-Ronald, Hermiono.-mówi Draco.
-Draconie-mówimy razem.Czuję podniesione ciśnienie na sam jego widok. Cóż, moje zdziwienie jest uzasadnione chyba dla wszystkich. Chociaż Ron ma z pewnością inny powód.
-Z milą chęcią zamówię wino. Chyba nie znacie się z Annabeth-kontynuuje patrząc na mnie,czuje jak rozbiera mnie wzrokiem-Annabeth to Hermiona i Ronald, moi... znajomi.
-Witajcie-mówi swoim słodkim głosikiem, a ja już jej nie lubię.
-Cześć-mówi Ron, a ja czuje nieuzasadniona złość.
-Witam-dodaje i mierze ja wzrokiem. Ognistorude włosy, czarna sukienka, mocny makijaż i zielone,kocie oczy. Grrr śliczna jest. Mierzymy się wzrokiem. Malfoy chyba to zauważył. Siadam pierwsza,po uprzednim jakże kulturalnym przywitaniu.
-Może zamówimy to wino. Miejsca już mamy.
Mówi Malfoy, a ja zauważam,że nie wiadomo kiedy miejsca pojawiły się.
Siadają wszyscy pozostali. Ta arystokratyczna postawa Annabeth wkurwia mnie.
Dosłownie.
-Więc może Annabeth opowiesz nam coś o sobie-mówie, a w tym czasie Malfoy
zamawia wino. Domyślam się jakie zamówi. Chateau Tablot.
Jego ulubione. Drogie. Dystyngowane. Czerwone. Wytrawne. Jego wzrok przeszywa mnie na wylot. A ciśnienie rośnie.
***
Ciągle myślę co by było, gdybym przerwała ten romans już wtedy. Zanim to wszystko się wydarzyło. Nim zniszczyłam kilka rzeczy. Nim rozbudziłam podejrzenia.
Nim to wszystko omal się nie wydało. Teraz wiem, że wtedy... a z resztą co wam będę mówić. Po prostu, już niedługo historia się wyjaśni.
16 sierpnia 2002 roku, Londyn
***
Można było spodziewać się, że to się tak skończy. Nie mam im nic do zarzucenia. Ale grrr im tak świetnie się rozmawia. Ta cała Annabeth. Okropność! Całe szczęście Ron dostał patronusa i musiał udać się na misję. Po chwili nie mogłam znieść obecności tej głupiej pindzi i udałam się do toalety. Poprawiam makijaż i wpatruje się w swoje odbicie. Zastanawiam się po co Draconowi ta Annabeth. Wzdycham ciężko i wracam do stolika. Draco jest sam. Szlag mnie trafia. Wiem, że łączy nas tylko sex, ale mimo wszystko jestem o niego zazdrosna. Zachowuje się jak pies ogrodnika. Sama nie mogę go mieć do końca, ale nie dam nikomu.
Siadam na krześle, naprzeciw jego. Biorę w dłoń kieliszek z winem.
- Kim ona jest?- pytam spod przymrużonych powiek. Po czym delektuje się winem.
-Nikim ważnym- odpowiada patrząc na mnie tak, jakby chciał zapamiętać moją twarz.
-Widziałam- stwierdzam oblizując usta.
-Może stąd pójdziemy?- pyta, gdy jego źrenice rozszerzają się z lekkiego pożądania.
-A może odpowiesz na pytanie?- drążę.
-Po co niszczyć ten wieczór?
-Zniszczyłeś go pokazując się z nią tutaj - całe napięcie wieczoru znajduje swoje ujście.
-To twój narzeczony mnie tu zaprosił, skąd miałem wiedzieć, że tu będziesz?
-Czyli jak mnie nie ma, to pieprzysz każdą inną? - nerwy mi puszczają.
-Nie pieprze każdej innej - odpowiada spokojnie.
-To kim ona jest?! - pytam i wstaję podnosząc torebkę. Ron zapłacił za rachunek z góry, więc mogę wyjść. Draco podnosi się również bierze swoją marynarkę. Widząc to idę do wyjścia. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Nic. Imbecyl. Kretyn. Debil. Arystokrata po wsze czasy, Czego ja się spodziewałam, że zależy mu na mnie. Chodzi mu tylko o sex. Tylko. Wychodzę z restauracji i kieruję się do najbliższej ciemnej uliczki, z której mogłabym się teleportować.
Tuż za rogiem zauważyłam właśnie taką. Niestety ktoś już na mnie tam czekał. Cholerny arystokrata. Czy on nie może mi dać spokoju?
-Posłuchaj mnie.- powiedział, łapiąc mnie za łokieć kiedy tylko chciałam się odwrócić i odejść w drugą stronę.- Przyczepiła się do mnie na ostatnim bankiecie. Uwierz, że gdybym tylko mógł zabrałbym Ciebie, ale na twoim serdecznym palcu jest już pierścionek od mężczyzny, którego kochasz. To ja czuję się jak dodatek. To szóste koło u wozu czy jak to tam jest u mugoli. Cholera jasna, Granger, robisz mi wyrzuty o to, ze przyszedłem z inną dziewczyną, a jak ja mam się czuć widząc ciebie obok narzeczonego. To z nim spędzasz każdą wolną chwilę. Ja jestem po prostu lepszy w łóżku i często mam wrażenie, że tylko na tym tobie zależy.
Stoję wstrząśnięta i uzmysławiam sobie, że to wszystko prawda.
-Przepraszam- mówię, a w oczach błyszczą mi łzy.
-Nie przepraszaj, taka jest prawda.
-Nie!-mówię, tym razem to ja łapię go za łokieć próbując zatrzymać, niestety już w trakcie jego teleportacji. Czuję ucisk w żołądku i ląduje wraz z nim w Malfoy Manor. Zastanawiam się chwile, czy nie spotkam jego rodziców po czym uświadamiam sobie, ze nie żyją. Dociera do mnie, jak mało o nim wiem. Przez pół roku romansu nie rozmawialiśmy zbyt wiele i to mnie nawet zabolało.
-Draco- mówię ściągając na siebie jego obojętny wzrok.- Porozmawiajmy, proszę. Wiem schrzaniłam wszystko. Ale nie mogę go zostawić. Złamałabym mu tym serce. Nie mogę. Ale nie chcę tez zostawiać Ciebie. To jest skomplikowane. Ciągnie mnie do Ciebie jak ćmę do ognia. Nie mogę się nie zbliżać, mimo że to jest złe. Wiem, ze wygląda to tak jakby zależało mi tylko na sexie i na twoim ciele. Ale tak nie jest. Jesteś wspaniałym facetem i nie wiem co trzyma cię przy mnie. Jestem nieznośna, wredna, robię ci wyrzuty, a Ty przy mnie trwasz.- kontynuuje przez łzy, nie mogę go stracić.
Nagle przypiera mnie do ściany i całuje do utraty tchu. Władczo, tęsknie i tak jak tylko on potrafi. Po czym odsuwa się ode mnie. A w jego oczach widzę, ze mnie testuje, testuje jak długo z nim wytrzymam bez stosunku. Oczywiście. To w końcu Malfoy. Skoro tak... to sobie porozmawiamy.
-Kawa czy herbata?- pyta
-Kawa, trzy łyżeczki rozpuszczalna, nie słodzona.- odpowiadam zasypując go stosem informacji na mój temat. Widzę jego uśmiech w kącikach ust. I te seksowne iskierki w oczach.
-Widzisz i tu się różnimy, kawa ma być słodka i z mlekiem.- odpowiada z tym swoim seksownym uśmiechem.
-Ble.Kawa z cukrem. Ble, ble, ble. Słodka i z mlekiem to jest czekolada...
***
Tak minęła nam cała noc, na rozmowach przedrzeźnianiu się. Było jeszcze kilka takich i nie wszystkie były szczęśliwe. Były kłótnie i zazdrości. Tajemnice i niespodzianki. Życiowe nieszczęścia i smutki. Ale byliśmy razem, a to było najważniejsze.
Ale teraz przeniosę Was do stycznia. Miesiąca który wszystko zmienił. Stycznia 2002 roku. Wtedy kiedy się załamałam i musiałam to ukryć.
Teraz wszystko zapowiada się sielankowo, ale uwierzcie, że tak nie było. Były wzloty i upadki. Były nieszczęścia i szczęścia. Ale mieliśmy siebie i z żadnej strony nie spodziewałam się tego tornada, które miało nadejść. Muszę kończyć. Ron wraca z kolejnej misji. I co najgorsze w co raz gorszym stanie.