piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 10 – Początek.



Nawet moralność jest kwestią czasu...”

~~Gabriel Marquez



Gdybym wiedziała co się wydarzy, może bym nie poszła? Może wszystko potoczyłoby się inaczej?Może to wszystko nie byłoby takie skomplikowane? Może... może po prostu nie kochałabym dwóch mężczyzn naraz?

***


Godzina 16:00, 9 lutego 2001 roku

- Cholera jasna! W co się ubrać?!
Chodzę po domu i zastawiam się co ubrać. Merlinie, przecież to nie jest randka! Hermiono Jean Granger masz narzeczonego, który leży w szpitalu. Ale mam ochotę na... Nie kończ! Masz NARZECZONEGO I IDZIESZ NA IMPREZĘ TYLKO PO TO BY SIĘ ROZERWAĆ!
Kolejna kłótnia z myślami... Po prostu wariuję, jeszczę trochę i zamkną mnie w Łungu. Czasami trzeba porozmawiać z kimś inteligentnym, co nie? Skoro już, mój drogi mózgu, doszedłeś do logicznych wniosków, to skoncentruj się na wybieraniu ubrania. Hmm... Medytacja. Zamknęłam oczy, a gdy je po chwili otworzyłam, w oczy rzuciła mi się piękna czarno-niebieska sukienka i już doskonale wiedziałam, co ubiorę.
Niebieski dekolt z czarnym rozszerzanym dołem, którego końce są obszyte połyskującą dzięki magii nitką. Sukienka jest zniewalająca. Ostatnio miałam ją na sobie na jednej z wakacyjnych imprez. Tak, powinna być odpowiednia. Chwilę później dobieram do niej dodatki.
Idę pod prysznic. Gorąca woda i płyn o zapachu róży z miętą wystarczą aby się odprężyć.

Teraz makijaż - delikatny, ale z mocnymi kreskami, idealnie podkreślający kości policzkowe. Na usta nakładam wiśniową szminkę i można uznać, że jestem gotowa.

Zaczynam poszukiwanie szpilek. Waham się chwilę między niebieskimi i czarnymi. Wygrywają niebieskie. Jeszcze torebka. Swoją codzienną dużą czarną torbę transmutuję w małą, poręczną o kolorze niebieskim ozdobioną drobnymi diamentami. Używam zaklęcia powiększającego wnętrze i jestem pewna, ze zmieści mi się wszystko czego będę potrzebować.

16:08

Godzina czterdzieści. Chyba pobiłam rekord w zbieraniu się, ale jestem zadowolona z efektu swoich starań. Gdyby nie jeden mankament byłoby idealnie. Włosy. Jak można zapomnieć o fryzurze? Okazuje się, że można i to z łatwością. Wyciągam różdżkę z torebki i włosy układam w delikatne fale. Połyskujące dzięki magii. Idę do kuchni i robię sobie szybko kawę starając się nie myśleć o Ronie, który leży teraz nieprzytomny, ale byłby za to wyjście na imprezę z Malfoyem co najmniej wściekły. Zaparzam czarną, aromatyczną kawę. Czekam chwilę, aż wystygnie i wypijam łyk.

16:13

Słyszę dzwonek do drzwi i nieśpiesznie podchodzę do nich - jeśli zechce to poczeka. Przez weneckie lustro w drzwiach widzę jak stoi nonszalancko opierając się o barierkę schodów. Z twarzy nie schodzi mu cyniczny uśmieszek. W świetle księżyca wygląda bardzo pociągająco. Platynowe włosy połyskują, a oczy nabierają jeszcze głębszego wyrazu.
Spoglądam na niego jeszcze przez chwilę zanim decyduję się otworzyć drzwi.

- Witaj, Granger.
- Cześć, Malfoy.
- Wyglądasz olśniewająco - słyszę, a moje policzki automatycznie oblewają się rumieńcem. Jego wzrok pali coraz bardziej.
- Dziękuję - odpowiadam uśmiechając się.
- To idziemy? Możemy się teleportować?
Kiwam głową, zamykam drzwi i zaklęciem zabezpieczam mój dom. Nie, mój i Rona. NASZ dom Podaje mi rękę, a ja czuję dreszcze gdy nasze dłonie się stykają. Moja - chłodna i nieco drżąca od emocji, a jego - zimna i mocna, ale delikatna. To niemożliwe, takie dreszcze wywołuje u mnie tylko Ron... Po chwili znajdujemy się pod Diamonds Club. Wchodzimy do środka bez stania w kolejce. Malfoy kiwa głową ochroniarzowi, ten spogląda na niego i robi to samo. Prawie parsknęłam śmiechem bo ochroniarz wygląda jak kanciasta szafa. Szerokie barki, nogi jak kolumny, gruby, ogolony na łyso, przypomina mi skinheada. Odwracam wzrok nie mogąc na niego patrzeć. Przekraczamy próg czarnych jak smoła drzwi i znajdujemy się w korytarzu o ścianach w kolorze czerwonego wina, burgundu. Malfoy lekko pociąga mnie w prawa stronę, poddaje się lekkiemu naciskowi jego cieplejszej już dłoni. Wchodzimy do szatni, pomieszczenie całkiem inne niż korytarz w którym byliśmy przed chwilą. Kremowe ściany, kilka foteli w kolorach błękitu i lada. Za nią stoi chłopak, dość młody, być może w naszym wieku. To znaczy w wieku moim i Malfoya, bo przecież mnie z nim nic nie łączy. Podajemy mu nasze wierzchnie okrycia. Malfoy szeptem mówi coś chłopakowi, a ten kiwa głową jakby na potwierdzenie słów, które przed chwila usłyszał. Chwile później blondyn dostaje dwa klucze i numerek. Nie rozgryzłam jeszcze o co chodzi, ale dowiem się. W końcu jestem Granger.
Wychodzimy na korytarz, cisza która nas otacza wcale nie jest krępująca, może panuje lekkie napięcie, ale mam ochotę się w niego w tulić. Hermiono masz narzeczonego! Przywołuję się do porządku.
- Widzę, że tu też masz znajomości Malfoy.
Uśmiecha się chytrze i lekko ironicznie.
- Zawsze dostaje to, czego chcę. Wszędzie mam znajomości Granger.
Jak on mnie irytuje, ten jego ton, uśmieszek, nonszalancja, te chwile drapieżnictwa, ostry język z pewnością zdolny do wielu rzeczy...CHOLERA GRANGER STOP! Wychodzimy z sali i w końcu docieramy do sali zabaw. Ugh, jak to brzmi! Dominuje czerń i czerwień. Podchodzimy do baru.
- Co zamawiamy Granger?
- Może zdam się na twój gust - mówię uśmiechając się filuternie.

GRANGER NIE FLIRTUJ Z NIM! PRZECIEŻ TO MALFOY!
Po chwili w dłoniach trzymam pomarańczowy drink. Próbuje, smakuje świetnie, jakby w ogóle nie było w nim alkoholu...

- Zatańczymy?
- Pewnie - odpowiadam uśmiechem.
Po chwili wirujemy na parkiecie, wśród tłumu nieznanych nam ludzi. Nie wiem kiedy tracę kontakt z rzeczywistością. Liczy się tylko muzyka, która brzmi w moich uszach. Zatracam się. Kilka minut później czuję ręce na swoich biodrach i jak przez mgłę widzę za sobą Dracona, który porusza się wraz ze mną, wczuwając się w rytm. Tańczymy długo, ale czas przestaje się liczyć. Nagle słyszę wolną muzykę... chcę zejść z parkietu, ale Draco mnie zatrzymuje. Odwraca mnie do siebie i oplata ramionami. Wtulam się w niego, jakby był całym moim światem. Przestaję myśleć. Jego zapach mnie odurza. Całuje mnie. Nie wiem kiedy pojawiamy się przed drzwiami, do których po wejściu Malfoy brał klucz. Nie liczę pocałunków, którymi obdarza moje napuchnięte usta, nie liczę, nie myślę. On mnie odurza, uspokaja, zatracam się. Kopniakiem zamyka drzwi. Całuje mnie coraz to zachłanniej, a jego dłonie wędrują pod moją sukienkę, która po chwili z łoskotem upada na panele. Ja również nie próżnuję, jego koszula upada zaraz obok. Unosi mnie, zarzucam ręce za jego szyję nie przerywając pocałunku, nogami obejmuję jego biodra. Wyrzucam z głowy niepotrzebne myśli kiedy w sypialni odpinam pasek jego spodni, które chwilę później lądują na podłodze. Rzuca się na mnie jak wygłodniałe zwierzę, a ja nie pozostaję mu dłużna. Jego usta pozostawiają za sobą gorące, palące ślady, moje podbrzusze wypełnia podniecenie, a w krwi szumi adrenalina.
Zdradzasz Rona...- mówi moja podświadomość, ale nie słucham, wiem, potem będę żałować, ale teraz....

Malfoy swoim językiem naprawdę potrafi wyczyniać cuda, ale ja już dłużej nie mogę, pragnę go w sobie, jak najgłębiej. Po chwili odrywamy się od siebie, on spogląda na mnie, a ja na niego. Kiedy widzę, ze otwiera usta, aby zadać pytanie, kiwam mu głową po czym wpijam się w usta. Chwilę później czuję jak wypełnia mnie całą, tak jak nikt, nikt inny...
Z sekundy na sekundę poruszamy się co raz szybciej, ale nadal idealnie dopasowani, nie wiem kiedy osiągam szczyt, a on zaraz po mnie. Kiedy jego usta sięgają moich, aby w niemy sposób podziękować mi za noc, dopadają mnie chwilowe wyrzuty sumienia. Uspokajając oddech zapadam w objęcia Morfeusza, czując ręce Dracona na mojej talii.

Wybija druga w nocy, 2:00, za kilka godzin będę tego żałować,wiem.
****
Przepraszam Was za wszystko, za opóźnienie, za mało czasu dla Was i bloga...Ech cóż jest ciężko, ale dam rade :)
Komentujcie, to na pewno doda mi siły.
Buziaki:*
EDIT: Całym sercem polecam Wam mój nowo ulubiony film- "Burleska" i genialną piosenkę <3 -----Alibaba,Onar&Borysewicz Dożylnie

EDIT2: Jeżeli komuś się nudzi to zapraszam na GG, możemy porozmawiać :) 5789049