sobota, 27 września 2014

Rozdział 19 - Jestem zła.

Witajcie! 

Na początku chcę Was przeprosić za tak długą przerwę. 
Przepraszam.
Wiem, to za mało, ale nic więcej nie wymyślę. 
Nie będę obiecywać, że nowy rozdział będzie szybciej.
Bo po prostu tego nie wiem.
Mam taki nawał roboty, pracy i kłopotów, że aż nie wiem w co pierwsze ręce włożyć.
Nowa szkoła, nowi znajomi. 
Ale pewnie Was to nie obchodzi, każdy ma swoje życie. 

Obiecuję, ze kolejny rozdział będzie dłuższy. 

I cóż moi drodzy, zbliżamy się do końca. 
Sama w to nie wierze... no ale o tym przy epilogu. 
Mam nadzieję, ze uda mi się Was zaskoczyć.
Buziaki! 

Ps.: Przepraszam za błędy.

Dla tych, którzy tutaj są ze mną. 




Rozdział 19 – Jestem zła. 

„Nigdy nie modle się, nie klęczę,
nie klepie testamentów 
czasem chce porozmawiać, 
ale bez oddźwięków.
Szkoda. 
Nie widzę znaków kiedy w niebo patrzę.”
-PEZET „Myśli” 

Pracuję. Żyje. Jem. Funkcjonuje. Śmieje się. Bawię, ale w sercu czuję pustkę. W życiu czułam się tak tylko raz, zanim poznałam Harrego i Rona... Miałam przyjaciółkę, to znaczy chyba tylko tak uważałam, dużo rozmawiałyśmy, a potem ona z dnia na dzień rozprzestrzeniła plotki na mój temat, kiedy się dowiedziałam poszłam z nią porozmawiać, potraktowała mnie okropnie, zagroziła, ze powie moim rodzicom, ze coś tam zrobiłam, już nawet nie pamiętam co. Znienawidziłam ją i tylko cierpliwie czekam kiedy będę mogła się na niej zemścić, odwróciła ode mnie wszystkich, bez wyjątku. Ale dałam radę. Cały czas pałam do niej nienawiścią, kiedy przypomnę sobie ból, który wtedy czułam. I pustkę porównywalna do tej, którą czuję teraz. Moje sumienie, jest niespokojne, ale zagłuszam je. Książkami, pracą, spotkaniami z Potterami i Weasleyami. Zostanę starą wdową, już nikt mnie nie zechce, pewnie śmierdzę zdradą męża na kilometr. Jestem zła.
Nigdy nie piłam tyle ile teraz, staczam się wiem to, ale wszystko mnie przytłacza.
Kolejny raz, ten sam mugolski bar, nikt tu nigdy nie przychodzi. Obskurne, brudne miejsce, zapuszczona knajpa. Piwo w ręku i szum myśli w głowie. Przyjemny smak skondensowanego chmielu w ustach i zapach tytoniu, który został po ostatnim papierosie. Jestem słaba. Poddałam się papierosom.
Jestem młoda wiem to, ale nie czuję tego. Czuję się przytłoczona. Straciłam męża, kochanka, życie. Czas ucieka mi przez palce. Szef patrzy i udaję, że nie widzi.
Tracę przyjaciół, ale nie będą mi potrzebni. Chcę zniknąć.

***

Nie pamiętam co robiłam wczoraj wieczorem, ale muszę wziąć eliksir na kaca. Głowa zaraz mi pęknie. Czuję na sobie jakieś męskie perfumy. Otwieram oczy i wiem, że nie jestem u siebie. Kremowe ściany. Łososiowe meble. Firmowe ręczniki, pościel. Hotel. Tak jestem w hotelu.
Cholera co ja tu robię.
Walcząc z silnym bólem głowy podnoszę się z łóżka i zauważam kartkę.

Było miło, Luna.
Może kiedyś to powtórzymy. 
Mike
(tu masz mój numer: 745895670) 
Odezwij się.

Świetnie. Przespałam się z obcym facetem. Jestem desperatką. Chociaż nie podałam prawdziwego imienia. Wstaję. Idąc powoli, z uczuciem miażdżenia głowy przez każdy ruch moich mięśni, zbieram swoje ubrania. Znalazłam torebkę. Szukam różdżki, na szczęście nadal tam jest.   Po chwili, teleportuje się do domu.
W pokoju od razu zbiera mnie na wymioty. Pędzę do toalety i zaprzyjaźniam się blisko z muszlą klozetową. Nie mogę zdzierżyć zapachu obcego mężczyzny na moim ciele. Gdy tylko pozbywam się nikłej zawartości żołądka, wchodzę pod prysznic.
       Ciepła woda spływa po moim ciele. Oczyszcza mnie, tak jak często robił to deszcz w znaczeniu metaforycznym oczywiście. Kiedy tylko czuję się wystarczająco rozgrzana i czysta w samym ręczniku paraduję po domu, znajduję fiolkę z eliksirem na kaca, który od razu wypijam. Szykuję śniadanie i książkę, którą dziś przeczytam. Jest sobota, mogę nic nie robić. Nie myślę o Mike'u, o Teodorze, który prosił mnie o spotkanie, o Ginny i Harrym, który od miesiąca proszą mnie bym przestała się staczać to nic nie da. Kiedy tylko zjadam ostatniego tosta różdżką sprzątam i idę do sypialni. Ubieram się w wygodne dresy i moje ulubione skarpetki. Włosy związuje w kitkę na czubku głowy, nie mam zamiaru dziś ładnie wyglądać. Idę do salonu. Biorę książkę Collen Houck „ Klątwa tygrysa. Wyzwanie” siadam wygodnie i przykrywam się kocem. Po chwili odpływam w świat fantasy.

***
Ze snu wyrywa mnie uciążliwy dzwonek. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam. Otwarta książka leży na moich kolanach. Boli mnie kark. Odkładam powieść na ławę i wstaję prostując zastałe kości. Idę do drzwi, ten dzwonek zaczyna mnie denerwować. Otwieram drzwi z zamiarem wykrzyczenia komuś czegoś nie miłego. Kiedy tylko otwieram drzwi nawet nie zerkając w weneckie lustro, w ich środku głos zamiera mi w gardle.  Stoi tam. A może nadal śnię. Wygląda tak jak  niemal dwa lata temu. Jego blond włosy są majestatycznie rozwiane. Twarz opalona, musiał być gdzieś na południu Europy, albo jeszcze dalej. Szczypie się w ramie. Nie wierze. Co ON tu robi. Uśmiecha się delikatnie na mój widok. Mam ochotę zetrzeć mu pięścią ten uśmiech z twarzy.
-Witaj, Hermiono.
Nie, jednak nie śnię. To on.
-Nawet się do mnie nie zbliżaj, Malfoy – mówię przez zaciśnięte zęby – nie mam zamiaru dać zniszczyć ci czegoś co zaczęłam budować z gruzów.

Teraz sobie o mnie przypomina. Od kilku miesięcy jestem sama. Teraz mu się przypomniało, że żyję.