Na wstępie pragnę powiedzieć, ze już wróciłam. Postaram się jak najszybciej dodać kolejny rozdział.
Pierwotnie ta miniaturka miała wyglądać inaczej, ale...
A teraz...
Czytajcie :D
Uwaga! Wyrazy niecenzuralne w stężonej ilości ;)
EDIT: To już rok za nami! Dziękuje <3
Miniaturka
7
Imię miłości.
Szczęście
nie da się zdefiniować, opisać można jedynie nieszczęście.
Przestań być nieszczęśliwy, to zrozumiesz.
Miłości nie
można zdefiniować, brak miłości, można.
Kiedy pozbędziesz
się braku miłości- zrozumiesz.
~Anthony de Mello
Znów
ją widział. Czytała książkę. Siedziała w tej cholernej
bibliotece. Z okularami na nosie, zaczęła je nosić po wojnie i w
sumie można powiedzieć, że przez niego, wyglądała tak
pociągająco. Gdyby nie ona już by nie żył. Jad Nagini był
wystarczająco silny by go zabić. A ona uratowała go. Teraz ma
magiczny dług życia. Ona nadała sens jego życiu. A potem... sam
wszystko spieprzył. Nie mógł się na nią napatrzeć. Jeżeli to
nie było miłością, to on nie wiedział co nią jest. Kochał
ją... tylko zrozumiał to za późno. Ale może wróćmy do
początków. Kiedy zabił Dumbeldora, starzec sam chciał umrzeć,
nawiązał kontakt z Hermioną Granger. Wysłał jej swoje
wspomnienia, bo tak powiedział Dumbeldore, ufał jej, a to był
jedyny realny sposób, aby przypilnować Złotą Trójcę. Wiedział,
że jest na tyle rozsądna by się z nim spotkać. Te same
wspomnienia podarował podstępem Molly Weasley i Minerwie
McGonagall, jedynym dwóm kobietom, które próbowały go zrozumieć,
kiedykolwiek. W grudniu 1997 roku obie pojawiły się przed drzwiami
jego komnat i zaprosiły go na święta. Musiał przyjść, musiał
im to wszystko wyjaśnić, skoro miał umrzeć to niech chociaż
Zakon wie co dla nich robił. Zupełnie przypadkiem ściągnął ze
sobą Granger i Potter'a. O mało nie wpakowali się do żołądka
Nagini. Ta głupia gryfonka miała choć trochę oleju w głowie i w
ostatnim momencie teleportowała się na Spinner's End, gdzie kazał
się jej znaleźć w razie niebezpieczeństwa. Potem wysłała mu
patronusa. Nie wiedział jak to zrobiła, że Potter nie rzucił się
na niego z różdżką, przecież nic nie widział. Wtedy zaczął
się do niej przekonywać. Rozmawiali wieczorami, o ile można było
nazwać rozmowami pisanie do siebie wiadomości za pomocą różdżki.
Sam wynalazł ten sposób. Ale wracając do tematu. Zaczął jej
ufać, nie żeby nie ufał jej wcześniej, bo tylko dzięki niej
wstał wtedy w czerwcu na Grimmauld Place i 'wziął dupę w troki'
tak jak mu powiedziała, była wtedy bardzo przekonująca z różdżką w ręku, przeciw bardzo pijanemu czarodziejowi na kacu moralnym. To
ona zaproponowała mu pomoc. Nie był przekonany, ale ona była
równie uparta jak on i w końcu podstępem wkradła się w jego
życie. Zaczął głupieć na starość, skoro pozwalał jej się
znaleźć w tych trudnych momentach jego życia, kiedy maska
obojętności zaczynała opadać. Nie powinien sobie na to pozwolić.
Wtedy kiedy cała Trójca trafiła do Malfoy Manor wiedział, ze to
się źle skończy, że Weasley nie obroni swojego umysłu. Że nie
dopełni swojej misji. Ale znów nie docenił ich szczęścia i jej
potężnego rozumu. Kiedy uratowała go we Wrzeszczącej Chacie myślał, że umiera i anioł, o ironio, anioł go ratuje, bierze go
do nieba, tam gdzie nie powinno być jego miejsce, zamordował zbyt
wielu ludzi... Obudził się kilka dni później i starał się ją
zrozumieć, kiedy wszystkie sposoby zawiodły postawił na
legilimencje. Do tej pory pamięta jej wrzask... To było w jego
komnatach, od końca wojny była tam częstym goście, nie chciała narzucać się Weasley'om, musieli się podnieść po tragedii,
która ich spotkała. Potter był z nimi, opiekował się dziewczyną
i sam zbierał swoją psychikę do kupy. Nikt specjalnie się nią nie
interesował, więc skoro już uratowała mu życie to zapraszał ją
do siebie. To znaczy w sumie zaprosił ją raz, ale przychodziła
codziennie. Czytała, jadła z nim, rozmawiali.Wtedy chciał się
dowiedzieć co nią kierowała, po cholerę go ratowała... usłyszał
tylko wściekły wrzask” Nigdy więcej nie waż się wchodzić do
mojego umysłu!” chciała wyjść, ale nie pozwolił jej, nie
wiedział co kierowało nim, ale pocałował ją, ten pierwszy raz.
Ich związek, o ile można to było nazwać związkiem, rozkwitał.
Pewnego razu stracili nad sobą panowanie i wylądowali w sypialni.
Wszystko było idealnie. Po raz pierwszy było mu dobrze... A potem w
grudniu 1998 roku w Wigilie, przyszła po niego, aby razem udali się
na kolację do Weasley'ów zanim wyszli dała mu prezent. Krew
jednorożca, zanim zdążył coś powiedzieć usłyszał „kocham
cię”. Nic nie odpowiedział, wrócił do swoich komnat. Przecież
nie mógł zmarnować jej życia. A teraz zachowywał się jak
gówniarz, obserwując ja zza regału w szkolnej bibliotece.
Zastanawiał się czy jest sens, aby z nią rozmawiać. Zdziwił się
kiedy tydzień później zobaczył ją w swoich komnatach. Przecież
była jego uczennicą nie mogła sobie wchodzić od tak, a potem
sobie przypomniał jak po Bitwie dał jej stały dostęp i zapomniał
go zdjąć. Wpadła jak torpeda, nie pukając. Stał zamurowany w
samym ręczniku przy drzwiach łazienki, a ona krzyczała.
„Jeżeli
kiedykolwiek chciałeś bym była szczęśliwa i jeżeli ty jesteś szczęśliwszy ze mną to powiedz co do mnie czujesz. Muszę
wiedzieć, bo inaczej zwariuję! Masz mi powiedzieć to prosto w
twarz. Kiedy zniknę stąd za miesiąc, kiedy wsiądę po raz ostatni
do pociągu chce wiedzieć co do mnie czujesz!”. I wyszła
zostawiając go w osłupieniu z rodzącym się planem w głowie.
Ignorował ją wiedząc, że sprawia jej ból. Ale musiał to dobrze
rozegrać. Była jego szczęściem, jego miłością i zrozumiał to
kiedy postawiła mu się, kiedy wprowadziła go w osłupienie.
Tydzień przed zakończeniem roku, ona zaczęła ignorować jego.
Zabolało i pluł sobie w brodę, ze on skazywał ją na to tak długi
czas! Ale nie mógł pozwolić jej na skandal, była zbyt niewinna i
zbyt oblegana przez Proroka, by pozwolić jej na zhańbienie.
Czekał, aż przestanie być jego uczennicą. Kiedy tylko wsiadła do
pociągu, wrócił do zamku, przebrał się w jedyny garnitur jaki
miał i teleportował się do niej. Przez miesiąc w przerwach jakie
miał szukał jej rodziców, wiedział, ze po takiej niespodziance
mu przebaczy. Ułożył sobie nawet mowę, naprawdę zachowywał się
jak zakochany smarkacz. Czekał na nią w salonie. W jej domu. Jej
rodziców zostawił pod drętwotą z przywróconą pamięcią i wyjaśnieniami w ich pokoju, który nie trudno było znaleźć.
Usłyszał szczęk zamka. Wstał, wziął bukiet złożony z gałązek
jaśminu (strasznie trudno go wyczarować) w ręce w końcu ją
zobaczył jej rozwiane włosy i piękną sukienkę w kolorze
głębokiego granatu. Widział szok w jej oczach, nie czekając aż
coś zrobi zaczaił mówić.
-Nie chce niszczyć ci życia. Chcę
byś była szczęśliwa. Stoję tu robiąc z siebie zakochanego
szczeniaka, chociaż mam nieomal 40 lat. Jeżeli mnie nie zechcesz
zrozumiem, ale chce powiedzieć, ze jesteś moim szczęściem. Kimś
kto nadał sens mojemu życiu. Kiedy powiedziałaś, ze mnie
kochasz, nie wiedziałem co robić. Jak to ja śmierciożerca, mogę
być kochany. Z resztą byłaś moją uczennicą nie mogłem cię
narazić na taki skandal. Ale teraz nie jesteś nią, więc jak idiota
stoję tutaj z twoimi ulubionymi wiecheciami w ręku i chcę Ci
powiedzieć, że jesteś moją miłością. Cholera jasna! Kocham cię.
Myślał, że go wyrzuci, naprawdę tak sądził, więc zdziwił
się widząc miłość w jej oczach. Wytrąciła się z szoku i
rzuciła się na niego rzucając go na panele. Całowała go do
utraty tchu. Zgniotła te cholerne gałęzie,które tyle czasu
czarował. Ale to nie było ważne. Nic nie było tak ważne jak to,
że mu wybaczyła. Kiedy zaczęła rozpinać jego koszule przypomniał
sobie jedną ważną rzecz.-Wiem, że masz na mnie ochotę
kochanie, ja na ciebie też. Ale jest jeszcze jedna sprawa-
zmartwiała myśląc, ze znów coś mu nie pasuje- twoi rodzice są
na górze.
-Moi rodzice są w Australii – poprawiła go z głośnym westchnięciem- mówiłam ci to we wrześniu.
-Sprawdź
– powiedział z wrednym uśmiechem.Kiedy pobiegła z szybkością
o jaka by jej nie podejrzewał na górę cieszył się jej szczęściem
i swoim. Nie ważne, ze zrobią sensację, że teraz jej rodzice będą
robić rewolucję i wypytywać o wszystko, cieszył się bo znał imię
miłości. Nie umiał jej opisać dokładnie,nie umiał podać
definicji, ale jego miłość miała na imię Hermiona Granger. A w
przyszłości Snape.
Czegoś takiego jeszcze nie czytałam. Taka para, ciekawe czy to mogłoby przetrwać.
OdpowiedzUsuńLekka miniaturka na przywitanie :-)
Pozdrawiam, Domi.
Polecam sevmione szczególnie bezcukru :D
UsuńCudowna miniaturka!
OdpowiedzUsuńKocham Sevmione a to jest wspaniałe ;
Pozdrawiam i weny życzę :D
Dziękuje :)
UsuńJa również :D
Piękna.:)
OdpowiedzUsuńNo ładnie :D
OdpowiedzUsuńSpodobało mi się, to nie powiem. Było troszkę błędów, ale da się to przeskoczyć.
Na przyszłość drobna rada - od czasu do czasu warto zacząć od nowego akapitu, wtedy cały tekst nie zlewa się ze sobą i są wyznaczone pewne sytuacje, od których zaczyna się nowy watek.
Severus wyszedł tu troszkę zbyt słodko, jak na niego, ale to nie szkodzi, nie wszędzie musi być kanon ;)
Podsumowując, podobało mi się :) Oryginalnie i ciekawy pomysł z rodzicami Hermiony ;)
Pozdrawiam i życzę weny
always
Ojej dziękuję ze wpadlas przede wszystkim :)
UsuńNad bledami staram sie ciągle pracować, dziękuję za rade i komentarz :D
Severus hmm dobra dalej twierdzę, że jest za stary dla Hermiony. Ale czytało się o dobrze i nawet mnie rozczuliło ;)
OdpowiedzUsuńDo głównego opowiadania wrócę jak będę miała więcej czasu ;) Miniaturki wychodzą ci świetnie ;))
Ojej dziękuję :)
UsuńI zapraszam ;)
Lo, lo, lo, lo, lo....
OdpowiedzUsuńJak ja kochm Sevmione! A Ty stworzyłaś taką piękną historię! Taką słitaśną! Kocham Twoje miniaturki! Cudo!
Zapraszam do mnie na blogz miniaturkami! Lika M.
Dziękuje! :)
UsuńSkapłam sie że to Sevmione gdy bylo 'mam 40 lat' hahahahaha szok ;o
OdpowiedzUsuńMiniaturka swietna :)