wtorek, 12 sierpnia 2014

Imię miłości.

Na wstępie pragnę powiedzieć, ze już wróciłam. Postaram się jak najszybciej dodać kolejny rozdział.
Pierwotnie ta miniaturka miała wyglądać inaczej, ale...
A teraz...
Czytajcie :D

Uwaga! Wyrazy niecenzuralne w stężonej ilości ;)

EDIT: To już rok za nami! Dziękuje <3



Miniaturka 7

Imię miłości.
Szczęście nie da się zdefiniować, opisać można jedynie nieszczęście.
Przestań być nieszczęśliwy, to zrozumiesz.
Miłości nie można zdefiniować, brak miłości, można.
Kiedy pozbędziesz się braku miłości- zrozumiesz.
~Anthony de Mello



Znów ją widział. Czytała książkę. Siedziała w tej cholernej bibliotece. Z okularami na nosie, zaczęła je nosić po wojnie i w sumie można powiedzieć, że przez niego, wyglądała tak pociągająco. Gdyby nie ona już by nie żył. Jad Nagini był wystarczająco silny by go zabić. A ona uratowała go. Teraz ma magiczny dług życia. Ona nadała sens jego życiu. A potem... sam wszystko spieprzył. Nie mógł się na nią napatrzeć. Jeżeli to nie było miłością, to on nie wiedział co nią jest. Kochał ją... tylko zrozumiał to za późno. Ale może wróćmy do początków. Kiedy zabił Dumbeldora, starzec sam chciał umrzeć, nawiązał kontakt z Hermioną Granger. Wysłał jej swoje wspomnienia, bo tak powiedział Dumbeldore, ufał jej, a to był jedyny realny sposób, aby przypilnować Złotą Trójcę. Wiedział, że jest na tyle rozsądna by się z nim spotkać. Te same wspomnienia podarował podstępem Molly Weasley i Minerwie McGonagall, jedynym dwóm kobietom, które próbowały go zrozumieć, kiedykolwiek. W grudniu 1997 roku obie pojawiły się przed drzwiami jego komnat i zaprosiły go na święta. Musiał przyjść, musiał im to wszystko wyjaśnić, skoro miał umrzeć to niech chociaż Zakon wie co dla nich robił. Zupełnie przypadkiem ściągnął ze sobą Granger i Potter'a. O mało nie wpakowali się do żołądka Nagini. Ta głupia gryfonka miała choć trochę oleju w głowie i w ostatnim momencie teleportowała się na Spinner's End, gdzie kazał się jej znaleźć w razie niebezpieczeństwa. Potem wysłała mu patronusa. Nie wiedział jak to zrobiła, że Potter nie rzucił się na niego z różdżką, przecież nic nie widział. Wtedy zaczął się do niej przekonywać. Rozmawiali wieczorami, o ile można było nazwać rozmowami pisanie do siebie wiadomości za pomocą różdżki. Sam wynalazł ten sposób. Ale wracając do tematu. Zaczął jej ufać, nie żeby nie ufał jej wcześniej, bo tylko dzięki niej wstał wtedy w czerwcu na Grimmauld Place i 'wziął dupę w troki' tak jak mu powiedziała, była wtedy bardzo przekonująca z różdżką w ręku, przeciw bardzo pijanemu czarodziejowi na kacu moralnym. To ona zaproponowała mu pomoc. Nie był przekonany, ale ona była równie uparta jak on i w końcu podstępem wkradła się w jego życie. Zaczął głupieć na starość, skoro pozwalał jej się znaleźć w tych trudnych momentach jego życia, kiedy maska obojętności zaczynała opadać. Nie powinien sobie na to pozwolić. Wtedy kiedy cała Trójca trafiła do Malfoy Manor wiedział, ze to się źle skończy, że Weasley nie obroni swojego umysłu. Że nie dopełni swojej misji. Ale znów nie docenił ich szczęścia i jej potężnego rozumu. Kiedy uratowała go we Wrzeszczącej Chacie myślał, że umiera i anioł, o ironio, anioł go ratuje, bierze go do nieba, tam gdzie nie powinno być jego miejsce, zamordował zbyt wielu ludzi... Obudził się kilka dni później i starał się ją zrozumieć, kiedy wszystkie sposoby zawiodły postawił na legilimencje. Do tej pory pamięta jej wrzask... To było w jego komnatach, od końca wojny była tam częstym goście, nie chciała narzucać się Weasley'om, musieli się podnieść po tragedii, która ich spotkała. Potter był z nimi, opiekował się dziewczyną i sam zbierał swoją psychikę do kupy. Nikt specjalnie się nią nie interesował, więc skoro już uratowała mu życie to zapraszał ją do siebie. To znaczy w sumie zaprosił ją raz, ale przychodziła codziennie. Czytała, jadła z nim, rozmawiali.Wtedy chciał się dowiedzieć co nią kierowała, po cholerę go ratowała... usłyszał tylko wściekły wrzask” Nigdy więcej nie waż się wchodzić do mojego umysłu!” chciała wyjść, ale nie pozwolił jej, nie wiedział co kierowało nim, ale pocałował ją, ten pierwszy raz. Ich związek, o ile można to było nazwać związkiem, rozkwitał. Pewnego razu stracili nad sobą panowanie i wylądowali w sypialni. Wszystko było idealnie. Po raz pierwszy było mu dobrze... A potem w grudniu 1998 roku w Wigilie, przyszła po niego, aby razem udali się na kolację do Weasley'ów zanim wyszli dała mu prezent. Krew jednorożca, zanim zdążył coś powiedzieć usłyszał „kocham cię”. Nic nie odpowiedział, wrócił do swoich komnat. Przecież nie mógł zmarnować jej życia. A teraz zachowywał się jak gówniarz, obserwując ja zza regału w szkolnej bibliotece. Zastanawiał się czy jest sens, aby z nią rozmawiać. Zdziwił się kiedy tydzień później zobaczył ją w swoich komnatach. Przecież była jego uczennicą nie mogła sobie wchodzić od tak, a potem sobie przypomniał jak po Bitwie dał jej stały dostęp i zapomniał go zdjąć. Wpadła jak torpeda, nie pukając. Stał zamurowany w samym ręczniku przy drzwiach łazienki, a ona krzyczała.
„Jeżeli kiedykolwiek chciałeś bym była szczęśliwa i jeżeli ty jesteś szczęśliwszy ze mną to powiedz co do mnie czujesz. Muszę wiedzieć, bo inaczej zwariuję! Masz mi powiedzieć to prosto w twarz. Kiedy zniknę stąd za miesiąc, kiedy wsiądę po raz ostatni do pociągu chce wiedzieć co do mnie czujesz!”. I wyszła zostawiając go w osłupieniu z rodzącym się planem w głowie. Ignorował ją wiedząc, że sprawia jej ból. Ale musiał to dobrze rozegrać. Była jego szczęściem, jego miłością i zrozumiał to kiedy postawiła mu się, kiedy wprowadziła go w osłupienie. Tydzień przed zakończeniem roku, ona zaczęła ignorować jego. Zabolało i pluł sobie w brodę, ze on skazywał ją na to tak długi czas! Ale nie mógł pozwolić jej na skandal, była zbyt niewinna i zbyt oblegana przez Proroka, by pozwolić jej na zhańbienie. Czekał, aż przestanie być jego uczennicą. Kiedy tylko wsiadła do pociągu, wrócił do zamku, przebrał się w jedyny garnitur jaki miał i teleportował się do niej. Przez miesiąc w przerwach jakie miał szukał jej rodziców, wiedział, ze po takiej niespodziance mu przebaczy. Ułożył sobie nawet mowę, naprawdę zachowywał się jak zakochany smarkacz. Czekał na nią w salonie. W jej domu. Jej rodziców zostawił pod drętwotą z przywróconą pamięcią i wyjaśnieniami w ich pokoju, który nie trudno było znaleźć. Usłyszał szczęk zamka. Wstał, wziął bukiet złożony z gałązek jaśminu (strasznie trudno go wyczarować) w ręce w końcu ją zobaczył jej rozwiane włosy i piękną sukienkę w kolorze głębokiego granatu. Widział szok w jej oczach, nie czekając aż coś zrobi zaczaił mówić.
-Nie chce niszczyć ci życia. Chcę byś była szczęśliwa. Stoję tu robiąc z siebie zakochanego szczeniaka, chociaż mam nieomal 40 lat. Jeżeli mnie nie zechcesz zrozumiem, ale chce powiedzieć, ze jesteś moim szczęściem. Kimś kto nadał sens mojemu życiu. Kiedy powiedziałaś, ze mnie kochasz, nie wiedziałem co robić. Jak to ja śmierciożerca, mogę być kochany. Z resztą byłaś moją uczennicą nie mogłem cię narazić na taki skandal. Ale teraz nie jesteś nią, więc jak idiota stoję tutaj z twoimi ulubionymi wiecheciami w ręku i chcę Ci powiedzieć, że jesteś moją miłością. Cholera jasna! Kocham cię.
Myślał, że go wyrzuci, naprawdę tak sądził, więc zdziwił się widząc miłość w jej oczach. Wytrąciła się z szoku i rzuciła się na niego rzucając go na panele. Całowała go do utraty tchu. Zgniotła te cholerne gałęzie,które tyle czasu czarował. Ale to nie było ważne. Nic nie było tak ważne jak to, że mu wybaczyła. Kiedy zaczęła rozpinać jego koszule przypomniał sobie jedną ważną rzecz.-Wiem, że masz na mnie ochotę kochanie, ja na ciebie też. Ale jest jeszcze jedna sprawa- zmartwiała myśląc, ze znów coś mu nie pasuje- twoi rodzice są na górze.
-Moi rodzice są w Australii – poprawiła go z głośnym westchnięciem- mówiłam ci to we wrześniu.
-Sprawdź – powiedział z wrednym uśmiechem.Kiedy pobiegła z szybkością o jaka by jej nie podejrzewał na górę cieszył się jej szczęściem i swoim. Nie ważne, ze zrobią sensację, że teraz jej rodzice będą robić rewolucję i wypytywać o wszystko, cieszył się bo znał imię miłości. Nie umiał jej opisać dokładnie,nie umiał podać definicji, ale jego miłość miała na imię Hermiona Granger. A w przyszłości Snape. 

12 komentarzy:

  1. Czegoś takiego jeszcze nie czytałam. Taka para, ciekawe czy to mogłoby przetrwać.
    Lekka miniaturka na przywitanie :-)
    Pozdrawiam, Domi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowna miniaturka!
    Kocham Sevmione a to jest wspaniałe ;
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No ładnie :D
    Spodobało mi się, to nie powiem. Było troszkę błędów, ale da się to przeskoczyć.
    Na przyszłość drobna rada - od czasu do czasu warto zacząć od nowego akapitu, wtedy cały tekst nie zlewa się ze sobą i są wyznaczone pewne sytuacje, od których zaczyna się nowy watek.
    Severus wyszedł tu troszkę zbyt słodko, jak na niego, ale to nie szkodzi, nie wszędzie musi być kanon ;)
    Podsumowując, podobało mi się :) Oryginalnie i ciekawy pomysł z rodzicami Hermiony ;)
    Pozdrawiam i życzę weny
    always

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej dziękuję ze wpadlas przede wszystkim :)
      Nad bledami staram sie ciągle pracować, dziękuję za rade i komentarz :D

      Usuń
  4. Severus hmm dobra dalej twierdzę, że jest za stary dla Hermiony. Ale czytało się o dobrze i nawet mnie rozczuliło ;)
    Do głównego opowiadania wrócę jak będę miała więcej czasu ;) Miniaturki wychodzą ci świetnie ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Lo, lo, lo, lo, lo....
    Jak ja kochm Sevmione! A Ty stworzyłaś taką piękną historię! Taką słitaśną! Kocham Twoje miniaturki! Cudo!
    Zapraszam do mnie na blogz miniaturkami! Lika M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Skapłam sie że to Sevmione gdy bylo 'mam 40 lat' hahahahaha szok ;o

    Miniaturka swietna :)

    OdpowiedzUsuń