Jestem ogromnie zdziwiona taką ilością!
Dziękuje za nie!
Nawet nie wiecie jaki to power ;)
W ramach rekompensaty.
Jak
mam rozpoznać swoją Drugą Połowę?
Nie bojąc się ryzyka. Ryzyka porażki, odrzucenia, rozczarowań.
Nigdy nie wolno nam rezygnować z poszukiwania Miłości.
Ten, kto przestaje szukać, przegrywa życie.
Nie bojąc się ryzyka. Ryzyka porażki, odrzucenia, rozczarowań.
Nigdy nie wolno nam rezygnować z poszukiwania Miłości.
Ten, kto przestaje szukać, przegrywa życie.
Znów
go widziała. Szedł Pokątną w stronę Gringotta. Jak co tydzień.
Jego długie, proste włosy rzucały perwersyjne cienie wśród
świateł mijanych latarni. Ludzie schodzili mu z drogi. Budził
strch. A ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Często
zastanawiała się jaki jest w łóżku, tak naprawdę. Bardzo
często. Częściej niż ktokolwiek mógłby ją o to podejrzewać.
Przecież ma dwadzieścia lat powinna zachowywać się rozsądnie.
Przynajmniej opanować rządze. Cholera jasna! Przecież pokonała
Voldemorta. Pieprzone pożądanie! Kląc jak goblin, wracając z
pracy do domu przyglądała się jemu. Od dwóch lat o nim myśli. Od
ich ostatniego spotkania. O którym nie wiedział nikt zwłaszcza syn
i żona.
Zaczęło się normalnie. Ona awansowała na szefa Departamentu Przestrzegania Prawa i miała dużo na głowie, a on... bywał tam często. Wpadli na siebie przypadkiem. Ona wychodziła z gabinetu, on szedł zamyślony. Uderzyli w siebie z takim impetentem, że on, mimo swojej postury, ledwo utrzymał się na nogach. Ona upadła łamiąc lewą szpilkę i boleśnie tłukąc sobie pupę.
„Uważaj jak chodzisz szla... kobieto!”
Wykrzyknął, po czym machnąwszy różdżką odszedł w stronę wind. Siedziała w szoku patrząc na naprawiony obcas.
Cholerny czrodziej!
Kilka dni później dostał sowę. Paczkę, opakowaną w aksamit o odcieniu butelkowej zieleni. Pudło. Tak, to chyba idealne określenie. A w środku. Piękne czarne szpilki wprost z nowej kolekcji Tiffanego. Wiedziała, że ma gust. Styl. Szyk. Ale coś takiego przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Obok butów leżała kartka, napisana schludnym, eleganckim pismem.
Zaczęło się normalnie. Ona awansowała na szefa Departamentu Przestrzegania Prawa i miała dużo na głowie, a on... bywał tam często. Wpadli na siebie przypadkiem. Ona wychodziła z gabinetu, on szedł zamyślony. Uderzyli w siebie z takim impetentem, że on, mimo swojej postury, ledwo utrzymał się na nogach. Ona upadła łamiąc lewą szpilkę i boleśnie tłukąc sobie pupę.
„Uważaj jak chodzisz szla... kobieto!”
Wykrzyknął, po czym machnąwszy różdżką odszedł w stronę wind. Siedziała w szoku patrząc na naprawiony obcas.
Cholerny czrodziej!
Kilka dni później dostał sowę. Paczkę, opakowaną w aksamit o odcieniu butelkowej zieleni. Pudło. Tak, to chyba idealne określenie. A w środku. Piękne czarne szpilki wprost z nowej kolekcji Tiffanego. Wiedziała, że ma gust. Styl. Szyk. Ale coś takiego przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Obok butów leżała kartka, napisana schludnym, eleganckim pismem.
„W
ramach rekompensaty”
Trzeba
przyznać ich początek miał klasę. Potem widywali się na
spotkaniach szefów departamentu,
balach. Mimo, że często w pobliżu była jego żona. Ona nie potrafiła się w nim nie zakochać. Po pół
roku znajomości wylądowali w łóżku. Szybki numerek relaksacyjny po alkoholu. A potem on uciekł.
Nic dziwnego, był ustabilizowany. A ona była tylko przygodą. Nie wiedziała, że on też ją obserwuje,
że też powoli coś w niej go zauraczało. Wtedy tego cholernego lutego było ich ostatnie spotkanie.
Na balu charytatywnym. Nie było wtedy jego żony. Choroba powoli wykańczała jej ciało.
A teraz ma 46 lat i jest wdowcem. A mimo to kobiety patrzą na niego pożądliwie.
On ogląda się za tą jedną, która zauroczyła go jak żadna. Mugolaczka. Kobieta z klasą. Cholera!
Przecież on nawet nie pamięta jaka jest!
Jej bursztynowe oczy często nawiedzają go w snach! Wyobraża sobie te dłonie oplatające ciało. Paznokcie wbijające się w barki. Cholerne pożądanie! W końcu jest facetem! Czuje ten wzrok, który przepala aż do szpiku. Potarł zmarznięte dłonie i wszedł do Gringotta w końcu nie przyszedł tu na darmo.
Teleportowała się z cichym trzaskiem. Uprzednio kupując wino i czekoladę. Pukanie sowy przerwało jej konsternację. Wpuściła ją do mieszkania wraz z mroźnym powietrzem i płatkami śniegu. Pakunek opakowany w aksamitną butelkowozieloną wstążkę i już wiedziała od kogo to. Miała to coś wyrzucić, ale nie mogła się powstrzymać. Po dwóch latach w końcu dał znak życia!
Otworzyła pakunek i ujrzała burgundową suknię z odsłoniętymi plecami od Coco Chanel. Ten szyk i elegancja. Po chwili usłyszała dzwonek do drzwi w drodze do nich zastanawiała się gdzie ją ubierze. Nawet nie spojrzała przez wizjer. Otworzyła drzwi szeroko się uśmiechając, by po chwili zamknąć je z trzaskiem tak gwałtownym, że tynk wokół drzwi pękł. Nie ulegnie mu, cholera nie!
balach. Mimo, że często w pobliżu była jego żona. Ona nie potrafiła się w nim nie zakochać. Po pół
roku znajomości wylądowali w łóżku. Szybki numerek relaksacyjny po alkoholu. A potem on uciekł.
Nic dziwnego, był ustabilizowany. A ona była tylko przygodą. Nie wiedziała, że on też ją obserwuje,
że też powoli coś w niej go zauraczało. Wtedy tego cholernego lutego było ich ostatnie spotkanie.
Na balu charytatywnym. Nie było wtedy jego żony. Choroba powoli wykańczała jej ciało.
A teraz ma 46 lat i jest wdowcem. A mimo to kobiety patrzą na niego pożądliwie.
On ogląda się za tą jedną, która zauroczyła go jak żadna. Mugolaczka. Kobieta z klasą. Cholera!
Przecież on nawet nie pamięta jaka jest!
Jej bursztynowe oczy często nawiedzają go w snach! Wyobraża sobie te dłonie oplatające ciało. Paznokcie wbijające się w barki. Cholerne pożądanie! W końcu jest facetem! Czuje ten wzrok, który przepala aż do szpiku. Potarł zmarznięte dłonie i wszedł do Gringotta w końcu nie przyszedł tu na darmo.
Teleportowała się z cichym trzaskiem. Uprzednio kupując wino i czekoladę. Pukanie sowy przerwało jej konsternację. Wpuściła ją do mieszkania wraz z mroźnym powietrzem i płatkami śniegu. Pakunek opakowany w aksamitną butelkowozieloną wstążkę i już wiedziała od kogo to. Miała to coś wyrzucić, ale nie mogła się powstrzymać. Po dwóch latach w końcu dał znak życia!
Otworzyła pakunek i ujrzała burgundową suknię z odsłoniętymi plecami od Coco Chanel. Ten szyk i elegancja. Po chwili usłyszała dzwonek do drzwi w drodze do nich zastanawiała się gdzie ją ubierze. Nawet nie spojrzała przez wizjer. Otworzyła drzwi szeroko się uśmiechając, by po chwili zamknąć je z trzaskiem tak gwałtownym, że tynk wokół drzwi pękł. Nie ulegnie mu, cholera nie!
Niestety zapomniała z kim ma do czynienia. Pyknięcie teleportacji było
słyszalne. Pojawił się w salonie. Z kwiatami i butelką wina.
Patrzyła się na niego zdziwionymi oczami. Nie ośmieliła się
ruszyć. Ruszył do niej nieśpiesznym krokiem. Po drodze ściągając swój zimowy płaszcz.
-Mam nadzieję, ze tę sukienkę założysz na bal.
-Nie idę na bal.- Odpowiedziała z mocą.
Jego wzrok podpowiadał jej że się myli.
-Pozwól, że naleję nam wina. - powiedział ignorując ją i ruszając do kuchni.Po chwili pojawił się przy niej z kieliszkami czerwonego wytrawnego wina.
Nie ulegnie mu!
-Mam nadzieję, ze tę sukienkę założysz na bal.
-Nie idę na bal.- Odpowiedziała z mocą.
Jego wzrok podpowiadał jej że się myli.
-Pozwól, że naleję nam wina. - powiedział ignorując ją i ruszając do kuchni.Po chwili pojawił się przy niej z kieliszkami czerwonego wytrawnego wina.
Nie ulegnie mu!
Czuła jak miękną jej kolana. Patrzyła się na niego z co raz to bardziej zamglonym wzrokiem. Pochylił się nad nią całując ją!
Dostał z liścia. A prawdę mocno.
-Co ty sobie kurwa myślisz! Że przyjedziesz ot tak po dwóch latach i co pobawisz się i pójdziesz w cholerę! Chyba kpisz! Co ty kurwa apffffff...
Nie zdążyła dokończyć. Lucjusz umiejętnie skupił jej uwagę na czym innym. Tej nocy Hermiona miała błagać go o więcej.
A on cóż oświadczy się jej za tydzień, dwa. Bo wie, że nie da rady bez niej żyć.
Życie to nie bajka,
ale marzyć można!
A nóż marzenia
się spełnią!