wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 18 - Powrót do życia.

Witajcie!

Kolejny rozdział, ostatni we wrześniu.
Dziękuje Paulinie za pomysł :)
Powróciłam już do domu i nigdzie się nie wybieram ^^
Dziękuje za motywacje (komentarze).
Rozdział nie zbetowany, ale niedługo powinnam dostać poprawiony. 
Buziaki! 



Rozdział 18 – Powrót do życia.

Tak trudno się podnieść, tak ciężko wstać
Gdy tyle wspomnień nie daje spać
I nie ma dnia, nie ma nocy,
Jest ten dziwny strach 

-Hermiono nie może tak być. Minął tydzień od jego śmierci. Jutro wracasz do pracy, musisz żyć!
-Żyję.
-Nie, ty funkcjonujesz. Znam cię za dobrze, żeby tego nie zauważyć. 
-Próbuję. 
-Hermiono – mówi przytulając mnie do siebie – nie możesz tak robić. Wszyscy, żyjemy dalej. On by chciał,żebyś ty była szczęśliwa. 
-Wiem, ale nie umiem. Chciałabym zapomnieć o zdradzie, o Draconie, o Ronie. O problemach. Ale wiem, że nie mogę, zresztą znasz mnie, nie potrafię czegoś takiego zrobić. 
- Hermiono Weasley, daj żyć dawnej pannie Granger, ona na pewno cię odmieni. Zrób to dla nas. Mama się o ciebie martwi. George, Bill, wszyscy. Nawet mała Julliette pytała się o ciebie. 
- Przecież ona ma trzy lata. 
-Dzieci czarodziejów uczą się o wiele szybciej. 
-Dawno jej nie widziałam, nadal wygląda jak kopia Fleur?
-Oczywiście, tylko, że charakter ma po Bill'u. 
Rozluźniam się, staram się zapomnieć o tym wszystkim co złe. Rozmawiamy jeszcze chwilę o mojej rodzinie, naszej. Fleur, Bill,George, rodzice... Najlepsza nowina to fakt, że Charlie się oświadczył. Trzeba wrócić. I chociaż Nora, będzie przyprawiała mnie o niewyobrażalny ból, to wiem, że nie mogę ich zostawić. Jestem ich częścią. 
-Ginny, muszę ci coś pokazać. Ron, on, on zostawił mi listy. 
-Listy? Jakie listy? 
-Cztery listy, pamiętasz jego ulubiona liczba- dodaję z uśmiechem – listy mówiące o tym, że wie, że mnie kocha, że przeprasza... A może, może po prostu ci je pokaże. Poczekaj chwile. 
Idę do sypialni, w komodzie leżą otwarte i tyle razy czytane listy. Ich treść znam na pamięć. Pierwszy był wyjaśnieniem, cichą obietnicą, na to, że Draco do mnie wróci jak i przeprosinami: 
Kochanie, 
jeżeli to czytasz, to znaczy, że już nie żyję. 
Na wstępie chciałbym cie przeprosić. Jestem egoistą. 
Zapragnąłem Ciebie i odebrałem Cię Draconowi. 
To przeze mnie zakończył się Wasz romans. 
Tak wiedziałem o nim.
Pewnie zastanawiasz się jak udało mi się powstrzymać emocje.
Otóż, jestem, a właściwie byłem chory.
Mam (miałem) tętniaka. 
Nieuleczalna choroba w naszym świecie, chociaż prace nad lekarstwem idą do przodu. 
Pewnie umarłem na misji. 
Nie martw się należało mi się to cierpienie.
Ty cierpiałaś wychodząc za mnie. 
Ale tak bardzo pragnąłem Cię mieć dla siebie. 
Chociaż na chwilę. 
Mam nadzieje, ze choć trochę byłaś ze mną szczęśliwa. 
Masz moje błogosławieństwo jeżeli chodzi o Draco.
To dobry człowiek. 
Uwierz, ze wróci. 
Co dwa dni, będą się pojawiać w tym miejscu listy, które Ci wszystko wyjaśnią.
Jeszcze raz przepraszam.
Kochający, 
Ron.

Drugi był troską i przeprosinami: 

Kochanie. 
Masz jeść to przede wszystkim! 
Pewnie się zadręczasz, więc nie rób tego. 
Pewnie była u Ciebie Ginny i pewnie wiesz, że oni wiedzą. 
Nikt więcej nie musi. Niech to pozostanie w rodzinie.
Bo przecież byliśmy nią. I mam nadzieje, ze mam szczególne miejsce w twoim sercu. 
Bo moje serce jest Twoje. 
Pewnie chcesz wiedzieć skąd wiemy. 
Oni wiedzą ode mnie. 
A skąd wiem ja. 
Skarbie nie zapominaj, ze byłem aurorem. 
Och jak dziwnie pisać o sobie w czasie przeszłym, 
wracając do tematu. 
Widziałem jak na niego parzysz. 
Widziałam Twoją zazdrość wtedy w restauracji.
To wtedy zacząłem swoje mini śledztwo. 
Pytałem magomedyczek jak często jesteś u Malfoy'a. 
Wiem nie powinienem. 
Ale nie mogłem się powstrzymać. 
W końcu pewnego dnia zebrałem się na rozmowę z nim. 
Ale to w kolejnym liście. 
Idź zjedz obiad 
i nie martw się. 
Proszę.
I przepraszam za wszystko! 
Kocham Cię. 
Ron.


Trzeci, był zaskakujący, dawał nadzieję i obietnicę. Był również przebaczeniem, potrzebnym i mnie i Draconowi: 

Kochanie!
To już przed ostatni list, będzie dłuższy niż poprzednie. 
Musze w nim zawrzeć to co zaraz przeczytasz. 
Ale niezależnie od tego, co jest tu napisane. 
Pamiętaj! 
Kocham Cię i wybaczyłem Ci wszystko.
A teraz relacja ze spotkania z Draconem. Nie owijaliśmy w bawełnę. 
„-Witaj, Malfoy – warknąłem. 
-Witaj, Weasley – odpowiedział spokojnie – już wiesz. Albo nie wiesz i się domyślasz. 
Wtedy już miałem pewność, ale drążyłem dalej.
-Masz romans z Hermioną?
-Owszem. 
-Dlaczego? - pytałem, chociaż wiedziałem, że nie usłyszę prawdy.
-Nie chcę o tym rozmawiać. 
-Daj mi rok.
-Słucham?!
-Za rok, pewnie nie będzie mnie już na tym świecie, rok może dłużej. Z pewnością o mojej śmierci dowiesz się z gazet. Daj mi rok. Chcę się nią nacieszyć. Jestem w tym momencie egoistą, ale wiem, że kiedyś była ze mną szczęśliwa.  Chcę spróbować. Chcę wiedzieć. Nic więcej. Wiem, Malfoy, że nie mam co liczyć na twoją litość. I nie chce jej. Chcę Hermiony jako mojej żony. Chcę ją mieć dla siebie, do tej mojej cholernej śmierci. A pewnie wiesz, ze ona zbliża się wielkimi krokami. 
-Wiem – przerwał mi – wiem, wyjadę. Chcę waszego szczęścia Weasley. 
-Słucham?
-Chcę waszego szczęścia, nie chce być tym złym. 
Wstaję podaję mu dłoń. Przyjął ją.
-Dziękuje, Malfoy. 
Wyciągnąłem różdżkę i rzuciłem czar na jego zegarek.
-Teraz będziesz mógł się do niej teleportować jak tylko zniknę z tego świata – powiedziałem po czym wyszedłem z jego gabinetu.” 
Dracon, przybędzie, bo wybaczyłem mu, widział to w moich oczach. 
On Cię kocha, Hermiono. 
Ja to widziałem i jeżeli nie wróci. To zacznę wątpić w tę jego inteligencję. 
Wybaczyłem wam i mam nadzieję, że Wy wybaczycie mnie. 
Kocham Cię. 
Wybaczam. 
Miej nadzieję. 
Ronald. 


Ten list był takim zaskoczeniem, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić przez kilka dni. 
Nie przeczytałam czwartego listu, aż do wczoraj. Ten ostatni był prośbą: 

Kochanie!
To już ostatni list. 
W nim o ile go w ogóle czytasz. 
Chcę Cię prosić o wybaczenie. 
Byłem strasznym egoistą. 
Gdyby nie ja pewnie bylibyście już razem, a Ty nigdy nie byłabyś moją żoną. 
Tak czy siak bym już nie żył.
Dlatego proszę cię.
Trzymaj się i bądź sobą.
Tą, którą pokochałem.
I tą, którą pokochał Dracon Malfoy. 
Jesteś najwspanialszą osobą, Hermiono.
Dziękuję Ci za wszystko.
I przepraszam.
Tak bardzo Cię przepraszam.
Kocham Cię.
Twój mąż.
Ronald Billus Weasley.
Ps. Bądź szczęśliwa! Z Draco lub bez. 
Żyj! 

Czwarty list przyprawił mnie o niekontrolowany potok łez. Nie mogłam się ogarnąć dopóki nie zasnęłam ze zmęczenia, płakałam. A dzisiaj nie mam już łez. 
Podaję listy Ginny. Widzę jak z każdą chwilą jej oczy otwierają się szerzej. Widzę jej łzy. 
-Nie spodziewałabym się tego po nim. 
-Ja również.
-Nawet teraz nas zaskakuje- mówi – pewnie patrzy na nas z góry i uśmiecha się z politowaniem. 
-Pewnie tak. Mam nadzieję, ze jest tam szczęśliwy – mówię ze smutnym uśmiechem. 
-Tak razem z Fredem, obaj rozrabiają tam gdzie są. 
-Oby – uśmiecham się i patrze na nią. Łzy spływające po policzkach. Zaokrąglony brzuszek. Stracił dwóch braci. Jest szczęśliwa. Ja też mogę. 
-Idź do Harrego, a ja ogarnę się i, i wpadnę wieczorem do Nory. 
Uśmiecha się promiennie.
-Dziękuje.
-To ja dziękuje – mówię przytulając się do niej – idź już. 
-Do zobaczenia.
-Pa. 

Trzeba zacząć normalne życie. Najpierw Nora. Jutro praca, a co potem? A potem nie wiem. 



piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 17 - Co to ma znaczyć?

Witajcie.
Teraz będzie kilka rozdziałów bardzo krótkich, treściwych i bardzo ważnych.
Zasmucacie mnie ilością komentarzy :(
Aż tak źle piszę?
Dziękuję za wszystkie te, które się pojawiają dodają niezwykłej otuchy :D

Wszystko się wyjaśni, to jeszcze nie koniec ;)
A teraz zapraszam na kolejny rozdział i jeszcze jedno...
rozdziały powinny pojawiać się częściej, bo są krótsze i w gruncie rzeczy mam je opracowane.





Rozdział 17 - Co to ma znaczyć? 

Bardzo łatwo jest stracić to, 

co uważało się za dane na zawsze...





Mój Ron nie żyje. Draco, o którym nie mogę zapomnieć. Świat wali mi się na głowe. Jakie listy? Skąd Ron wiedział o romansie ?Dlaczego mnie tak bardzo kochał, nie zasłużyłam sobie na to. Zdradzałam go przez rok. Nie powinno tak być. Jutro powinien pojawić się list, może on coś mi wyjaśni. Nie myślę o niczym ważnym. Zadręczam się. Ubieram czarne szpilki i sukienkę. Wychodzę. Na pogrzeb. Pogrzeb mojego męża. 

Nie pamiętam  uroczystości. Wszyscy Weasleyowie, moja jedyna rodzina, cierpieli razem ze mną. Kilka lat temu stracili jednego syna, teraz drugiego. Chciałabym im zaoszczędzić cierpień. Nie jem, nie czuję głodu. Idę do łóżka i próbuje zasnąć. Jednak w głowie wciąż pojawiają mi się słowa z jego nagrobka „Byłem szczęśliwy.Dziękuje.” 
Okazało się, że dużo osób wiedziało o jego chorobie. Tylko...tylko nikt nie powiedział mi. Dostałam tydzień urlopu. Kolejny. Ale po co? Wróciliśmy z podróży poślubnej. Powinniśmy mieć dzieci ułożyć sobie życie. Dlaczego on nie żyje? Co to miało znaczyć!? 

Nie wiedziałam kiedy zasnęłam, wiem, że spałam długo. W moje okno puka przynajmniej pięć sów. Pewnie listy z kondolencjami. Nie chce tego czytać. Nie chce słyszeć, że on chciał żebym ja była szczęśliwa. To on powinien być szczęśliwy! Nie ja.
Nie chce mi się podnosić z łóżka. Nie chce mi się robić nic. Nagle słyszę cichy trzask teleportacji. Po chwili w moim pokoju pojawia się Ginny. Nie spodziewałam się jej. Stoi w granatowej sukience, niemal czarnej. Jej płomiennorude włosy odznaczają się. Wygląda jak bogini. Widać jej lekko zaokrąglony brzuszek. Zdaje sobie sprawę z kolejnego faktu, Ron nie pozna swojego siostrzeńca! 
-Wstawaj. Słyszysz. Nie możesz się zadręczać. On był już chory! Nie miał szans. Nas też to boli.
-Wiem, Gin – mówię słabym głosem, nie mam ochoty krzyczeć – ale wy, wy chociaż mogliście się do tej informacji dowiedzieć wcześniej. Mogliście się przyzwyczaić. Ja dowiedziałam się dwa dni temu. Rozumiesz. Dwa dni – kończę i zaczynam płakać. 
Ginny podchodzi do mnie i przytula. Gdyby tylko wiedziała, ach gdyby wiedziała...
-Wiesz my z Harrym też wiemy o rzeczach, których nie chciałaś nam powiedzieć. 
Otwieram oczy o co jej może chodzić? 
-Co masz na myśli? 
-Wiemy o twoim romansie, Hermiono. 
O matko nie. Teraz wyjdzie. Trześnie drzwiami i powie, ze nie chce mnie więcej znać. 
Stracę moją jedyną opokę. Moją nadzieję. Moją przyjaciółkę. Moje słońce.  
-Skąd? - nawet nie staram się zaprzeczać. 
-Ron nam powiedział. Ale ja widziałam, że coś jest. Nie byłam pewna co. 
-Dlaczego tu jesteś? 
-Bo na tym polega przyjaźń Miona. Byłaś żoną mojego brata. Jesteś moją przyjaciółką. Nie powinnyśmy mieć przed sobą tajemnic. A jednak... ale wybaczyłam ci. Kiedyś też były rzeczy o których  nie mówiłam. Ale pamiętaj możemy sobie ufać. I Harremu też. 
-Dziękuje – mówię i płacze jeszcze głośniej, kiedy się uspokajam kontynuuje – miałam wam powiedzieć, miałam powiedzieć Ronowi, ale bałam się tak cholernie się bałam, a okazało się, że wy... że wy wszystko wiecie. Dziękuje. 
-Nie dziękuj Miona, na tym polega przyjaźń. Mama daje paszteciki i mówi, żebyś wpadła jak tylko będziesz na siłach, nadal jesteś jej synową mimo wszystko. A i reszta... reszta niech lepiej o niczym nie wie. Tak będzie lepiej. Wpadnę za kilka godzin, mam wizytę kontrolną. 
-Jasne. Pójdziemy na kawę i wszystko mi opowiesz – mówię przez łzy. Ginny przytula mnie, a ja płacze się jeszcze głośniej. Jestem załamana, ale przejdzie mi. Musi. 
Po chwili słyszę cichy trzask teleportacji. Przypominam sobie o sowach za oknem. Niemal wybiły mi szybę. Jedna sowa przyniosła list od Ministra Magii, ach Kingsley co ty dziś chcesz... Kilka następnych listów od naszych znajomych z Hogwartu. Ostatnia Proroka. Na stronie tytułowej migają mi nasze zdjęcia i zdjęcia Rona. Z czasów szkoły, wojny, naszego ślubu. Wielkie tytuły aż rażą w oczy. 
Czy rzeczywiście Ronald Weasley był chory?
Śmierć bohatera wojennego.
Co na to wszystko Hermiona Weasley? 
Mam dość. Nie chce mi się tego nawet czytać. Zauważam na biurku list. Podchodzę i otwieram go. Chcę wiedzieć, skąd wiedzą oni. 

Kochanie. 
Masz jeść to przede wszystkim! 
Pewnie się zadręczasz, więc nie rób tego. 
Pewnie była u Ciebie Ginny i pewnie wiesz, że oni wiedzą. 
Nikt więcej nie musi. Niech to pozostanie w rodzinie.
Bo przecież byliśmy nią. I mam nadzieje, ze mam szczególne miejsce w twoim sercu. 
Bo moje serce jest Twoje. 
Pewnie chcesz wiedzieć skąd wiemy. 
Oni wiedzą ode mnie. 
A skąd wiem ja. 
Skarbie nie zapominaj, ze byłem aurorem. 
Och jak dziwnie pisać o sobie w czasie przeszłym, 
wracając do tematu. 
Widziałem jak na niego parzysz. 
Widziałam Twoją zazdrość wtedy w restauracji.
To wtedy zacząłem swoje mini śledztwo. 
Pytałem magomedyczek jak często jesteś u Malfoy'a. 
Wiem nie powinienem. 
Ale nie mogłem się powstrzymać. 
W końcu pewnego dnia zebrałem się na rozmowę z nim. 
Ale to w kolejnym liście. 
Idź zjedz obiad 
i nie martw się. 
Proszę.
I przepraszam za wszystko! 
Kocham Cię. 
Ron.

W głowie krząta mi się tylko jedna myśl. 
-Co to ma znaczyć? 

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 16 - Rozstanie.

Zanim mnie zamordujecie Avadą.
Wybaczcie :)

Zapraszam.


Rozdział 16 – Rozstanie.

" Kochać to także umieć się rozstać
Umieć pozwolić komuś odejść,
nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem.
Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu,zaborczości,
jest skierowaniem się ku drugiej osobie,
jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia,
czasem wbrew własnemu."
~~ Vincent van Gogh


-Draco. Draco!
-Tak?
Czuje w jego głosie, że coś jest nie tak. Od tygodnia się nie odzywał. Nie dawał znaku życia. Wiem, że termin mojego ślubu zbliża się nieubłaganie zostało dwadzieścia dni, ale to nie powód do tego by się ode mnie odwracał. Tyle skandali udało nam się ukryć. Tak dużo razem przeszliśmy. Nie wiem czy jestem w stanie zostawić dla niego Ronalda. Ale nie chce by mnie ignorował. Nie chce by to się tak skończyło, tyle rozmów, otwierania się przed sobą by to stracić?
-Dlaczego? - pytam wiedząc do czego zmierza.
-To koniec, Hermiono. Za trzy tygodnie wychodzisz za mąż. To musi się skończyć. Wyjeżdżam.
Wyszedł, zostawiając mnie ze łzami w oczach, roztrzęsioną.
Jest 30 grudnia 2001 roku. Moje serce rozpada się na kawałki.
***
Na wspomnienie tamtego dnia znów w oczach zbierają mi się łzy. Mamy wrzesień. Koniec mojego urlopu. Jutro wracam do pracy. Nie będę miała czasu na bzdury. Przez przypadek znalazłam wycinki z Proroka. Aż zbiera mi się na śmiech, byli tak blisko prawdy.

Hermiona Granger i Dracon Malfoy!
Czy to możliwe?
Wczoraj to jest 24 lipca 2001 roku widziano ich razem w pubie.
Czy nasza narodowa bohaterka ma problemy z wiernością swojemu narzeczonemu?
Więcej na stornie 7.
Te tytułowe nagłówki były do siebie tak bardzo podobne. Ciągle o coś mnie podejrzewali, aż się dziwie, że mój mąż, ówczesny narzeczony nic nie podejrzewał. Wierzył mi, a teraz cóż teraz mam tylko jego. Nagle na biurku pojawia się kartka. Niczym list zaadresowany do mnie.
Z prędkością światła rozrywam kopertę:


Kochanie,
jeżeli to czytasz, to znaczy, że już nie żyję.
Na wstępie chciałbym cie przeprosić. Jestem egoistą.
Zapragnąłem Ciebie i odebrałem Cię Draconowi.
To przeze mnie zakończył się Wasz romans.
Tak wiedziałem o nim.
Pewnie zastanawiasz się jak udało mi się powstrzymać emocje.
Otóż, jestem, a właściwie byłem chory.
Mam (miałem) tętniaka.
Nieuleczalna choroba w naszym świecie, chociaż prace nad lekarstwem idą do przodu.
Pewnie umarłem na misji.
Nie martw się należało mi się to cierpienie.
Ty cierpiałaś wychodząc za mnie.
Ale tak bardzo pragnąłem Cię mieć dla siebie.
Chociaż na chwilę.
Mam nadzieje, ze choć trochę byłaś ze mną szczęśliwa.
Masz moje błogosławieństwo jeżeli chodzi o Draco.
To dobry człowiek.
Uwierz, ze wróci.
Co dwa dni, będą się pojawiać w tym miejscu listy, które Ci wszystko wyjaśnią.
Jeszcze raz przepraszam.
Kochający,
Ron.


To chyba jakiś żart. Jaki tętniak i romans?! Ktoś sobie ze mnie robi niezłe żarty.
Nagle słyszę pukanie do drzwi.
-Wejść!
W salonie pojawia się dwóch aurorów Terry i Norman, co oni tu robią?!
-Dzień dobry pani Weasley, może pani usiądzie. Mamy dla pani pewną wiadomość.
Nie siadam niech mówią co chcą i szybko stąd idą muszę porozmawiać z Ronem, zaraz wróci do domu. Zrobiłam jego ulubiony obiad.
-Pani mąż nie żyje.
Ostatnie co widzę przed oczami to czarne mroczki. Resztę pochłania ciemność.



Koniec cz.1


wtorek, 12 sierpnia 2014

Imię miłości.

Na wstępie pragnę powiedzieć, ze już wróciłam. Postaram się jak najszybciej dodać kolejny rozdział.
Pierwotnie ta miniaturka miała wyglądać inaczej, ale...
A teraz...
Czytajcie :D

Uwaga! Wyrazy niecenzuralne w stężonej ilości ;)

EDIT: To już rok za nami! Dziękuje <3



Miniaturka 7

Imię miłości.
Szczęście nie da się zdefiniować, opisać można jedynie nieszczęście.
Przestań być nieszczęśliwy, to zrozumiesz.
Miłości nie można zdefiniować, brak miłości, można.
Kiedy pozbędziesz się braku miłości- zrozumiesz.
~Anthony de Mello



Znów ją widział. Czytała książkę. Siedziała w tej cholernej bibliotece. Z okularami na nosie, zaczęła je nosić po wojnie i w sumie można powiedzieć, że przez niego, wyglądała tak pociągająco. Gdyby nie ona już by nie żył. Jad Nagini był wystarczająco silny by go zabić. A ona uratowała go. Teraz ma magiczny dług życia. Ona nadała sens jego życiu. A potem... sam wszystko spieprzył. Nie mógł się na nią napatrzeć. Jeżeli to nie było miłością, to on nie wiedział co nią jest. Kochał ją... tylko zrozumiał to za późno. Ale może wróćmy do początków. Kiedy zabił Dumbeldora, starzec sam chciał umrzeć, nawiązał kontakt z Hermioną Granger. Wysłał jej swoje wspomnienia, bo tak powiedział Dumbeldore, ufał jej, a to był jedyny realny sposób, aby przypilnować Złotą Trójcę. Wiedział, że jest na tyle rozsądna by się z nim spotkać. Te same wspomnienia podarował podstępem Molly Weasley i Minerwie McGonagall, jedynym dwóm kobietom, które próbowały go zrozumieć, kiedykolwiek. W grudniu 1997 roku obie pojawiły się przed drzwiami jego komnat i zaprosiły go na święta. Musiał przyjść, musiał im to wszystko wyjaśnić, skoro miał umrzeć to niech chociaż Zakon wie co dla nich robił. Zupełnie przypadkiem ściągnął ze sobą Granger i Potter'a. O mało nie wpakowali się do żołądka Nagini. Ta głupia gryfonka miała choć trochę oleju w głowie i w ostatnim momencie teleportowała się na Spinner's End, gdzie kazał się jej znaleźć w razie niebezpieczeństwa. Potem wysłała mu patronusa. Nie wiedział jak to zrobiła, że Potter nie rzucił się na niego z różdżką, przecież nic nie widział. Wtedy zaczął się do niej przekonywać. Rozmawiali wieczorami, o ile można było nazwać rozmowami pisanie do siebie wiadomości za pomocą różdżki. Sam wynalazł ten sposób. Ale wracając do tematu. Zaczął jej ufać, nie żeby nie ufał jej wcześniej, bo tylko dzięki niej wstał wtedy w czerwcu na Grimmauld Place i 'wziął dupę w troki' tak jak mu powiedziała, była wtedy bardzo przekonująca z różdżką w ręku, przeciw bardzo pijanemu czarodziejowi na kacu moralnym. To ona zaproponowała mu pomoc. Nie był przekonany, ale ona była równie uparta jak on i w końcu podstępem wkradła się w jego życie. Zaczął głupieć na starość, skoro pozwalał jej się znaleźć w tych trudnych momentach jego życia, kiedy maska obojętności zaczynała opadać. Nie powinien sobie na to pozwolić. Wtedy kiedy cała Trójca trafiła do Malfoy Manor wiedział, ze to się źle skończy, że Weasley nie obroni swojego umysłu. Że nie dopełni swojej misji. Ale znów nie docenił ich szczęścia i jej potężnego rozumu. Kiedy uratowała go we Wrzeszczącej Chacie myślał, że umiera i anioł, o ironio, anioł go ratuje, bierze go do nieba, tam gdzie nie powinno być jego miejsce, zamordował zbyt wielu ludzi... Obudził się kilka dni później i starał się ją zrozumieć, kiedy wszystkie sposoby zawiodły postawił na legilimencje. Do tej pory pamięta jej wrzask... To było w jego komnatach, od końca wojny była tam częstym goście, nie chciała narzucać się Weasley'om, musieli się podnieść po tragedii, która ich spotkała. Potter był z nimi, opiekował się dziewczyną i sam zbierał swoją psychikę do kupy. Nikt specjalnie się nią nie interesował, więc skoro już uratowała mu życie to zapraszał ją do siebie. To znaczy w sumie zaprosił ją raz, ale przychodziła codziennie. Czytała, jadła z nim, rozmawiali.Wtedy chciał się dowiedzieć co nią kierowała, po cholerę go ratowała... usłyszał tylko wściekły wrzask” Nigdy więcej nie waż się wchodzić do mojego umysłu!” chciała wyjść, ale nie pozwolił jej, nie wiedział co kierowało nim, ale pocałował ją, ten pierwszy raz. Ich związek, o ile można to było nazwać związkiem, rozkwitał. Pewnego razu stracili nad sobą panowanie i wylądowali w sypialni. Wszystko było idealnie. Po raz pierwszy było mu dobrze... A potem w grudniu 1998 roku w Wigilie, przyszła po niego, aby razem udali się na kolację do Weasley'ów zanim wyszli dała mu prezent. Krew jednorożca, zanim zdążył coś powiedzieć usłyszał „kocham cię”. Nic nie odpowiedział, wrócił do swoich komnat. Przecież nie mógł zmarnować jej życia. A teraz zachowywał się jak gówniarz, obserwując ja zza regału w szkolnej bibliotece. Zastanawiał się czy jest sens, aby z nią rozmawiać. Zdziwił się kiedy tydzień później zobaczył ją w swoich komnatach. Przecież była jego uczennicą nie mogła sobie wchodzić od tak, a potem sobie przypomniał jak po Bitwie dał jej stały dostęp i zapomniał go zdjąć. Wpadła jak torpeda, nie pukając. Stał zamurowany w samym ręczniku przy drzwiach łazienki, a ona krzyczała.
„Jeżeli kiedykolwiek chciałeś bym była szczęśliwa i jeżeli ty jesteś szczęśliwszy ze mną to powiedz co do mnie czujesz. Muszę wiedzieć, bo inaczej zwariuję! Masz mi powiedzieć to prosto w twarz. Kiedy zniknę stąd za miesiąc, kiedy wsiądę po raz ostatni do pociągu chce wiedzieć co do mnie czujesz!”. I wyszła zostawiając go w osłupieniu z rodzącym się planem w głowie. Ignorował ją wiedząc, że sprawia jej ból. Ale musiał to dobrze rozegrać. Była jego szczęściem, jego miłością i zrozumiał to kiedy postawiła mu się, kiedy wprowadziła go w osłupienie. Tydzień przed zakończeniem roku, ona zaczęła ignorować jego. Zabolało i pluł sobie w brodę, ze on skazywał ją na to tak długi czas! Ale nie mógł pozwolić jej na skandal, była zbyt niewinna i zbyt oblegana przez Proroka, by pozwolić jej na zhańbienie. Czekał, aż przestanie być jego uczennicą. Kiedy tylko wsiadła do pociągu, wrócił do zamku, przebrał się w jedyny garnitur jaki miał i teleportował się do niej. Przez miesiąc w przerwach jakie miał szukał jej rodziców, wiedział, ze po takiej niespodziance mu przebaczy. Ułożył sobie nawet mowę, naprawdę zachowywał się jak zakochany smarkacz. Czekał na nią w salonie. W jej domu. Jej rodziców zostawił pod drętwotą z przywróconą pamięcią i wyjaśnieniami w ich pokoju, który nie trudno było znaleźć. Usłyszał szczęk zamka. Wstał, wziął bukiet złożony z gałązek jaśminu (strasznie trudno go wyczarować) w ręce w końcu ją zobaczył jej rozwiane włosy i piękną sukienkę w kolorze głębokiego granatu. Widział szok w jej oczach, nie czekając aż coś zrobi zaczaił mówić.
-Nie chce niszczyć ci życia. Chcę byś była szczęśliwa. Stoję tu robiąc z siebie zakochanego szczeniaka, chociaż mam nieomal 40 lat. Jeżeli mnie nie zechcesz zrozumiem, ale chce powiedzieć, ze jesteś moim szczęściem. Kimś kto nadał sens mojemu życiu. Kiedy powiedziałaś, ze mnie kochasz, nie wiedziałem co robić. Jak to ja śmierciożerca, mogę być kochany. Z resztą byłaś moją uczennicą nie mogłem cię narazić na taki skandal. Ale teraz nie jesteś nią, więc jak idiota stoję tutaj z twoimi ulubionymi wiecheciami w ręku i chcę Ci powiedzieć, że jesteś moją miłością. Cholera jasna! Kocham cię.
Myślał, że go wyrzuci, naprawdę tak sądził, więc zdziwił się widząc miłość w jej oczach. Wytrąciła się z szoku i rzuciła się na niego rzucając go na panele. Całowała go do utraty tchu. Zgniotła te cholerne gałęzie,które tyle czasu czarował. Ale to nie było ważne. Nic nie było tak ważne jak to, że mu wybaczyła. Kiedy zaczęła rozpinać jego koszule przypomniał sobie jedną ważną rzecz.-Wiem, że masz na mnie ochotę kochanie, ja na ciebie też. Ale jest jeszcze jedna sprawa- zmartwiała myśląc, ze znów coś mu nie pasuje- twoi rodzice są na górze.
-Moi rodzice są w Australii – poprawiła go z głośnym westchnięciem- mówiłam ci to we wrześniu.
-Sprawdź – powiedział z wrednym uśmiechem.Kiedy pobiegła z szybkością o jaka by jej nie podejrzewał na górę cieszył się jej szczęściem i swoim. Nie ważne, ze zrobią sensację, że teraz jej rodzice będą robić rewolucję i wypytywać o wszystko, cieszył się bo znał imię miłości. Nie umiał jej opisać dokładnie,nie umiał podać definicji, ale jego miłość miała na imię Hermiona Granger. A w przyszłości Snape.