wtorek, 14 października 2014

Rozdział 20- Wyjaśnienia.

Miało wyjść inaczej, a wyszło jak zwykle!
Cóż moja wina! I to wielka.
Mam nadzieję, że Was nie zawiodę!
Nadal nie wiem jakie zakończenie Wam zrobić, a to już epilog jako kolejny rozdział!
Jestem wdzięczna za to, ze jesteście!
Że wytrwaliście ze mną w moich upadkach i szczytach weny.
We wszystkim.
Dziękuje.

Dla emmerson za te wszystkie cudne rozmowy!

Rozdział 20 - Wyjaśnienia. 

Gdzie jest ta moc gdy zniknie w dali
słyszysz to Ci co się kochali
On za nią mógł do ognia wejść
co z nimi stało się?
I jest jak jest i nie ma nic
chodź jeszcze śpią pod wspólnym niebem...”
~R. Rynkowski „Bez miłości”

-Możemy porozmawiać?
-Nie. Tak.-Proszę, wysłuchaj mnie, a potem zniknę.
-Masz chwilę. Całe życie.
-Dziękuję.
Wchodzi do salonu zaraz za mną. Patrzy się na mnie, jakby bał się, że zniknę. To w sumie nie byłoby takie złe. Ale mimo wszystko tęsknie za nim. Tylko dlaczego nie pojawił się na początku te kilka dni po pogrzebie mojego męża. Na samą myśl o tym czuję lekkie ukłucie, które chowam na dnie serca. Nalewam sobie Ognistej.
-Chcesz? - pytam pokazując na butelkę.
-Nie, dziękuję.
Siadam na fotelu naprzeciw niego.
-Proszę cię, nie pij.
-Wracasz po niecałych dwóch latach i będziesz mówił co mam robić? - pytam z uniesioną brwią, tego też nauczyłam się od niego.
-Nie tak to miało zabrzmieć. Nie utrudniaj mi tego.
Widzę, że jest wykończony. Ale nie mam zamiaru mu niczego ułatwiać. Wypijam pół szklanki Whiskey patrząc mu prosto w oczy. Dopiero po chwili mu odpowiadam.
-Gdzieżbym śmiała – komentuję z taką dozą ironii, na jaką mnie stać.
Nie wiem, kiedy pokonuje dzielącą nas odległość. Przygniata mnie do fotela, orientuję się, co robi, dopiero kiedy czuję jego usta na swoich, ten zaborczy pocałunek potęguje moją złość i jednocześnie przywraca wszystkie wyblakłe wspomnienia. Kiedy jego język próbuje się wedrzeć do środka, przytomnieję. Spycham go z siebie. Chyba tylko cudem udaje mi się to zrobić. On ląduje na podłodze, a ja wstaję, paznokcie wbijają mi się z skórę. Muszę się uspokoić, przecież go nie uderzę.
-CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ?!
Podnosi się i patrzy na mnie tym swoim wzrokiem, przeznaczonym tylko dla mnie.
-Wszystko – mówi i znów mnie całuje. Tym razem ledwo się powstrzymuję, by nie odwzajemnić pocałunku.
-Będę tak robił cały czas, dopóki się nie uspokoisz i nie wysłuchasz mnie – po czym ponownie mnie całuje. Tym razem nie oponuję. Zatracam się w tym uczuciu, o którym zdążyłam zapomnieć. Czuję się szczęśliwa. Pełna. Nie ma motylków w brzuchu, ani innych takich fanaberii. Jestem szczęśliwa, czuje się doceniona. Ale nie może mu pójść tak łatwo.
-Jeżeli myślisz, że tak łatwo ci wybaczę, to się mylisz. Słucham, co takiego masz mi do powiedzenia?

***
-Harry myślisz, że się pogodzą?
-Mam taką nadzieję, Ginny. Mam taką nadzieję...
-A co z Ronem?
-Jak to co, odejdzie.
-Myślisz?
-Ja to wiem, kochanie, ja to wiem – mówi i przytula się do swojej żony. Wspólnie stoją na balkonie. Przytuleni do siebie dzielą się ciepłem i miłością. Jak zawsze od początku małżeństwa. Przez chwile patrzą w gwiazdy A potem wchodzą do domu. Muszą przypilnować Jamesa, maluch w każdej chwili może się obudzić.

***
Trzymam za nich kciuki. Mogłem jakoś pośpieszyć Malfoy'a. Ale myślę, wiem, że ich uczucie jest zbyt silne, by zgasnąć. Gdybym od niej odszedł już wtedy, gdybym dał im szansę. Gdybym nie był egoistą...
Tak bardzo chciałem ją mieć dla siebie. I miałem. Przez chwilę. Ona daje szczęście. Jest promykiem nadziei. Dzięki niej jestem spełniony i wiem, ze mogę wrócić. Czuję znajome szczypanie w sercu. Merlin mnie wzywa. Na mnie już pora.

***-Dostałaś wszystkie listy Ronalda?
-Tak. A co cię to obchodzi?
-Wiesz, że to on w pewnym sensie zmusił mnie do wyjazdu.
-O nie mój drogi, tak się bawić nie będziemy! Nikt cię do niczego nie zmuszał!
-Uspokój się, proszę i daj mi wyjaśnić.
-Wracasz sobie ot tak i jeszcze mówisz mi co mam robić? No chyba ze mnie kpisz w tym momencie, Malfoy.
-Daj mi skończyć!
-Może byś tak nie podnosił na mnie głosu!
-To. Mnie. Wysłuchaj - mówi mrożącym krew w żyłach szeptem.
Siadam na fotelu, nawet nie zauważyłam, kiedy się z niego podniosłam. Przywołałam w myślach lakier do paznokci w kolorze krwistej czerwieni, kiedy on będzie próbował mi wszystko wyjaśniać, ja pomaluję sobie paznokcie. Po co marnować tych kilka minut. Chcę się go pozbyć już na zawsze z mojego życia. Odkręcając buteleczkę z lakierem, mówię mu:
- W takim razie słucham – po czym skupiam się na paznokciach. Czuję na sobie jego palący wzrok. Sama jestem wściekła, ale on jeszcze bardziej, wiem doskonale jak bardzo nie lubi być ignorowany.
-Już zapomniałem jak bardzo lubisz grać na moich nerwach. Dzisiaj ci to nie wyjdzie- mówi w pełni opanowany. Zobaczymy, myślę malując kciuk lewej dłoni krwistym lakierem.

***
-Teo, kochanie nad czym się tak zastanawiasz.
-Nad niczym kochanie.
-Proszę, nie okłamuj mnie.
-Przepraszam, nie chcę cię martwić.
-Znów chodzi o Hermionę?
-Tak – mówi zmartwionym i zmęczonym głosem.
-Poradzi sobie.
-Wiem, ale martwię się. Bardzo się zaprzyjaźniliśmy, zresztą ty też ją polubiłaś.
-Owszem, ale zobaczysz, ze wszystko się ułoży. Dracon wróci, a ona przestanie się staczać, dajmy jej czas, niedawno straciła męża.
-Może masz rację, Mili, może masz rację – odpowiada wzdychając ciężko. W końcu uśmiecha się i bierze swoją żonę na ręce, wnosi ją do domu zostawiając za sobą teraz i gwiezdne niebo. Teraz musi zając się żoną.

***
-Wyjechałem, bo mnie o to poprosił twój mąż. Wiedział, że umrze. Nigdy w życiu nie byłem dla niego miły, ale Sam-Merlin-Wie-Co mnie podkusiło choć raz pójść mu na rękę. Nagle wtedy, rok temu przyszło mi do głowy, ze gdybym był w jego sytuacji zachowałbym się podobnie. Nie wiem, skąd się to wzięło, ale tak się stało. Następnego dnia zwolniłem się z pracy i wyjechałem do Australii, mamy tam mały apartamentowiec Malfoy'ów więc tam się zaszyłem, otworzyłem kopalnie opalu i wyszedłem na całkiem ładny biznes. Starałem się o tobie nie myśleć. Miałem kontakt tylko z nielicznymi ludźmi. Zniknąłem z Anglii, z Europy. Wiedziałem, ze nie będziesz mnie szukać. Zjadały cię wyrzuty sumienia zdrady. Nie powinienem był cię zostawiać. To nie było w stylu Malfoy'a, ale jednak coś we wzroku Łasicy mnie do tego skłoniło. Może to mój jedyny dobry uczynek, może jednak nie skończę w piekle. Jestem śmierciożercą, tam jest moje miejsce. Nie powinienem Cię zaciągać do łóżka, a jednak, zrobiłem to. A potem ten wzrok Weasley'a. Te wspólne chwile. Wspomnienia. Starałem się nie myśleć, ale zdjęcia z wesela, pogrzebu czy waszych wspólnych wyjść ciągle były w Proroku. Widziałem was codziennie. W końcu kiedy przeczytałem artykuł o śmierci twojego męża, postanowiłem dać ci czas. Czas na otrzęsienie się ze wszystkiego. Na przypomnienie sobie o mnie. Na wypłakanie się. Jakby to wyglądało w oczach czarodziejskiej społeczności, gdybym nagle pojawił się w Londynie. Zabrał cię gdzieś zaraz po śmierci męża. Wydaje nam się, że wystarczająco problemów mamy i mieliśmy. Proszę cię wybacz mi. Bo... Bo ja wciąż cię kocham. Nigdy o tobie nie zapomniałem. W Australii nie mogłem patrzeć na inne kobiety, żadna nie dorównywała tobie. Więc proszę odpowiedz mi, jeżeli tego nie zrobisz zniknę. Raz na zawsze. Już nigdy o mnie nie usłyszysz. Ale teraz odpowiedz. Wybaczysz mi?