Wiemy o twoim romansie, Hermiono. 
O matko nie. Teraz wyjdzie. Trześnie drzwiami i powie, ze nie chce mnie więcej znać. 
Stracę moją jedyną opokę. Moją nadzieję. Moją przyjaciółkę. Moje słońce.  
-Skąd? - nawet nie staram się zaprzeczać. 
-Ron nam powiedział. Ale ja widziałam, że coś jest. Nie byłam pewna co. 
-Dlaczego tu jesteś? 
-Bo na tym polega przyjaźń Miona. Byłaś żoną mojego brata. Jesteś moją przyjaciółką. Nie powinnyśmy mieć przed sobą tajemnic. A jednak... ale wybaczyłam ci. Kiedyś też były rzeczy o których  nie mówiłam. Ale pamiętaj możemy sobie ufać. I Harremu też. 
-Dziękuje – mówię i płacze jeszcze głośniej, kiedy się uspokajam kontynuuje – miałam wam powiedzieć, miałam powiedzieć Ronowi, ale bałam się tak cholernie się bałam, a okazało się, że wy... że wy wszystko wiecie. Dziękuje. 
-Nie dziękuj Miona, na tym polega przyjaźń. Mama daje paszteciki i mówi, żebyś wpadła jak tylko będziesz na siłach, nadal jesteś jej synową mimo wszystko. A i reszta... reszta niech lepiej o niczym nie wie. Tak będzie lepiej. Wpadnę za kilka godzin, mam wizytę kontrolną. 
-Jasne. Pójdziemy na kawę i wszystko mi opowiesz – mówię przez łzy. Ginny przytula mnie, a ja płacze się jeszcze głośniej. Jestem załamana, ale przejdzie mi. Musi. 
Po chwili słyszę cichy trzask teleportacji. Przypominam sobie o sowach za oknem. Niemal wybiły mi szybę. Jedna sowa przyniosła list od Ministra Magii, ach Kingsley co ty dziś chcesz... Kilka następnych listów od naszych znajomych z Hogwartu. Ostatnia Proroka. Na stronie tytułowej migają mi nasze zdjęcia i zdjęcia Rona. Z czasów szkoły, wojny, naszego ślubu. Wielkie tytuły aż rażą w oczy. 
Czy rzeczywiście Ronald Weasley był chory?
Śmierć bohatera wojennego.
Co na to wszystko Hermiona Weasley? 
Mam dość. Nie chce mi się tego nawet czytać. Zauważam na biurku list. Podchodzę i otwieram go. Chcę wiedzieć, skąd wiedzą oni. 

Kochanie. 
Masz jeść to przede wszystkim! 
Pewnie się zadręczasz, więc nie rób tego. 
Pewnie była u Ciebie Ginny i pewnie wiesz, że oni wiedzą. 
Nikt więcej nie musi. Niech to pozostanie w rodzinie.
Bo przecież byliśmy nią. I mam nadzieje, ze mam szczególne miejsce w twoim sercu. 
Bo moje serce jest Twoje. 
Pewnie chcesz wiedzieć skąd wiemy. 
Oni wiedzą ode mnie. 
A skąd wiem ja. 
Skarbie nie zapominaj, ze byłem aurorem. 
Och jak dziwnie pisać o sobie w czasie przeszłym, 
wracając do tematu. 
Widziałem jak na niego parzysz. 
Widziałam Twoją zazdrość wtedy w restauracji.
To wtedy zacząłem swoje mini śledztwo. 
Pytałem magomedyczek jak często jesteś u Malfoy'a. 
Wiem nie powinienem. 
Ale nie mogłem się powstrzymać. 
W końcu pewnego dnia zebrałem się na rozmowę z nim. 
Ale to w kolejnym liście. 
Idź zjedz obiad 
i nie martw się. 
Proszę.
I przepraszam za wszystko! 
Kocham Cię. 
Ron.

W głowie krząta mi się tylko jedna myśl. 
-Co to ma znaczyć? 

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 16 - Rozstanie.

Zanim mnie zamordujecie Avadą.
Wybaczcie :)

Zapraszam.


Rozdział 16 – Rozstanie.

" Kochać to także umieć się rozstać
Umieć pozwolić komuś odejść,
nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem.
Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu,zaborczości,
jest skierowaniem się ku drugiej osobie,
jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia,
czasem wbrew własnemu."
~~ Vincent van Gogh


-Draco. Draco!
-Tak?
Czuje w jego głosie, że coś jest nie tak. Od tygodnia się nie odzywał. Nie dawał znaku życia. Wiem, że termin mojego ślubu zbliża się nieubłaganie zostało dwadzieścia dni, ale to nie powód do tego by się ode mnie odwracał. Tyle skandali udało nam się ukryć. Tak dużo razem przeszliśmy. Nie wiem czy jestem w stanie zostawić dla niego Ronalda. Ale nie chce by mnie ignorował. Nie chce by to się tak skończyło, tyle rozmów, otwierania się przed sobą by to stracić?
-Dlaczego? - pytam wiedząc do czego zmierza.
-To koniec, Hermiono. Za trzy tygodnie wychodzisz za mąż. To musi się skończyć. Wyjeżdżam.
Wyszedł, zostawiając mnie ze łzami w oczach, roztrzęsioną.
Jest 30 grudnia 2001 roku. Moje serce rozpada się na kawałki.
***
Na wspomnienie tamtego dnia znów w oczach zbierają mi się łzy. Mamy wrzesień. Koniec mojego urlopu. Jutro wracam do pracy. Nie będę miała czasu na bzdury. Przez przypadek znalazłam wycinki z Proroka. Aż zbiera mi się na śmiech, byli tak blisko prawdy.

Hermiona Granger i Dracon Malfoy!
Czy to możliwe?
Wczoraj to jest 24 lipca 2001 roku widziano ich razem w pubie.
Czy nasza narodowa bohaterka ma problemy z wiernością swojemu narzeczonemu?
Więcej na stornie 7.
Te tytułowe nagłówki były do siebie tak bardzo podobne. Ciągle o coś mnie podejrzewali, aż się dziwie, że mój mąż, ówczesny narzeczony nic nie podejrzewał. Wierzył mi, a teraz cóż teraz mam tylko jego. Nagle na biurku pojawia się kartka. Niczym list zaadresowany do mnie.
Z prędkością światła rozrywam kopertę:


Kochanie,
jeżeli to czytasz, to znaczy, że już nie żyję.
Na wstępie chciałbym cie przeprosić. Jestem egoistą.
Zapragnąłem Ciebie i odebrałem Cię Draconowi.
To przeze mnie zakończył się Wasz romans.
Tak wiedziałem o nim.
Pewnie zastanawiasz się jak udało mi się powstrzymać emocje.
Otóż, jestem, a właściwie byłem chory.
Mam (miałem) tętniaka.
Nieuleczalna choroba w naszym świecie, chociaż prace nad lekarstwem idą do przodu.
Pewnie umarłem na misji.
Nie martw się należało mi się to cierpienie.
Ty cierpiałaś wychodząc za mnie.
Ale tak bardzo pragnąłem Cię mieć dla siebie.
Chociaż na chwilę.
Mam nadzieje, ze choć trochę byłaś ze mną szczęśliwa.
Masz moje błogosławieństwo jeżeli chodzi o Draco.
To dobry człowiek.
Uwierz, ze wróci.
Co dwa dni, będą się pojawiać w tym miejscu listy, które Ci wszystko wyjaśnią.
Jeszcze raz przepraszam.
Kochający,
Ron.


To chyba jakiś żart. Jaki tętniak i romans?! Ktoś sobie ze mnie robi niezłe żarty.
Nagle słyszę pukanie do drzwi.
-Wejść!
W salonie pojawia się dwóch aurorów Terry i Norman, co oni tu robią?!
-Dzień dobry pani Weasley, może pani usiądzie. Mamy dla pani pewną wiadomość.
Nie siadam niech mówią co chcą i szybko stąd idą muszę porozmawiać z Ronem, zaraz wróci do domu. Zrobiłam jego ulubiony obiad.
-Pani mąż nie żyje.
Ostatnie co widzę przed oczami to czarne mroczki. Resztę pochłania ciemność.



Koniec cz.1


wtorek, 12 sierpnia 2014

Imię miłości.

Na wstępie pragnę powiedzieć, ze już wróciłam. Postaram się jak najszybciej dodać kolejny rozdział.
Pierwotnie ta miniaturka miała wyglądać inaczej, ale...
A teraz...
Czytajcie :D

Uwaga! Wyrazy niecenzuralne w stężonej ilości ;)

EDIT: To już rok za nami! Dziękuje <3



Miniaturka 7

Imię miłości.
Szczęście nie da się zdefiniować, opisać można jedynie nieszczęście.
Przestań być nieszczęśliwy, to zrozumiesz.
Miłości nie można zdefiniować, brak miłości, można.
Kiedy pozbędziesz się braku miłości- zrozumiesz.
~Anthony de Mello



Znów ją widział. Czytała książkę. Siedziała w tej cholernej bibliotece. Z okularami na nosie, zaczęła je nosić po wojnie i w sumie można powiedzieć, że przez niego, wyglądała tak pociągająco. Gdyby nie ona już by nie żył. Jad Nagini był wystarczająco silny by go zabić. A ona uratowała go. Teraz ma magiczny dług życia. Ona nadała sens jego życiu. A potem... sam wszystko spieprzył. Nie mógł się na nią napatrzeć. Jeżeli to nie było miłością, to on nie wiedział co nią jest. Kochał ją... tylko zrozumiał to za późno. Ale może wróćmy do początków. Kiedy zabił Dumbeldora, starzec sam chciał umrzeć, nawiązał kontakt z Hermioną Granger. Wysłał jej swoje wspomnienia, bo tak powiedział Dumbeldore, ufał jej, a to był jedyny realny sposób, aby przypilnować Złotą Trójcę. Wiedział, że jest na tyle rozsądna by się z nim spotkać. Te same wspomnienia podarował podstępem Molly Weasley i Minerwie McGonagall, jedynym dwóm kobietom, które próbowały go zrozumieć, kiedykolwiek. W grudniu 1997 roku obie pojawiły się przed drzwiami jego komnat i zaprosiły go na święta. Musiał przyjść, musiał im to wszystko wyjaśnić, skoro miał umrzeć to niech chociaż Zakon wie co dla nich robił. Zupełnie przypadkiem ściągnął ze sobą Granger i Potter'a. O mało nie wpakowali się do żołądka Nagini. Ta głupia gryfonka miała choć trochę oleju w głowie i w ostatnim momencie teleportowała się na Spinner's End, gdzie kazał się jej znaleźć w razie niebezpieczeństwa. Potem wysłała mu patronusa. Nie wiedział jak to zrobiła, że Potter nie rzucił się na niego z różdżką, przecież nic nie widział. Wtedy zaczął się do niej przekonywać. Rozmawiali wieczorami, o ile można było nazwać rozmowami pisanie do siebie wiadomości za pomocą różdżki. Sam wynalazł ten sposób. Ale wracając do tematu. Zaczął jej ufać, nie żeby nie ufał jej wcześniej, bo tylko dzięki niej wstał wtedy w czerwcu na Grimmauld Place i 'wziął dupę w troki' tak jak mu powiedziała, była wtedy bardzo przekonująca z różdżką w ręku, przeciw bardzo pijanemu czarodziejowi na kacu moralnym. To ona zaproponowała mu pomoc. Nie był przekonany, ale ona była równie uparta jak on i w końcu podstępem wkradła się w jego życie. Zaczął głupieć na starość, skoro pozwalał jej się znaleźć w tych trudnych momentach jego życia, kiedy maska obojętności zaczynała opadać. Nie powinien sobie na to pozwolić. Wtedy kiedy cała Trójca trafiła do Malfoy Manor wiedział, ze to się źle skończy, że Weasley nie obroni swojego umysłu. Że nie dopełni swojej misji. Ale znów nie docenił ich szczęścia i jej potężnego rozumu. Kiedy uratowała go we Wrzeszczącej Chacie myślał, że umiera i anioł, o ironio, anioł go ratuje, bierze go do nieba, tam gdzie nie powinno być jego miejsce, zamordował zbyt wielu ludzi... Obudził się kilka dni później i starał się ją zrozumieć, kiedy wszystkie sposoby zawiodły postawił na legilimencje. Do tej pory pamięta jej wrzask... To było w jego komnatach, od końca wojny była tam częstym goście, nie chciała narzucać się Weasley'om, musieli się podnieść po tragedii, która ich spotkała. Potter był z nimi, opiekował się dziewczyną i sam zbierał swoją psychikę do kupy. Nikt specjalnie się nią nie interesował, więc skoro już uratowała mu życie to zapraszał ją do siebie. To znaczy w sumie zaprosił ją raz, ale przychodziła codziennie. Czytała, jadła z nim, rozmawiali.Wtedy chciał się dowiedzieć co nią kierowała, po cholerę go ratowała... usłyszał tylko wściekły wrzask” Nigdy więcej nie waż się wchodzić do mojego umysłu!” chciała wyjść, ale nie pozwolił jej, nie wiedział co kierowało nim, ale pocałował ją, ten pierwszy raz. Ich związek, o ile można to było nazwać związkiem, rozkwitał. Pewnego razu stracili nad sobą panowanie i wylądowali w sypialni. Wszystko było idealnie. Po raz pierwszy było mu dobrze... A potem w grudniu 1998 roku w Wigilie, przyszła po niego, aby razem udali się na kolację do Weasley'ów zanim wyszli dała mu prezent. Krew jednorożca, zanim zdążył coś powiedzieć usłyszał „kocham cię”. Nic nie odpowiedział, wrócił do swoich komnat. Przecież nie mógł zmarnować jej życia. A teraz zachowywał się jak gówniarz, obserwując ja zza regału w szkolnej bibliotece. Zastanawiał się czy jest sens, aby z nią rozmawiać. Zdziwił się kiedy tydzień później zobaczył ją w swoich komnatach. Przecież była jego uczennicą nie mogła sobie wchodzić od tak, a potem sobie przypomniał jak po Bitwie dał jej stały dostęp i zapomniał go zdjąć. Wpadła jak torpeda, nie pukając. Stał zamurowany w samym ręczniku przy drzwiach łazienki, a ona krzyczała.
„Jeżeli kiedykolwiek chciałeś bym była szczęśliwa i jeżeli ty jesteś szczęśliwszy ze mną to powiedz co do mnie czujesz. Muszę wiedzieć, bo inaczej zwariuję! Masz mi powiedzieć to prosto w twarz. Kiedy zniknę stąd za miesiąc, kiedy wsiądę po raz ostatni do pociągu chce wiedzieć co do mnie czujesz!”. I wyszła zostawiając go w osłupieniu z rodzącym się planem w głowie. Ignorował ją wiedząc, że sprawia jej ból. Ale musiał to dobrze rozegrać. Była jego szczęściem, jego miłością i zrozumiał to kiedy postawiła mu się, kiedy wprowadziła go w osłupienie. Tydzień przed zakończeniem roku, ona zaczęła ignorować jego. Zabolało i pluł sobie w brodę, ze on skazywał ją na to tak długi czas! Ale nie mógł pozwolić jej na skandal, była zbyt niewinna i zbyt oblegana przez Proroka, by pozwolić jej na zhańbienie. Czekał, aż przestanie być jego uczennicą. Kiedy tylko wsiadła do pociągu, wrócił do zamku, przebrał się w jedyny garnitur jaki miał i teleportował się do niej. Przez miesiąc w przerwach jakie miał szukał jej rodziców, wiedział, ze po takiej niespodziance mu przebaczy. Ułożył sobie nawet mowę, naprawdę zachowywał się jak zakochany smarkacz. Czekał na nią w salonie. W jej domu. Jej rodziców zostawił pod drętwotą z przywróconą pamięcią i wyjaśnieniami w ich pokoju, który nie trudno było znaleźć. Usłyszał szczęk zamka. Wstał, wziął bukiet złożony z gałązek jaśminu (strasznie trudno go wyczarować) w ręce w końcu ją zobaczył jej rozwiane włosy i piękną sukienkę w kolorze głębokiego granatu. Widział szok w jej oczach, nie czekając aż coś zrobi zaczaił mówić.
-Nie chce niszczyć ci życia. Chcę byś była szczęśliwa. Stoję tu robiąc z siebie zakochanego szczeniaka, chociaż mam nieomal 40 lat. Jeżeli mnie nie zechcesz zrozumiem, ale chce powiedzieć, ze jesteś moim szczęściem. Kimś kto nadał sens mojemu życiu. Kiedy powiedziałaś, ze mnie kochasz, nie wiedziałem co robić. Jak to ja śmierciożerca, mogę być kochany. Z resztą byłaś moją uczennicą nie mogłem cię narazić na taki skandal. Ale teraz nie jesteś nią, więc jak idiota stoję tutaj z twoimi ulubionymi wiecheciami w ręku i chcę Ci powiedzieć, że jesteś moją miłością. Cholera jasna! Kocham cię.
Myślał, że go wyrzuci, naprawdę tak sądził, więc zdziwił się widząc miłość w jej oczach. Wytrąciła się z szoku i rzuciła się na niego rzucając go na panele. Całowała go do utraty tchu. Zgniotła te cholerne gałęzie,które tyle czasu czarował. Ale to nie było ważne. Nic nie było tak ważne jak to, że mu wybaczyła. Kiedy zaczęła rozpinać jego koszule przypomniał sobie jedną ważną rzecz.-Wiem, że masz na mnie ochotę kochanie, ja na ciebie też. Ale jest jeszcze jedna sprawa- zmartwiała myśląc, ze znów coś mu nie pasuje- twoi rodzice są na górze.
-Moi rodzice są w Australii – poprawiła go z głośnym westchnięciem- mówiłam ci to we wrześniu.
-Sprawdź – powiedział z wrednym uśmiechem.Kiedy pobiegła z szybkością o jaka by jej nie podejrzewał na górę cieszył się jej szczęściem i swoim. Nie ważne, ze zrobią sensację, że teraz jej rodzice będą robić rewolucję i wypytywać o wszystko, cieszył się bo znał imię miłości. Nie umiał jej opisać dokładnie,nie umiał podać definicji, ale jego miłość miała na imię Hermiona Granger. A w przyszłości Snape. 

piątek, 11 lipca 2014

Ona chciała byś żył dalej.

Mam dla Was prezent.
I od razu mówię, mogę napisać część 2,
ale musicie dać mi motywację!
Mam nadzieję, ze się spodoba.
Buziaki :*

Miniaturka 6 

„Ona by chciała byś żył dalej” 

Na tamten świat nikt się nie spóźnia. 
Niektórzy są nawet przed czasem. 

Gdy obudził się rano miał ochotę zrobić tylko jedno z powrotem usnąć. Jednak nie było mu to dane. Myśli o pewnej dziewczynie napełniały go z każda minutą co raz usilniej. Jej oczy w kolorze czekolady, burszytnowo-brązowe włosy okalające delikatną twarz. Czuł jej zapach w mieszkaniu. Na oparciu fotela ciągle leżał jej czerwony płaszcz. Nie mógł na niego patrzeć. Wstał i poszedł do kuchni. Niczym robot wyciągnął mleko i płatki, miskę, łyżkę. Zjadł po czym zrobił sobie kawę i wypił ją. Nie czuł smaku, ani zapachu, a to przecież była jego ulubiona kawa.
Pamiętał, ze miał nie okazywać uczuć, więc nie płakał, tak jak go nauczono za młodu. Trzymał się jakoś, podzielony na maleńkie kawałeczki pod maską obojętności. Ubrał garnitur, czarną koszulę i krawat. Wzuł pantofle i w sumie można było powiedzieć, że był gotowy. Choć z całego serca wątpię by na taką okazję kiedykolwiek mógł się przygotować. Jednym machnięciem różdżki doprowadził się do arystokratycznego wyglądu. Jedna z pożytecznych rzeczy, których nauczył go ojciec. Machną po raz kolejny różdżka, żeby dom wyglądał na czysty. Tylko jej płaszcz leżał tam gdzie go zostawiła. Teleportował się z cichym trzaskiem.
Padał deszcz, było chłodno, zimno i ponuro. Stał, widział, słyszał ludzi, kondolencje posyłane w jego stronę, czuł chłód, ale nic do niego nie docierało. Przyjaciele płakali, ale on stał i patrzył niewzruszony. Przed sobą widział tylko trumnę, która znikała pod ziemią. Rzucił białą róże i stanął w cieniu drzew. Słyszał stukot ziemi o drewno trumny. Widział rozpacz w oczach Potterów, Weasleyów. Nawet Blaise i Nott  mieli łzy w oczach, a on patrzył, chociaż nic nie widział. Kilka chwil później nie było nic, prócz białego, marmurowego nagrobka.
Hermiona Granger- Malfoy
19 września 1979 roku – 21 listopada 2001 roku 
„Kiedy masz jakieś wątpliwości idź do biblioteki”

Zgodził się na ten napis, bo często go powtarzała. To było jej motto życiowe. Uśmiechną się smutno. Gin podeszła do niego, popatrzyła chwilę w te smutne oczy, tylko ona nauczyła się czytać z jego oczu nie gorzej niż żona.
 - Ona by chciała byś żył dalej - uścisnęła jego ramię i odwróciła się z zamiarem odejścia.
 - Wiem – odpowiedział, a po jego policzku potoczyła się samotna łza.

Ja i Ty, nasze myśli jak i czarne sny
Ponad wszystkim, panie daj mi żyć
Jeśli jesteś w stanie - zrób to dziś 

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 15 - Zazdrość?

Witam.
Przepraszam za opóźnienia.
Teraz wyjeżdżam i nie będę miała internetu do końca lipca ;(
Nowy i dłuższy rozdział w sierpniu.

Dziękuje za te komentarze.

Kochani zbliżamy się do końca I części opowiadania,
mam nadzieję, ze Was zaskoczę:)

Komentujcie, nawet nie wiecie jak to motywacja.

Dla Pauli i Alicji  za te rozmowy. I dla Marysi najwspanialszej kobiety pod Słońcem. 


Rozdział 15 - Zazdrość? 

Mówi się, że miłość jest ślepa.
 Wierzcie mi, to zupełne kłamstwo - 
nie ma niczego bardziej widzącego niż prawdziwa miłość. 
Niczego. 
Jest ona czymś najwyraźniej widzącym pod słońcem. 
Poświęcenie jest ślepe,
 przywiązanie jest ślepe,
 pożądanie jest ślepe - 
ale nie prawdziwa miłość. 
Nie popełnij błędu i nie nazywaj tych uczuć miłością. 
~Anthony de Mello 

-Ronald, Hermiono.-mówi Draco.
-Draconie-mówimy razem.Czuję podniesione ciśnienie na sam jego widok.  Cóż,  moje zdziwienie jest uzasadnione chyba dla wszystkich. Chociaż Ron ma z pewnością inny powód. 
-Z milą chęcią zamówię wino. Chyba nie znacie się z Annabeth-kontynuuje patrząc na mnie,czuje jak rozbiera mnie wzrokiem-Annabeth to Hermiona i Ronald, moi... znajomi. 
-Witajcie-mówi swoim słodkim głosikiem, a ja już jej nie lubię. 
-Cześć-mówi Ron, a ja czuje nieuzasadniona złość. 
-Witam-dodaje i mierze ja wzrokiem. Ognistorude włosy, czarna sukienka, mocny makijaż i zielone,kocie oczy. Grrr śliczna jest.  Mierzymy się wzrokiem. Malfoy chyba to zauważył. Siadam pierwsza,po uprzednim jakże kulturalnym przywitaniu.
-Może zamówimy to wino. Miejsca już mamy.  
Mówi Malfoy, a ja zauważam,że nie wiadomo kiedy miejsca pojawiły się. 
Siadają wszyscy pozostali. Ta arystokratyczna postawa Annabeth wkurwia mnie.
Dosłownie.
-Więc może Annabeth opowiesz nam coś o sobie-mówie, a w tym czasie Malfoy
zamawia wino. Domyślam się jakie zamówi. Chateau Tablot. 
Jego ulubione. Drogie. Dystyngowane. Czerwone. Wytrawne.  Jego wzrok przeszywa mnie na wylot. A ciśnienie rośnie. 

***

Ciągle myślę co by było, gdybym przerwała ten romans już wtedy. Zanim to wszystko się wydarzyło. Nim zniszczyłam kilka rzeczy. Nim rozbudziłam podejrzenia. 
Nim to wszystko omal się nie wydało. Teraz wiem, że wtedy... a z resztą co wam będę mówić. Po prostu, już niedługo historia się wyjaśni. 

16 sierpnia 2002 roku, Londyn 
***

Można było spodziewać się, że to się tak skończy.  Nie mam im nic do zarzucenia. Ale grrr im tak świetnie się rozmawia. Ta cała Annabeth. Okropność! Całe szczęście Ron dostał patronusa i musiał udać się na misję. Po chwili nie mogłam znieść obecności tej głupiej pindzi i udałam się do toalety. Poprawiam makijaż i wpatruje się w swoje odbicie. Zastanawiam się po co Draconowi ta Annabeth. Wzdycham ciężko i wracam do stolika. Draco jest sam. Szlag mnie trafia. Wiem, że łączy nas tylko sex, ale mimo wszystko jestem o niego zazdrosna. Zachowuje się jak pies ogrodnika. Sama nie mogę go mieć do końca, ale nie dam nikomu. 
Siadam na krześle, naprzeciw jego. Biorę w dłoń kieliszek z winem. 
- Kim ona jest?- pytam spod przymrużonych powiek. Po czym delektuje się winem. 
-Nikim ważnym- odpowiada patrząc na mnie tak, jakby chciał zapamiętać moją twarz. 
-Widziałam- stwierdzam oblizując usta. 
-Może stąd pójdziemy?- pyta, gdy jego źrenice rozszerzają się z lekkiego pożądania. 
-A może odpowiesz na pytanie?- drążę. 
-Po co niszczyć ten wieczór?
-Zniszczyłeś go pokazując się z nią tutaj - całe napięcie wieczoru znajduje swoje ujście. 
-To twój narzeczony mnie tu zaprosił, skąd miałem wiedzieć, że tu będziesz? 
-Czyli jak mnie nie ma, to pieprzysz każdą inną? - nerwy mi puszczają.
-Nie pieprze każdej innej - odpowiada spokojnie.
-To kim ona jest?! - pytam i wstaję podnosząc torebkę. Ron zapłacił za rachunek z góry, więc mogę wyjść. Draco podnosi się również bierze swoją marynarkę. Widząc to idę do wyjścia. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Nic. Imbecyl. Kretyn. Debil. Arystokrata po wsze czasy, Czego ja się spodziewałam, że zależy mu na mnie. Chodzi mu tylko o sex. Tylko. Wychodzę z restauracji i kieruję się do najbliższej ciemnej uliczki, z której mogłabym się teleportować. 
Tuż za rogiem zauważyłam właśnie taką. Niestety ktoś już na mnie tam czekał. Cholerny arystokrata. Czy on nie może mi dać spokoju?  
-Posłuchaj mnie.- powiedział, łapiąc mnie za łokieć kiedy tylko chciałam się odwrócić i odejść w drugą stronę.- Przyczepiła się do mnie na ostatnim bankiecie. Uwierz, że gdybym tylko mógł zabrałbym Ciebie, ale na twoim serdecznym palcu jest już pierścionek od mężczyzny, którego kochasz. To ja czuję się jak dodatek. To szóste koło u wozu czy jak to tam jest u mugoli. Cholera jasna, Granger, robisz mi wyrzuty o to, ze przyszedłem z inną dziewczyną, a jak ja mam się czuć widząc ciebie obok narzeczonego. To z nim spędzasz każdą wolną chwilę. Ja jestem po prostu lepszy w łóżku i często mam wrażenie, że tylko na tym tobie zależy. 
Stoję wstrząśnięta i uzmysławiam sobie, że to wszystko prawda. 
-Przepraszam- mówię, a w oczach błyszczą mi łzy. 
-Nie przepraszaj, taka jest prawda. 
-Nie!-mówię, tym razem to ja łapię go za łokieć próbując zatrzymać, niestety już w trakcie jego teleportacji. Czuję ucisk w żołądku i ląduje wraz z nim w Malfoy Manor. Zastanawiam się chwile, czy nie spotkam jego rodziców po czym uświadamiam sobie, ze nie żyją.  Dociera do mnie, jak mało o nim wiem. Przez pół roku romansu nie rozmawialiśmy zbyt wiele i to mnie nawet zabolało. 
-Draco- mówię ściągając na siebie jego obojętny wzrok.- Porozmawiajmy, proszę. Wiem schrzaniłam wszystko. Ale nie mogę go zostawić. Złamałabym mu tym serce. Nie mogę. Ale nie chcę tez zostawiać Ciebie. To jest skomplikowane. Ciągnie mnie do Ciebie jak ćmę do ognia. Nie mogę się  nie zbliżać, mimo że to jest złe. Wiem, ze wygląda to tak jakby zależało mi tylko na sexie i na twoim ciele. Ale tak nie jest. Jesteś wspaniałym facetem i nie wiem co trzyma cię przy mnie. Jestem nieznośna, wredna, robię ci wyrzuty, a Ty przy mnie trwasz.- kontynuuje przez łzy, nie mogę go stracić. 
Nagle przypiera mnie do ściany i całuje do utraty tchu. Władczo, tęsknie i tak jak tylko on potrafi. Po czym odsuwa się ode mnie. A w jego oczach widzę, ze mnie testuje, testuje jak długo z nim wytrzymam bez stosunku. Oczywiście. To w końcu Malfoy. Skoro tak... to sobie porozmawiamy. 
-Kawa czy herbata?- pyta
-Kawa, trzy łyżeczki rozpuszczalna, nie słodzona.- odpowiadam zasypując go stosem informacji na mój temat. Widzę jego uśmiech w kącikach ust. I te seksowne iskierki w oczach. 
-Widzisz i tu się różnimy, kawa ma być słodka i z mlekiem.- odpowiada z tym swoim seksownym uśmiechem.
-Ble.Kawa z cukrem. Ble, ble, ble. Słodka i z mlekiem to jest czekolada...

***
Tak minęła nam cała noc, na rozmowach przedrzeźnianiu się. Było jeszcze kilka takich i nie wszystkie były szczęśliwe. Były kłótnie i zazdrości. Tajemnice i niespodzianki. Życiowe nieszczęścia i smutki. Ale byliśmy razem, a to było najważniejsze. 
Ale teraz przeniosę Was do stycznia. Miesiąca który wszystko zmienił. Stycznia 2002 roku. Wtedy kiedy się załamałam i musiałam to ukryć. 
Teraz wszystko zapowiada się sielankowo, ale uwierzcie, że tak nie było. Były wzloty i upadki. Były nieszczęścia i szczęścia. Ale mieliśmy siebie i z żadnej strony nie spodziewałam się tego tornada, które miało nadejść. Muszę kończyć. Ron wraca z kolejnej misji. I co najgorsze w co raz gorszym stanie.