sobota, 21 września 2013

Rozdział 5- Śpiączka.

Rozdział 5

Wiecie jak to jest.... Jak to jest udawać, grać własne życie. Być marnym aktorem,ale jednocześnie tak dobrym, że nikt nie widzi twoich zmian. Życie... Pojęcie względne. Rodzimy się i umieramy. Wybieramy własne drogi. Mamy wysokie ambicje, albo siedzimy pod monopolowym. To wszystko zależy od naszego losu. Tak bynajmniej mówią ludzie. Kiedyś słyszałam,że Świat jest teatrem, możliwe. Bóg jest w tym teatrze reżyserem, nawet prawdopodobne o ile ktos w Niego wierzy. Człowiek aktorem, owszem. Diabeł suflerem, to z pewnością. Ale nie wolno zapominać, ze mamy ta wolną wolę. Mamy swój los we własnych rękach i to nie tylko od przypadku zależy nasze życie. Nie od losu czy Boga. Od nas samych. To my podejmujemy decyzje. Wybieramy... Uczymy się na bledach. Nikt,nikt nie powinien się wtrącać w nasze życie. Wybory,decyzje o wszystkim musimy decydować sami. Według siebie, swoich wartości, swoich doświadczeń. Ja podjęłam nie jedna decyzje i nie będą z nich wpłynęła na moje życie. Nie jeden wybór podjęłam za późno. Nie raz przegapiłam szanse. A mimo to trwam.... Spotkałam miłość swojego życia, a on.... Uciekł, stchórzył. Miałam cudownych rodziców, straciłam ich w chwili
gdy usuwałam im pamięć o mnie. Miałam szczęście i trzymam je ostatkiem sił. Ciągle o nie walczę....

***
Cisza i spokój coś czego było mi trzeba. Słyszałam jak Malfoy wbiegał do sali i  coś mówił do Teo, chwilę później słyszałam więcej kroków.
Widziałam tunel, był długi i szeroki. Tajemniczy. Czarny. Nagle na jego końcu pojawiło się światełko, najpierw delikatne, jakbym widziała je zza mgły.
Po moim ciele przechodził prąd, magomedycy. Tylko dlaczego chcieli zmusić moje serce do pracy skoro bije, patrzę na swoje dłonie, wyglądały na zadbane, takie jak były tylko jakby trupio blade nagle pojawiło się przede mą lustro, widziałam swoje odbicie i zaczynałam się bać. Stałam w pięknej, białej, prostej sukni. Światło na końcu tunelu było już wyraźne przyciągające, jak magnez. Tajemnicze.
Po moim ciele przechodziły kolejne fale prądu, wywoływane zaklęciami, ale je wiedziałam, że chciałam iść w stronę światła było takie piękne.....tajemnicze....wyraziste..... Nagle usłyszałam "Cholera Granger nie idź tam, wracaj" I  światło zniknęło. A ja zatraciłam się w ciemności.

***
Ciemno, wręcz czarno. Nie wiem ile czasu minęło od kąt moje oczy zasnuł mrok. Próbuje je otworzyć , ale to nic nie daje. Czuję się.... bezsilna.... Do cholery jasnej  jestem gryfonką! Muszę otworzyć te powieki, albo....albo chociaż poruszyć palcem. Nudzi mi się już. Nudzi mi się. Tu jest nudno. Zaraz zacznę odróżniać odcienie ciemnej i jasno-ciemnej czerni. Kurwa Mać! Malfoy! Ty zawsze chciałeś się tak wymądrzać, jesteś magomedykiem to zrób coś!
Nic nie słyszę, nic nie widzę, nic nie czuje.... Ale chyba nie umarłam.... Zaraz ile ja tak leże... Kurwa długo..... Może jestem w trumnie?! Próbuje podnieść ręce, ale one się mnie nie słuchają. Pierdole..... Jestem gryfonka i aurorka, ja NIE MOGĘ BYĆ BEZSILNA. NIE MAM PRAWA TU LEŻEĆ. Hmmm.. To znaczy prawo jakie takie mam, niezależnie czy to łóżko szpitalne, czy trumna. Mam prawo leżeć. W końcu wolny kraj.... Ehhh za dużo, zdecydowanie, za dużo wolnego czasu spędzam z chłopakami. Ci autorzy to tylko przeklinają,palą, pija.... No dobra nie tylko ale to robią w wolnym czasie. A ja jako jedna z nielicznych kobiet aurorek, przebywam z nimi.... Jeśli weszłaś miedzy wrony,zaczniesz krakać jak i one- tak to chyba takie powiedzonko. To tak jak z aurorami, zaczynasz z nimi pracować i robisz to co oni. Po dwóch latach pracy i mając takie wpływy. Można na prawdę wiele. Ale no ......JAK JA MAM PRACOWAC SKORO CIĄGLE TU LEZĘ, MALFOY!TY PIEPRZONY ARYSTOKRATO OGARNIJ SWÓJ TYLEK I ZRÓB COŚ. Uff ulżyło mi. Medytacja. Spokój. Wyciszenie. Wyciszenie. Wyciszenie. Liczymy hipogryfy. Jeden mały hipogryf. Drugi mały hipogryf. Trzeci mały hipogryf. Moje liczenie hipogryfow przerwały odgłosy, coś jakby rozmowa.... Tak ktoś rozmawia. Merlinie ja coś słyszę, nie jest ze mną tak źle. Gdybym mogła, to pewnie skakałabym z radości. Kto to tam rozmawia? Kurdę nic nie Słysze. Ludzie podejdźcie bliżej.
-Martwię się o nią Draco. Już tydzień tak leży... Nic nie możesz zrobić?
-Zrozum Teo, nic....Jest w śpiączce i cud, że nie znalazła się po drugiej stronie barykady. Widziałeś jej aurę. Blakła to mogło oznaczać tylko jedno. I obaj doskonalę wiemy co. Uwierz, też chciałbym, żeby się obudziła.
         Chwilę po tym słyszę zamykane drzwi. „Uwierz, też chciałbym, żeby się obudziła.”
Te słowa ciągle krążą w mojej głowie. Czyżby Malfoy się o mnie martwił?  Nie to nie wiarygodne. A może jednak? Słyszę otwieranie drzwi, ktoś siada obok i łapie mnie za rękę. Te dłonie są znajome.
-Hermionko, kochanie nie zostawiaj mnie.Proszę.... Pamiętasz mieliśmy brać ślub. Wszyscy się o ciebie martwią kotku. Rodzice, Harry,Ginny,Georg,Anna,Bill,Fleur, Charli, Dean, nawet Teodor i Malfoy. Musisz tu wrócić, nie możesz mnie zostawić. Mówili mi, ze twoja aura blakła, nie możesz tam iść, rozumiesz? Lucjusz Malfoy jest w Azkabanie, dożywcie. Skarbie proszę obudź się, tęsknie.-Czuję jak coś mokrego spada na moją dłoń, łza, jedna łza, a tak cenna. Ron nigdy nie płaczę, od śmierci Freda nie umiał. „Wrócę”-Kocham Cię, kotku. Niedługo znowu przyjdę, trzymaj się.- Podświadomie widzę jak rękawem ociera policzek.Słyszę jak pociąga nosem. Wstaje, dostaje całusa, najpierw w czoło potem w usta. Jest taki kochany. Wrócę, zrobię to dla niego. Wszyscy się o mnie martwią, zaraz moja aura blakła, to naprawdę mogło oznaczać tylko jedno.... No nie. Aktualnie powinnam leże na cmentarzu 2 metry pod ziemią. To naprawdę cud. Że żyję. Muszę się obudzić jeszcze nie wiem jak, ale to zrobię.

**************************************************************************
Witajcie, skarby :* 

Jestem szczęśliwa TYLE komentarzy i wyświetleń jesteście wielcy :* 
Moja wena odżywiona i mimo braku czasu coś pisze ciągle :D 
Nie wiem  kiedy nowy rozdział. Zależy, od wszystkiego. 

Aktualnie mam na głowie olimpiadę, oazę, sprawdziany, kartkówki i bierzmowanie.

 Śpie po 5/6 godzin, a w szkole spędzam ich 10. Cudownie po prostu jest....

Kocham Was i mam nadzieję, że pod tą  notką doczekam się większej ilości komentarzy,
 a może równej. Chciałam również podziękować

  Spektra Meron za nominację, odpowiem na nią jak tylko będę miała czas. :)

Buźki :*
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 4 - Odwiedziny.

Dla wszystkich komentujących. 


Rozdział 4

Opisałam Wam dwa pierwsze dni jednego z najlepszych o ile nie najlepszego roku w moim życiu. W stosunkach moich i Dracona mamy na razie zimę, ale ona też ma swój urok. Osobiście kocham ją, mogę siedzieć w moim ulubionym golfie i ciapciach oraz starych wyciągniętych dresach we własnym domu, na kanapie, dywanie, łóżku, fotelu czy nawet podłodze z ciepłym kubkiem kakao w ręku i książka w drugiej dłoni. Mogę zatracić się w przemyśleniach, czy wyobraźni w świetle ognia z kominka. Czy nawet lepić bałwana, lub rzucać się śnieżkami, mimo takiego upływu czasu od mojego dzieciństwa ja nadal lubię zimowe zabawy. Wcale nie przeszkadza mi to, ze mam te dwadzieścia dwa lata, w końcu w każdym z nas jest dziecko. 
Aktualnie za oknem mamy lato, świta, Ron śpi po naszej kolejnej wspólnej nocy. Nie mogę powiedzieć, że nie kocham go, kocham mocno, ale nie ma już takiego ciągu, przez rok mój mąż, który na nasz miesiąc miodowy dostał miesięczny urlop stracił to „coś”. Coś, które nie wątpliwie ma Dracon Malfoy, o którym ja mimo swoich starań, nie mogę zapomnieć. Człowiek który stchórzył, ten, który mimo wszystko zajmuje pierwsze miejsce w moim sercu i wiem, że to się nigdy nie zmieni. Ale wiem jedno kiedy go spotkam,  będę w stanie mu wybaczyć,  nie zapomnieć, wybaczyć wszystko to co się stało. Dlatego mam jedna wielka nadzieję, że nigdy więcej go nie spotkam, nie zobaczę, nie przeczytam o nim. Łudzę się , że ON zniknie z mojego życia raz na zawsze, a po pewnym czasie również z serca, a ja będę mogła cieszyć się z mojego małżeństwa pełnią i w krotce mieć dzieci. Szczęśliwa rodzina z miłością mojego życia, mam nadzieje, że moje marzenie się spełni chociaż w połowie..... 

***
16 i 17 stycznia 2001


Mam dwadzieścia jeden lat i leżę  sobie w szpitalu, no na prawdę już bez przesady. Moim magomedykiem jest mój szkolny wróg, aktualnie ledwo znajomy. Jego ojciec spowodował to, że czekam teraz na te cholerne wyniki. Mój wzrok nie polepszył się nawet trochę, ciągle widzę tylko kształty, żadnej wyrazistości.
Cholera szlag, by to wszystko trafił  i po problemie. Takie myśli krążyły w mojej głowie.
W tym wszystkim najlepsze jest to, że mój NARZECZONY, jest aktualnie na misji i nie ma szans na to, żeby wrócił i był przy mnie. No po prostu lepiej to już chyba być nie może. Moja przyjaciółka jest zapracowana i nawet mnie nie odwiedziła, mój szef i przyjaciel też nie. Super no nie?! Wszyscy mnie odstawili na bok. Olali mnie. Tak po prostu, już nawet nie mam z kim porozmawiać... Stanowczo nie powinnam tak myśleć. Każdy z nas ma swoje życie i już. Odwiedzą mnie jak tylko będą mogli, tak, na pewno. W końcu są moimi przyjaciółmi. Nie wiem skąd te moje wymysły, może to przez ta klątwę, będę musiała spytać Malfoya, Godryku jak to dziwnie brzmi JA była Panna Wiem-To-Wszystko mam się pytać o cokolwiek wiecznie nadętego arystokraty Jestem-Wielki-Bo-Mam-Na-Nazwisko-Malfoy. Świat staje na głowie. Moje przemyślenia przerwał odgłos pukania w drzwi. Zastanowiłam się kto to może być, myślałam że może Harry i Gin, ale oni nigdy do mnie nie pukają, więc kto.... Krzyknęłam "proszę", ale kiedy tylko zobaczyłam człowieka, który stanął w drzwiach pożałowałam tego słowa. 
"A właśnie wtedy zaczęło się to co trwa do dziś. Kilka miesięcy później przestałam żałować tego słowa. Dzięki tamtemu dniu zyskałam przyjaciela, który wie o mnie najwięcej."
Zza drzwi wyszedł Teodor Nott. W dresach,podejrzewałam, że jego też przetransportowali do Munga. Musieli zdjąć zaklęcie i sprawdzić czy nic mu nie jest. Pewnie tym pierwszym zajęli się autorzy. Powinni... Zdałam sobie sprawę, ze Teodor nie zlewa się z otoczeniem i doszłam do wniosku, że mój wzrok wrócił do normy. "A wiec pozostaje zaczekać na wyniki i mogę wychodzić"-pomyślałam. Teo wszedł w głąb sali i podszedł do łóżka.
-Mogę?-zapytał pokazują na krzesło.
-Jasne.-odpowiedziałam.
Chwilę siedzieliśmy w ciszy, która była dość krępująca. Przerwał ją Teo.
-Więc....Jak się czujesz Hermiono?- wypowiedział moje imię, to jest dziwne....
-Już lepiej, dziękuję. A ty?
-Nic mi nie było. W sumie. Wiesz Lucjusz, rzuca dość silne zaklęcia...
-Walczyłam z nim, poczułam.
-Właśnie, chciałem Cię przeprosić...gdybym się nie wtrącił, tylko przyszedł później, nie leżałabyś tu teraz....a tak nawet nie do końca wiadomo co ci jest. A jego klątwy...cóż jak mówiłem są silne i nigdy nie wiadomo jakie będą ich skutki. Jego petryficus może uszkodzić kończyny, a co mówić o niewybaczalny.
„Czy wszyscy muszą wiedzieć czym oberwałam”
-Nie masz za co przepraszać- powiedziałam i uśmiechnęłam się delikatnie.- Chciałeś dobrze, chociaż tyle razy Wam powtarzam, ze musimy przestrzegać planu.Musimy.- podkreśliłam ostatnie słowo, ale nie zbyt mocno, mój organizm jest nadal wykończony.
-Ale ty zawsze wystawiasz się na pierwszą linię. Walczysz. Nie zważasz na przeciwnika, my mamy zabezpieczać teren, a ty się poświęcasz, co by były, gdyby nie udało Ci się rzucić tarczy. Jesteś wielką czarownicą Hermiono, ale nie możesz się poświęcać.- wiedziałam, że nawiązał do wszystkich naszych wspólnych akcji, nie chciałam tego komentować. Dotknęłam delikatnie jego prawej dłoni, która leżała na materacu i uśmiechnęłam się nieznacznie.
-Dziękuje-szepnęłam.
-Nie ma za co Hermiono. -powiedział  i zaczął wstawać. Powstrzymałam go, łapiąc za lewe ramie, które było najbliżej mnie.
-Dla przyjaciół Mionka, Teo. Dziękuję za odwiedziny. -dodałam uśmiechając się szeroko. Mina zrzedła mi chwilę później. Ból, który przeszedł mi po kręgosłupie był nie do zniesienia. Usłyszałam tylko, jak Teo biegiem dociera do drzwi i krzyczy „Draco”. Wszystko spowiła ciemność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie:* 
Jestem wdzięczna za TYLE komentarzy moja wena się nimi karmi :D 
Dziękuję Księżniczce Czystej Krwi, która skomentowała wszystkie posty :)
Nie wiem, kiedy następny rozdział, w każdym bądź razie za około tydzień. 
Czekam na Wasze opinie.
Bużki :*
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

wtorek, 3 września 2013

Rozdział 3 -Malfoy w Mungu, czyli mój magomedyk.

Rozdział 3





Leżałam okryta białą kołdrą, moja głowa spoczywała na białej poduszce. Półka, ściany, łóżka wszystko było białe i raziło w oczy jak cholera.  Mrugałam kilka razy, żeby moje oczy zaczęły odróżniać kształty, bo chwile po przebudzeniu wszystko zlało się w jedną białą jak krowie mleko plamę. Kilka minut później miałam pewność, że na sali jestem sama, a obok stoi jeszcze jedno puste łóżko. Chciało mi się pić, myślałam tylko o tym, żeby wyczarować sobie szklankę wody, ale nigdzie nie było mojej różdżki. Chwilę zajęło mi zgromadzenie faktów i stworzenie z niej spólnej całości.  Przypomniałam sobie akcje i miałam tylko nadzieję, ze Malfoy nam nie zwiał, bo miałam go dosyć po całej linii. Cholerny, popieprzony, arystokratyczny dupek. Bezuczuciowy palant, idiota, imbecyl, śmierciożerca, podobizna człowieka o poziomie inteligencji niższym niż prosię, małpa, a nie zwierząt to ja obrażać nie będę.... Mój jakże długi wywiad zakończył magomedyk, który nagle wszedł do sali. Na początku nie widziałam go, zbyt zajęta myślami. Potem usłyszałam drzwi i zobaczyłam białą plamę idącą w moim kierunku, po chwili odróżniłam kształty i zobaczyłam JEGO. Syn człowieka, przez którego leże w mungu na oddziale.... Zaraz jaki to oddział do cholery pewnie klątwy magiczne.... Dracon Malfoy. Mówi wam to coś??? Dokładnie ten sam idiota, który przez pięć lat się nade mną znęcał, a teraz co może mi..... w sumie nic mi nie może. W tym momencie uśmiech satysfakcji zakwitł na mych różowych wargach.
-Ganger?! Słyszysz ty mnie kobieto w ogóle?
-Co, co ?? ?Tak, Malfoy. Też nie cieszę się, że Cię widzę.
-Cóż, nie wiem czy mogę powiedzieć to samo.
-Dobra koniec tych uprzejmości, Fretko, możesz mi powiedzieć kiedy stąd wyjdę? Śpieszy mi się... Skoro tu jesteś, to oznacza, że niestety przez Merlina jesteś moim magomedykiem, co za imbecyl cię mi przydzielił co? „Gdybym wtedy wiedziała, jak bardzo źle się stało, iż Dracon Malfoy w ogóle się ze mną spotkał. Chociaż, czy tak źle … To był najwspanialszy rok mojego życia, chociaż tak bardzo boli.”-Po pierwsze Granger, trochę milej, bo jak nie to sobie tutaj trochę posiedzisz.Po drugie, nie imbecyl, a główny magomedyk Smith, który prędzej czy później mianuje mnie na swojego zastępce. Po trzecie jak będziesz miłą to ja też będę miły co równoważy się z tym, że badania będą trochę szybciej, a ty krócej tu będziesz.
- Wiesz, Malfoy, mam aktualnie więcej kontaktów niż ty więc mogę sobie przyśpieszyć badania i wyjść stąd zanim ty się obejrzysz.
-Kochaniutka, ty doskonale powinnaś zdawać sobie sprawę z tego, że skoro Smith mnie lubi, to będzie cię przekonywał, zebym został twoim prowadzącym  lekarzem, a nie, to cóż możesz mieć pewność, że badania zainął, albo będą negatywne, kogo jak kogo, ale swoich pacjentów to nigdy nie oddaje, nawet jeżeli są tobą, Granger.- powiedział i uśmiechną się krzywo.
Skrzywiłam się w myślach i rozważałam wszystkie opcję, w końcu zdecydowałam.
-Rób co masz robić i wypuść mnie stąd jak najszybciej. Muszę wracać do pracy, a przez twojego ojczulka aktualnie leże tutaj. -na wzmiankę o „ojczulku” skrzywił się nieznacznie.- A i postaram się być miła, Mafoy, ale ty też musisz. Doskonale wiem, ze tamte przeprosiny miały na celu tylko i wyłącznie oczyszczanie twojego nazwiska. Malfoy, odwrócił się na pięcie i zaczął wychodzić. Podniosłam się z łóżka i chciałam iść do toalety. Wstałam i zrobiłam kilka kroków, chwilę później wszystko spowiła ciemność, a ja spadałam w dół. W ostatniej chwili, ktoś złapał mnie w swoje ramiona, wyczułam intensywny zapach męskich perfum, ładnych i pociągających perfum, to było ostatnie co wyczułam, bo wszystko okrył mrok.
 ***
Otworzyłam oczy, wokół mnie był biało i wszystko zlewało się w całość. Słyszałam tylko pikanie jakiegoś urządzenia. Powtórnie zamknęłam oczy i odczekałam kilka chwil. Usłyszałam otwieranie drzwi, więc chciałam coś zobaczyć. Widziałam tylko kształty nic więcej. 
-Granger witamy w świecie żywych.-usłyszałam tak dobrze znany głos.
-Co się stało?
-Zemdlałaś, nie mówiłem Ci, że masz się nie ruszać z łóżka.- pokręciłam przecząco głową- No to teraz mówię. To była klątwa crucio. Prawda?-spytał. Próbowałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Kiwnęłam głową na potwierdzenie jego słów. - Skoro rzucał ją na ciebie mój ojciec, skutki mogą być różne. Coż ojczulek dawno się na nikim nie wyżywał, więc klątwa musiała być silniejsza niż zazwyczaj. Dlatego mogą być  dość odczuwalne. Masz problem z wzrokiem, słuchem, mową?
Otworzyłam usta, ale wydobyło się z nich tylko chrypienie. Chwilę zajęło mi wypowiedzenie odpowiedzi i kilku pytań.
-Ze wzrokiem-wychrypiałam kilka sekund później- i mówić nie mogę. Pić mi się chce. Jak to „silniejsza niż zazwyczaj”? - dodałam jeszcze. Do mojej ręki trafiła szklanka z wodą.
-Proszę- powiedział cicho- Damy ci kilka eliksirów odpornościowych i przeciw czarnomagicnych, zrobimy badania i damy wyniki. A co do klątwy myślisz  ze jak mój ojczulek wychowywał- usłyszałam jego sarkastyczne słowa – Cóż nie ważne. Zaraz jedziesz na badania, więc nie wychodź z łóżka Granger. - dodał i już chciał wyjść kiedy wychrypiałam:
-Dziękuje,Malfoy.- jak przez mgłę widziałam jego kpiący uśmiech 
-Nie ma za co, Granger, to moja praca.
I wyszedł. A ja zostałam sama w pustej sali.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                                                              Witajcie :*
Z okazji pierwszego męczącego dnia lekcji dodaję rozdział trzeci :)
Z racji tego, że mam egzaminy w kwietniu, o czym moi kochani nauczyciele
informowali moją klasę ponad dziesięć razy w ciągu dzisiejszych lekcji 
i zadali masakrycznie dużo pracy domowej,
 rozdziały będę dodawać w miarę możliwości raz na tydzień. 
Cóż nie zanudzam ;)
 Cóż niestety lenistwo się skończyło :(
Rozdział kilka zdań krótszy, ale musiałam, w następnym będzie  mam nadzieje ciekawie :D
Dziękuje, za tyle komentarzy słonka :*
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
Buźki :*